'When darkness turnes to light, it ends tonight'
xxx
Obecnie
- Naprawdę nie wiem co cię tak bawi.- oburzyła się Bonnie zamykając drzwi do jakiegoś starego kościoła
- Ty.- odpowiedział dusząc się ze śmiechu Mikaelson.
- Niby czemu?!!
- Twoja mina gdy przeczytałaś to zaklęcie. Bezcenna. - odparł po czym znów zaczął się śmiać.
- Och słowo daję że już nigdy ci w niczym nie pomogę!
- Bonnie, bez przesady. Przepraszam. Wyprawić ci na przeprosiny wiedźmie piżama party?? - gdy popatrzyła na zwijającego się ze śmiechu chłopaka nie wytrzymała i też zaczęła się śmiać.
- Nienawidzę cię, ale to było całkiem zabawne...
xxx
Caroline weszła do świątyni i uważnie rozejrzała się po ciemnym wnętrzu. Nikogo tam nie było. Zaczęła nasłuchiwać - bicie serca. Ha! To znaczy że nie miała jakichś dziwnych halucynacji ani nic - ktoś tu był i to ktoś czyje serce pompowało krew. Co z tego że prawdopodobieństwo że to Bonnie wynosiło jakieś 1 do 7 miliardów.
W każdym razie, Caroline powoli szła w stronę bijącego serca. Nagle zobaczyła dziewczynę która od tyłu wyglądała jak Bonnie. Czy to możliwe że...
MOMENT CZY ONA WŁAŚNIE ZOBACZYŁA KOLA MIKAELSONA SIEDZĄCEGO OBOK BONNIE??!!
Zamrugała kilka razy.
Uff.. To było tylko przywidzenie. W końcu Bonnie rozmawiającą z pierwotnym i NIE mająca ochoty go zabić... To by było dziwne.
Na pewno nie aż tak dziwne jak twoja sympatia do innego Mikaelsona - powiedział jakiś głosik w jej głowie.
Och zamknij się! - uciszyła go Forbes. Nie miała teraz czasu na roztrząsanie swoich uczuć.
(Kilka godzin później)
xxx
- Przypominam ci wiedźmo, jeśli to tylko podstęp i Hope choćby włos spadnie z głowy to...
- Tak, wiem. Moja głowa spadnie z karku. Ty naprawdę lubisz uciszać ludzi gdy ci się sprzeciwiają. Chociaż myślałam że bardziej skłaniasz się ku ciosowi sztyletem w samo serce ..
Klaus z wampirzą prędkością znalazł się przy niej i złapał ją za gardło.
- Na twoim miejscu uważałbym. Gdyby nie moja siostra już dawno poszłabyś tam gdzie cała twoja rodzina.
Bonnie spojrzała mu hardo w oczy.
- Nie jestem twoim niewolnikiem. A tylko ja wiem jak odczarować Rebekę. -zablefowała - Więc lepiej TY uważaj.
- Bonnie nie denerwuj go. - usłyszała ostrzegawczy ton Kola.
Zignorowała go.
- A teraz, jeśli byłbyś tak miły, puść mnie i pozwól mi robić co do mnie należy.
Klaus bez słowa puścił dziewczynę. Ta osunęła się na podłogę i masując szyję głośno zaczerpnęła powietrza.
- Co ci odbiło żeby tak odzywać się do mojego brata??! Czy ty kompletnie nie masz instynktu samozachowawczego??!!
- Nie wiedziałam że znasz takie skomplikowane słowa.
- Nie próbuj zmienić tego w żart. Co ci jest?
Bonnie wbiła wzrok w podłogę. Sama nie wiedziała czemu jest aż tak wściekła. Emocje które odczuwała nie miały żadnej konkretnej przyczyny. Jeszcze nigdy nie była aż tak wściekła, ironiczna i odważna jednocześnie.
- Nie wiem co mi jest Kol! To zaczęło się kilka minut temu i nic nie mogę na to poradzić!! Jestem tak wściekła... Na wszystkich. Ale najbardziej na Klausa. I nie mam pojęcia dlaczego. O boże, zaczynam gadać jak Elena. Brakuje jeszcze żeby wszyscy zaczęli mnie pocieszać i ratować. - Ledwo wypowiedziała te słowa, a złapała się za usta i z przerażeniem spojrzała na ducha.
Kol spojrzał na nią wstrząśnięty.
- Skarbie, myślę że są tylko dwa wyjaśnienia tej sytuacji. I żadne ci się nie spodoba.
xxxx
- Cami! Poczekaj chwilę!
Blondynka obróciła się za siebie i zobaczyła Elijah Mikaelsona biegnącego w jej stronę. Uśmiechnęła się pod nosem. Jak zawsze był ubrany w garnitur. Kiedyś wysnuła całą teorię na ten temat. Teraz jednak Elijah najwyraźniej odzyskał równowagę. Być może dlatego że w pobliżu nie ma Hayley, stwierdziła złośliwie.
- Witaj Elijah. Coś się stało??
-Nie, a przynajmniej nic złego. - uśmiechnął się szeroko. - Wpuścisz mnie do środka??
- W zasadzie to otwieramy dopiero za godzinę..
- Tym lepiej. Mam coś dla ciebie.
Camille zaśmiała się.
- Skoro tak... Mam tylko nadzieję że to jakiś ładny prezent a nie list od komornika.
Mówiąc to przekręciła klucz drzwi do baru. Już miała tak jak zawsze je popchnąć i wejść do środka, gdy zobaczyła że już się uchylają. Elijah przytrzymał je dla niej i weszli do środka.
Kobieta nie cierpiała tego miejsca, choć czasem udawało jej się przekonać samą siebie że lubi to co robi. W rzeczywistości czuła się tak jakbym rozczarowała wszystkich - a już najbardziej siebie. Uwielbiała swój wyuczony zawód - pomaganie ludziom było po prostu jej powołaniem. Tyle że nie wszyscy zwracali się po tą pomoc. Nawet ich rozumiała - wizyty u psychologa nie były ani tanie, ani przyjemne, zaś efekty nader wątpliwe. I właśnie dlatego wylądowała za ladą baru.
Nie wstydziła się swojej pracy. Była uczciwa i nieźle płatna. Ale mimo wszystko pozostawiała niedosyt.
A później w jej życie wkroczył Klaus, Marcel, wiedźmy, wampiry i nie wiadomo co jeszcze. A ona zamiast uciekać czy się zdystansować zaczęła się zajmować ich problemami.
Do tych wszystkich rzeczy przyznawała się przed sobą z ręką na sercu. Ale jednego nigdy nie przyznała - że codziennie wstawała z łóżka mając nadzieję na spotkanie Klausa Mikaelsona.
- Cami??
Nagle zauważyła że Elijah macha ręką przed jej oczami.
- T-tak??
- Coś nie tak? Kompletnie odpłynęłaś z tego świata.
- Przepraszam, ja..
Zarumieniła się. Gorączkowo szukała w głowie jakiejś wymówki.
- Ehem..Ja...
- Spokojnie Camille, nie musisz mi nic tłumaczyć. - zaśmiał się.
- To.. o jakim prezencie mówiłeś? - spytała szybko, mając nadzieję jak najszybciej zmienić temat.
- A, no tak. W zasadzie to prezent jest od Hope, ale przed jej wyjazdem nie było czasu żeby... - Elijah zasępił się. Dopiero teraz zorientował się że nie dali Hope nawet minuty żeby mogła pożegnać się z, bądź co bądź, kobietą która zastępowała jej matkę.
- Hej, Elijah, nie musisz mi niczego wyjaśniać. Było mało czasu, a Klaus był zbyt zajęty Caroline żeby przypomnieć sobie o moim istnieniu.
Elijah uśmiechnął się złośliwie. To była Camille którą znał - wiecznie zazdrosna o Klausa.
- Camille, nie chciałbym cię w ranić, ale Klausa i tą dziewczynę zawsze łączyło coś wyjątkowego. I chyba...
- Wiem że on ją kocha Elijah. Nie owijaj tego w bawełnę. To widać. Po sposobie w jaki na nią patrzy, jak do niej mówi, jak ją rysuje.... - barmankę zaczęło dławić w gardle.
- Zapomniałem że jesteś psychologiem. - mruknął mężczyzna po czym podszedł do niej i niezręcznie objął drgającą przyjaciółkę.
- Chcesz zobaczyć prezent od Hope?
Pokiwała głową.
- Proszę. - podał jej teczkę i skierował się do drzwi.
- Elijah!
Zaskoczony odwrócił się w stronę Cami.
- Tak?
- Dziękuję. To.... To musi być dla ciebie dziwna sytuacja. W końcu nie jesteśmy blisko i rzadko rozmawiamy o czymś innym niż Hope.. Więc.. Tym bardziej dziękuję. - zaśmiała się i otarła łzy.
- Nie musisz dziękować Camille. Jesteś dla mnie, dla Hope, dla całej naszej rodziny bardzo ważna. I zawsze będziesz. Więc nie martw się Caroline. Myślę że mogłybyście stać się przyjaciółkami.
- Pomyślę nad tym. Ale tylko dla ciebie i Hope.
- A Niklaus?? - spytał zdziwiony Mikaelson.
- Dla niego niech postara się Caroline. - odparła obojętnym tonem.
- Eee..
- Do zobaczenia Elijah.
- Do zobaczenia.
xxx
- Jakie dwa wyjaśnienia?!
- Chętnie bym ci to wszystko opowiedział, ale chyba masz jakieś zaklęcie do rzucenia. Najpierw zajmij się Rebeką, później pogadamy.
- Dobrze. Ale nawet nie myśl żeby rozpraszać mnie w czasie rytuału.
- Oh Bonnie, za kogo ty mnie uważasz! Mam wprawę w nieprzeszkadzaniu czarownicom wykonującym zaklęcia.
Zakład że jedną z tych czarownic była Davina, pomyślała dziewczyna.
O boże, czy ona była zazdrosna o... Kola Mikaelsona?? Nie, to niemożliwe. Przypomniała sobie o tym co działo się z nią od kilku minut. No tak, coś dziwnego wpływało na jej emocje. Kol mówił że można to jakoś wytłumaczyć, nawet na dwa sposoby.
Odetchnęła z ulgą. Gdyby NAPRAWDĘ była zazdrosna o Kola, to sytuacja uległa by diametralnej zmianie. Bo znaczyłoby to, że coś do niego czuje. I to coś innego niż czysto przyjacielską sympatię. A biorąc pod uwagę jak do tej pory kończyły się jej związki (w zasadzie to nie było ich za wiele), to ten z Kolem byłby katastrofą. Byli kompletnie różni, pewnie cały czas by się kłócili.
A może nie??
xxx
- Caroline? Co się dzieje?
Hope targała blondynkę za kurtkę.
- Dlaczego tata jest taki dziwny?? Caroline!
Dziewczyna westchnęła.
- Nie martw się Hope, wszystko będzie dobrze. Po prostu tata.. Dowiedział się czegoś nowego i nie wie jak na to zareagować. Niedługo mu przejdzie.
- A ciocia Rebeka? Czemu jest taka nieruchoma?
Caroline nie wiedziała co powinna powiedzieć córce Klausa. Czy pięciolatka jest w stanie zrozumieć tą pogmatwaną sytuację?
- Rebeka... Nie czuje się najlepiej. Ktoś rzucił na nią potężne czary. Ale wiesz co?? Bonnie, ta ciemnoskóra dziewczyna jest bardzo potężną wiedźmą i za chwilę pomoże twojej cioci.
- To dobrze.. Ale czy poradzi sobie sama? Tata mówi że czarownice nie zawsze mają wystarczająco mocy żeby... - dziewczynka wzdrygnęła się - przeżyć zaklęcie.
- Kochanie, to bardzo miło z twojej strony że martwisz się o Bonnie. I masz rację, to zaklęcie wymaga bardzo wiele mocy. A ona ostatnio jest słabsza.
- To znaczy że.....
- Że będzie potrzebowała małej pomocy.
- Ale od kogo? Przecież nikogo innego tu nie ma...
- Hope, jest tylko jedna osoba w tym mieszkaniu oprócz Bonnie która ma takie super moce. To ty kochanie. - Caroline przytuliła ją. - Ale nie martw się niczym, nic ci się nie stanie. Obiecuję.
- A ciocia Rebeka się obudzi??
- Ciocia Rebeka się obudzi. - zapewniła ją Forbes. - Zgadzasz się Hope?
- Zgadzam się. - odparła poważnie dziewczynka.
xxx
- Dasz radę Bonnie.
- Wiem. - odparła zestresowana wiedźma. - A teraz siedź cicho, nie mogę rozmawiać z nimi gdy będziesz wszystko komentował.
- Jak pani rozkaże. - Kol ukłonił się przed nią i zaśmiał się.
Bonnie wstała z podłogi i wyszła z pokoju, zostawiając Kola samego z ciałem Rebeki.
Gdy wyszła usłyszała Caroline rozmawiającą z Hope. Gdy weszła do nich Caroline spojrzała na nią uspokajająco i biorąc Hope za rękę podeszła bliżej.
- Hope, teraz zaopiekuje się tobą Bonnie. Nie bój się, jest bardzo miła.
Dziewczynka tylko skinęła głową. A Caroline kontynuowała.
- Ja pójdę teraz porozmawiać z twoim tatą i wujkiem Stefanem, dobrze?
- Yhym.
Caroline szybko wyszła, a Bonnie zrobiło się strasznie niezręcznie.
- Nazywasz się Hope, tak?
- Ehem.
- I pewnie wiesz że ja jestem Bonnie.
- Caroline mi powiedziała. Jesteś czarownicą i skorzystasz z mojej mocy żeby wybudzić ciocię.
- Tak, coś w tym stylu. Ale nie o tym chcę z tobą rozmawiać. To znaczy o tym też, ale szczególnie o tym że ty również jesteś wiedźmą. Wiem że to brzmi strasznie i trochę głupio..
- Fakt.
- Ale coś ci pokażę, dobrze?? Obiecuję że będzie ciekawe.
- Yhym..
- Jesteś beznadziejną wiedźmią mentorką skarbie. - Bonnie aż podskoczyła gdy poczuła oddech Kola tuż przy swoim uchu. - Tak, wiem, miałem ci nie przeszkadzać. Ale pogawędka z nieświadomą siostrą była raczej nudna.
- Bonnie, co się dzieje?? - Hope wpatrywała się w nią jak w wariatkę.
- Nic, po prostu.... Może pokażę ci to co chciałam i za chwilę pogadamy??
- Dobrze. Ale nie myśl że nie upomnę się o wyjaśnienia. - dziewczynka pogroziła jej palcem. Była przy tym tak podobna do Caroline że Bonnie nie mogła powstrzymać śmiechu.
xxx
- Alis monare in perpetuum contare set.
Bonnie trzymała w ręce lusterko i wpatrywała się w nie intensywnie wypowiadając słowa zaklęcia.
- Alis monare in perpetuum contare set. Alis monare in perpetuum contare set!
Nagle powierzchnia lustra zaczęła falować tak jakby była wodą. Gdy tafla zastygła, Hope zauważyła że nie jest ono dłużej odbiciem. Lustro bardziej przypominało teraz obraz.
- Co zrobiłaś? - spytała zafascynowana dziewczynka.
- Sprawdź. Weź je do ręki i spytaj o coś. No, dalej! - zachęciła.
Hope niepewnie wzięła do ręki zwierciadło.
- Czy ciocia Rebeka wróci do siebie?
Lustro znów zafalowało. Po chwili zrobiło się jasno różowe.
- Co to znaczy??
- Nie wiem. Te lustra są jak sfinks - nigdy nie pokazują niczego dosłownie, ale za pomocą kolorów, dźwięków albo innych bodźców.
- Ale to lustro wszystko wie? - dopytywała.
- Można tak powiedzieć. Tyle że zamiast odpowiedzieć doprowadza cię do rozwiązania.
- To lustro jest bardzo wychowawcze. - stwierdziła Hope. - Mogę je zatrzymać?? Proszę, proszę, proszę, proszę.
- Oczywiście. Tylko uważaj - jest magiczne, ale równie kruche jak zwykłe lustra. A teraz czas zabrać się za najważniejsze zadanie na dziś. Za chwilę obudzimy Śpiąca Królewnę.
Hope tylko ścisnęła Bonnie za rękę. Wiedziała, że nie ma się czego bać, ale wcale nie zmniejszało to jej stresu.
Witajcie kochani!
Nowy rozdział jak zwykle w sobotę a my przy okazji chciałybyśmy wam ogromnie podziękować! Po pierwsze: Ten blog w ciągu jakichś dwóch miesięcy zyskał aż 4000 wyświetleń. Nawet nie wiecie jakie jesteśmy z tego powodu szczęśliwe. Poza tym - chciałybyśmy jeszcze raz strasznie podziękować elose, autorce naszego nowego genialnego szablonu. Naszej wdzięczności nie da się wyrazić słowami. Jesteś cudowna i bardzo cieszymy się że trafiłaś na tego bloga i wciąż tu z nami jesteś. Dziękujemy wszystkim - tym wymienionym i niewymienionym. Mamy nadzieję że nie zawiodłyśmy waszych oczekiwań do tej pory. Tak więc komentujcie, czytajcie i tak dalej.
Buziaki
Mar&Yacker
P.S. Tych którzy chcą zareklamować swojego bloga czy po prostu chcą żebyśmy go przeczytały - odsyłamy do zakładki spam ;)
P.S.2. Jaka jest wasza ulubiona para w tym opowiadaniu? My z Yacker jakoś nie potrafimy wybrać :)
jej, jakie to genialne! *.* Haha, dobrze tak Cami! Dobrze, że wiedziała że jej miejsce nie jest przy Klausie. A relacje Caroline - Hope po prostu kocham, taka ta dziewczynka jest pocieszna że naprawdę aż chyba najlepsza z całego rozdziału! I tylko proszę o jedno...dużo Klaroline w nastepnym rozdziale, dacie radę ? :D Aaa i radzę zajrzeć do spamu :)
OdpowiedzUsuńProszę, moje drogie. To była sama przyjemność dla mnie, tworząc dla was szablon. Przecież, jest to jeden z moich ulubionych opowiadań, musiałam dać coś od siebie, żebyście wiedziały, że jestem z wami na dobre i na złe. Always & Forever, prawda?
OdpowiedzUsuńCo do rozdziału, czekam na dalszy wątek Caroline i Klausa. Od razu wiadomo, że jestem ich fanką. Kurcze, ja ich kocham ponad życie. Huehue, chociaż nie lubię Cami, to tutaj jest całkiem, całkiem fajną babką. Jaka ona zazdrosna. Widzę, że jakoś między nią a Elijah'ą coś się dzieje. Hope jest taka urocza i słodka. Bonnie czasem ma gadane, za to dziewczynę uwielbiam. No i pozostaje jeszcze Kol i Bexy. Tak mi szkoda Rebekah, a Kol... jest po prostu genialny. Brakowało mi jedynie Stefana i Klausa, ale zgaduję, że dacie nam ich scenę w następnym rozdziale. Więc czekam niecierpliwie.
Mogę prosić byście napisały w kolumnie po prawej, w informacjach skąd pochodzi szablon? Bo pomyślałam, że może stworzę jakąś mini szabloniarnię i przydałoby się trochę ją rozgłosić. Oczywiście, jeśli to nie problem ^^
Pozdrawiam i życzę weny, moje drogie :*
xoxo, elose
Rozdział jak zwykle genialny :)
OdpowiedzUsuńHope i Caroline są cudowne , Kol i Bonnie również . Zawsze lubiłam Kennet , ale w waszym opowiadaniu je po prostu ubóstwiam<3
Czekam na dalszy rozwój wydarzeń i na Stebekhe oraz Klefana haah xD ♥
Pozdrawiam :* , u mnie rozdział pojawi się wieczorem :)