Playlista

niedziela, 26 lipca 2015

Rozdział 19

"Here we are at the to of a hill, a hill that's quietly crumbling"

***

Rebeka siedziała na swoim łóżku i bezmyślnie wpatrywała się w ścianę. Nie miała ochoty spać (bo jakby nie patrzeć ostatnie dni spędziła w śpiączce) ale była zbyt znużona żeby robić coś konkretnego.
Od momentu gdy się obudziła chciała porozmawiać ze Stefanem, ale jakoś nic z tego nie wyszło: Najpierw Hope nie chciała odejść od niej na krok, a później ta wiedźma Bennett zaczęła się wypytywać o Kola. I koniec końców świeżo wybudzona wampirzyca siedziała sama w pokoju.
Może on w ogóle nie chce z nią rozmawiać? W końcu minęło trochę czasu, pewnie przemyślał całą sprawę i teraz chce o tym zapomnieć. Tak, to wyglądało na Stefana - powiedzieć coś, zastanowić się nad konsekwencjami i wreszcie wycofać.
A może on czeka na jej ruch? Wyznał swoje uczucia a teraz czeka na jej reakcję.
Cholera, technicznie rzecz biorąc ona nic nie odpowiedziała na to jego wyznanie!
Dobra, raz się żyje.
Wstała z łóżka i powoli (baaardzo powoooli) wyszła z pokoju. Później skierowała się w stronę jego drzwi. Szła tak, jakby czekała na jakiś znak który każe jej zawrócić. Ale jak na złość nic się nie stało - nikt nawet nie wszedł jej w drogę.
W końcu wzięła głęboki oddech i zapukała w drzwi - lekko, jakby w ogóle nie chciała żeby usłyszał.
- Rebeka? Coś się stało?
- Nie. Nic. Ja tylko... Nie, to głupie, nieważne. Nic się nie stało, dobranoc!
Odwróciła się na pięcie, ale po chwili się zatrzymała.
- Chociaż w zasadzie to... Stało się!
Ponownie spojrzała w jego stronę.
- Wpadłam w śpiączkę.
- Wiem. - odpowiedział lekko zdziwiony - Byłem tam. - uśmiechnął się.
Nawet nie zwróciła na to uwagi.
- Wpadłam w śpiączkę - kontynuowała - ale zanim to się stało, powiedziałeś mi coś. To znaczy powiedziałeś coś co zabrzmiało jakbyś chciał powiedzieć... Jakbyś chciał powiedzieć że mnie kochasz. A ja nie wiem co o tym myśleć! Ja.. Ja nie miałam nawet czasu żeby jakoś ci na to odpowiedzieć... I teraz.. Teraz chciałabym o tym pogadać. Ale nie wiem.... Nie wiem czy ty jeszcze chcesz? Czy może w przypadkach śpiączki nie przyjmujesz reklamacji? - zaśmiała się nerwowo.
- Nie wiem czy tu jest dużo do omawiania Rebeka. Powiedziałem... co powiedziałem. Ale jeśli ty nie jesteś pewna, to... to ja poczekam. - spojrzał jej w oczy i znowu się uśmiechnął - poczekam Rebeka. W końcu jakby nie patrzeć ty kiedyś czekałaś na mnie 80 lat.
- W trumnie. - Przypomniała.
- W trumnie. Więc jeśli potrzebujesz czasu żeby przemyśleć kilka spraw... To ja nie naciskam. Dobranoc Rebeka. - chciał zamknąć drzwi gdy nagle kobieta go powstrzymała.
- Coś jeszcze? - spytał zdezorientowany Salvatore.
- Owszem. To bardzo szlachetnie z twojej strony że chcesz na mnie czekać. Ale do jasnej ciasnej, ja nie potrzebuję czasu!! Jeszcze tego nie zrozumiałeś? Nie potrzebuję czasu. Ale jeśli mamy spróbować, bez Eleny w tle i z włączonym człowieczeństwem, to muszę wiedzieć jedną rzecz. Czy ty..
- Tak.
- Ale jeszcze nie...
- Ale ja już odpowiadam. Tak, kocham cię Rebeka! Powiedziałem ci już to!
- Chciałam się upewnić. - zaśmiała się blondynka. - A poza tym dobrze się składa. Bo ja też cię kocham.
Stefan spojrzał na nią i parsknął śmiechem.
- Rzeczywiście dobrze się składa. - Powiedział obejmując ją.

***

- Oj oj oj, ktoś tu chyba powinien już spać prawda?
Hope spojrzała na Bonnie na wpół przymkniętymi oczami.
- N-niby k-ktooo??? - spytała a następnie rozdzierająco ziewnęła.
- Pewna młoda dama której kleją się oczy.
- Czy nie ma zaklęć które sprawiają że n-nie trzeba spaać??
- Nigdy się nad tym nie zastanawiałam. Ale nie zmieniaj tematu Hope, musisz już iść spać.
- Ale wszyscy jeszcze nie śpią! - zaprotestowała dziewczynka, nagle bardzo rozbudzona.
- Taak??
- Tak! Tata i Caroline poszli na spacer, ciocia Rebeka poszła do wujka Stefana i jeszcze stamtąd nie wyszli a ty...
- A ja poszłam do ciebie.
- Bo wujek Kol zniknął. Inaczej poszłabyś do niego. - Stwierdziła złośliwie nieodrodna córka swojego ojca.
- Co- co ty właśnie powiedziałaś??!
- Że poszłabyś do wujka Kola. No bo nie poszłabyś gdybyś mogła?
- Skąd wiesz o...
- Widziałam go dzisiaj. Z tobą. Jak trzymaliście się za ręce. W kreskówkach jak ludzie trzymają się za ręce to znaczy że są zakochani. Jesteś zakochana w wujku Kolu?
- Właśnie, jesteś zakochana w wujku Kolu? - Bonnie usłyszała głos Kola tuż przy uchu i spojrzała na niego oburzonym wzrokiem.
- Hope, czas spać.
- Bonnie, dzieciak ma trochę racji. Jak mogłabyś się nie zakochać w wujku Kolu?
Dlaczego on zawsze pojawia się w najgorszych momentach, pomyślała wiedźma.
Hope wpatrywała się w nią rozbawiona.
- Wujek Kol teraz też tu jest, prawda?
- Hope Mikaelson, jeśli twój ojciec zobaczy że o tej porze jeszcze nie śpisz to urwie mi głowę, a tego byś nie chciała prawda?
- Wujek Kol na pewno by tego nie chciał.. - zachichotała dziewczynka, ale od razu zamilkła. - Już idę spać. Dobranoc!
- Zaraz przyjdę sprawdzić czy na pewno śpisz!
Bonnie bez sił opadła na kanapę.
- To dziecko chyba naoglądało się za dużo telenowel.
- Albo ma po prostu szósty zmysł skarbie.
- Masz szczęście że chce mi się spać, bo inaczej.. usłyszałbyś... bardzo... niemiłe.. słoooo...waa....
Po chwili pokój wypełniał już tylko świszczący oddech Bennett.

***

- Jak to musicie już jechać? A ja?- spytała ze łzami w oczach dziewczynka
- Hope teraz zostaniesz tu z ciocią, ponieważ Nowy Orlean nie jest teraz bezpieczny dla ciebie. Rozumiesz?- próbował wytłumaczyć córce Klaus
- Tak, tatusiu.- powiedziała smętnie Hope i przytuliła się do ojca- Ale będziesz do mnie dzwonił?- zapytała go po chwili.
- Codziennie.- obiecał Mikaelson po czym ucałował córkę w czoło i pozwolił jej pożegnać się z Caroline
- Będę tęsknić.- powiedziała tuląc się do blondynki
- Ja też.- odpowiedziała jej Care
- Pilnuj taty, okey?- szepnęła do niej po chwili pięciolatka, na co Forbes zaśmiała się i przytaknęła.
- Musimy już iść.- westchnął smętnie Klaus po czym razem z Caroline skierowali się do wyjścia.
- Pilnujcie się tutaj.- powiedział na odchodnym do siostry Mikaelson
- Będziemy.- zaśmiała się Rebeka jedną ręką obejmując bratanicę, a drugą swojego nowego chłopaka.
- A ty...- zwrócił się do Stefana
- Mam się zachowywać bo urwiesz mi łeb.- wszedł mu w słowo Salvatore po czym usłyszał dochodzący z za drzwi głos Caroline
- A ja mu w tym pomogę i ty już wiesz czemu!
- Tak, tak dotarło.- mruknął Stefan na co Hope i Rebekah zachichotały
- No to do zobaczenia.- pożegnał się Klaus po raz ostatni i zamknął za sobą drzwi.

***

- Myślałaś, że o tobie zapomniałam?- powiedziała brunetka zakłócając spokój Sheili Bennett
- Nie, ale bardzo na to liczyłam.- westchnęła czarownica patrząc z niechęcią na dziewczynę.- Co chcesz?- zapytała
- Ty dobrze wiesz co ja chcę i powiedziałaś, że mi to dasz.- warknęła wampirzyca
- Powiedziałam, że MOGĘ ci to dać, nie powiedziałam, że to zrobię.- stwierdziła poirytowana wiedźma
- Nie pogrywaj sobie ze mną bo...
- Bo co? Co mi zrobisz? Już jestem martwa.- zakpiła Sheila patrząc na brunetkę- Nie możesz mnie do niczego zmusić.
- Ale obiecałaś, zajrzałaś w moje wspomnienia, powiedziałaś że... Że mogę się tam pojawić chociaż na chwilę. Proszę cię to dla mnie bardzo ważne.- wyznała zdeterminowana do osiągnięcia swojego celu dziewczyna.
- No dobrze, ale będziesz miała godzinę. Tak jak mówiłam nikt nie będzie cię słyszał ani widział, pasuje?- zgodziła się dla świętego spokoju wiedźma Bennett
- Świetnie. Dzi... Dzię...- próbowała wydusić z siebie wampirzyca
- Nie wysilaj się.- prychnęła Sheila po czym zabrała się do rzucania czaru- Przez cały czas myśl o osobie, którą chcesz znaleźć to bardzo ważne, rozumiesz?- zapytała po czym wróciła do odprawiania rytuału. Kiedy skończyła była całkowicie sama...

***

- Przestań wpatrywać się w ten telefon.- powiedziała poirytowana Caroline- Jedziemy od pół godziny nic im nie będzie.
- No wiem. Sprawdzałem tylko czy przypadkiem nie wyciszyłem telefonu.
- Ta jasne.- prychnęła Care. Odkąd wyjechali z Nowego Yorku nie zamienili ze sobą praktycznie ani jednego słowa. Było to dość krępujące zwłaszcza po rozmowie jaką odbyli poprzedniego wieczora, ale żadne z nich nie potrafiło rozpocząć rozmowy. Zawsze kiedy byli razem towarzyszyła im Hope lub Marcel i wyglądało na to, że dopiero teraz gdy byli zamknięci tylko we dwoje w małym samochodzie zdali sobie z tego sprawę.
- O czym tak rozmyślasz?- zapytał Klaus widząc skupioną minę Caroline
- A o wszystkim po trochu. O Hope, Stefanie i Rebece, o tym skąd Bonnie tyle wie.- zaczęła wymieniać, a po chwili dodała.- O nas.
- Mam pewien pomysł.- powiedział słysząc jej odpowiedź Klaus, a ona tylko rzuciła mu pytające spojrzenie- Podobno byłaś na wycieczce krajoznawczej kiedy twój kolega cię zostawił dla mojej siostrzyczki.
- Nie przypominaj, bo mam ochotę go za to zabić.- przerwała mu Forbes, na co Mikaelson zaśmiał się i kontynuował swoją wypowiedź.
- W każdym razie co ty na to żeby kontynuować tą podróż?
- Że co?- zapytała zdezorientowana Caroline
- No wybierz jedno miejsce, które chciałabyś zobaczyć i pojedziemy tam.
- No a co z Nowym Orleanem, mordercą Eleny i tym wszystkim?- dopytywała
- To tylko jeden dzień więcej Care, poradzą sobie bez nas.- przekonywał ją wampir
- Ale...
- Nie chcesz jechać?- zapytał zrezygnowany
- Nie no chcę tylko... A zresztą nieważne. To gdzie jedziemy?- zapytała wesoło Caroline i posłała Klausowi uśmiech, który wampir tak bardzo uwielbiał.
- Przed siebie.- powiedział Mikaelson i wcisnął pedał gazu.

***

- To Klaus?- zapytała Cami spoglądając na telefon Elijahy.
- Tak pisze, że przyjadą z opóźnieniem, bo chcą gdzieś po drodze wstąpić.- odpowiedział jej wampir odkładając urządzenie na stół zawalony stertą książek.
- Niby gdzie?
- A bo ja wiem. To Niklaus, za nim nie dojdziesz.
- No nie mów...- mruknęła pod nosem Camille, a Elijah popatrzył na nią z dezaprobatą. Jak ona po tylu latach ciągle mogła do niego wzdychać? Podobno miłość jest ślepa, ale w tym wypadku to musiała być też zdrowo stuknięta. Chociaż on kiedyś też był zakochany bez pamięci w kimś kto nie był tego wart...
- Haalooo...- usłyszał nagle- W ogóle mnie nie słuchałeś prawda?- zapytała Cami
- Przepraszam, zamyśliłem się.
- Zauważyłam. Pytałam się czy skoro i tak nie mamy nic ciekawego do roboty, to nie chciałbyś iść na jakiś spacer, czy coś...- powtórzyła dziewczyna
- A powiem ci, że chętnie.- zgodził się bez wahania Mikaelson- To gdzie idziemy?- zapytał podnosząc się z sofy i ruszając o drzwi.
- No nie wiem, ty coś wymyśl.- powiedziała uśmiechnięta Camille i dołączyła do niego.
- No nie...- powiedział nagle Elijah, a Cami rzuciła mu pytające spojrzenie- Nie wziąłem telefonu, poczekaj sekundę, ok?- zapytał i nie czekając na odpowiedź w wampirzym tempie pobiegł do salonu. Kiedy do niego wszedł na sofie siedziała...- Niemożliwe powiedział i zamrugał kilka razy. Postać momentalnie zniknęła.- Zaczynam wariować.- mruknął po czym wziął telefon nie zaprzątając sobie głowy tą jednorazową halucynacją...

~~~~~~~~~~~
Witamy :D
Rozdział miał być dopiero jutro, ale NIESPODZIANKA! Udało nam się zebrać w sobie i skończyć go wcześniej. Uwierzcie nie było to proste zważając na naszego wakacyjnego lenia, więc mamy nadzieję, że rozdział nie jest zupełnie bez sensu ;) Przy okazji chciałybyśmy bardzo, bardzo baaaardzo podziękować za ponad 5000 wyświetleń. Wiemy, że dla niektórych to nieduża liczba, ale dla nas to ogromny sukces, z którego niezmiernie się cieszymy. Dziękujemy też za wasze motywujące komentarze i mamy nadzieję, że ich liczba będzie wzrastać z każdym dniem :)
Buziaczki ;*
Mar&Yacker <3

wtorek, 14 lipca 2015

Rozdział 18

"Give into your dark side
I've seen the way you look at me: it feels right"
Kilka godzin wstecz
***
- Bonnie?- zapytała niepewnie Caroline podchodząc do siedzącej tyłem brunetki. Gdy ta odwróciła się na dźwięk jej głosu Forbes nie miała wątpliwości, że właśnie odnalazła swoją dawną przyjaciółkę.
- Caroline? Co ty tu robisz?- zapytała zaskoczona wiedźma
- To samo pytanie mogłabym zadać tobie.- odpowiedziała oschle Care
- Chowam się przed burzą.- stwierdziła Bonnie ignorując agresywną postawę blondynki
- W środku Nowego Yorku?
- Tak, a czemu nie? To bardzo ładne miasto.- stwierdziła Bennett wymijająco
- No co kto lubi...- mruknęła pod nosem i  mogłaby przysiąc że usłyszała cichy męski śmiech.
- Odwal się.- powiedziała znienacka Bonnie co było ogromnym błędem.
- Co proszę?!- zapytała rozwścieczona Caroline
- To nie było do ciebie.- próbowała wytłumaczyć się wiedźma, jednak Forbes już jej nie słuchała. Jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki wróciły do niej wszystkie wspomnienia z Mistic Falls. Zachowanie Bonnie i Eleny, ich próby "pocieszania" Care, aż do wyjazdu w nieznane.
- Ty serio każesz mi się odwalić?! Po tym wszystkim co razem z Eleną żeście mi zrobiły?! Ty mała, podła, wredna...- niestety nie dane jej było dokończyć, bo Bonnie weszła jej znienacka w słowo.
- Wiem jak odczarować Rebekhę.
- Co?!-zapytała zdezorientowana Forbes.
- No wiem, nie pytaj jak i czemu bo to dość długa i pokręcona historia, ale wiem i sądzę, że ty potrzebujesz tej informacji bardziej niż ja, więc  zamiast się drzeć i rozpamiętywać dawne czasy po prostu mnie do niej zaprowadź.- wyrzuciła z siebie na jednym oddechu.
- Yyyyy.... No dobrze...- zgodziła się ciągle zszokowana tym wyznaniem Caroline.- A co do Eleny...- zaczęła po chwili
- Nie ważne. Zerwałam z nią kontakt kilka miesięcy po twoim wyjeździe. Nie obchodzi mnie co się z nią stało.
- Jak tam chcesz...- mruknęła Care szczęśliwa, że to nie ona musi być osobą, która zaznajomi Bennett z faktem iż Elena Gilbert jest martwa.- No to skoro jesteś taka wszechwiedząca i potrafisz obudzić blondi chodź ze mną. Jest niedaleko stąd.- powiedziała Caroline i ruszyła razem z Bon do domu wampirzycy.
***
- Ty sprawdź piwnicę, a ja pójdę na górę.- zarządził Stefan
- Nie rozkazuj mi.- odszczeknął Klaus
- Mój dom-moje zasady.- powiedział pewnie Salvatore
- Dom MOJEJ siostry.- uściślił Mikaelson, po czym bez zbędnych komentarzy udał się na piętro, by szukać zaginionej córeczki. Technicznie rzecz biorąc Klaus wcale nie nienawidził Salvatore'a, tak bardzo jak pokazywał. Oczywiście miał mu wiele do zarzucenia: złamane serce siostry, nieposłuszeństwo, intrygi w 90% przypadków uwzględniające jego śmierć, ale poniekąd wiedział, że sam bez winy nie był. Tyle że... Wiedzieć to jedno, a przyznać się do tego to zupełnie inna historia, do której Klaus nawet po tylu latach nie był w stanie się przełamać. Takie o to rozmyślania snuł przechadzając się po pokojach domu i wołając swojej córki. Wierzył w to, że Hope ciągle jest w domu, a jeżeli nie to nie odeszła daleko. "W końcu to rozważna dziewczynka" powtarzał w myślach. Jednak cichy głos w jego głowie podszeptywał mu: " A co jeśli ktoś ją porwał? Co jeśli to...?"- Nie, to niemożliwe.- powiedział do siebie odganiając złe myśli i wchodząc do kolejnego pokoju. Pierwsze co rzuciło mu się w oczy to spoczywające na łóżku ciało.- Rebekah?- zapytał i podszedł bliżej. Nawet nie wyobrażacie sobie tego co poczuł, gdy obok nieruchomej siostry znalazł swój malutki skarb śpiący jak gdyby nigdy nic. "Po kim ona ma taki twardy sen?" pomyślał, jednak w duchu zaśmiał się iż to było bardzo podobne do jego młodszego brata Kola. Znaczy, ludzkiej wersji jego brata...- Oj, już widzę ten tryumfalny uśmiech wujka na twój widok.- powiedział po czym delikatnie
wziął swój skarb na ręce i zaniósł do salonu. Teraz pozostało mu już tylko znaleźć Caroline...
***
- To tutaj?- zapytała Bonnie podchodząc do domu wskazanego przez Caroline
- Tak, mówiłam ci, że to niedaleko.- odpowiedziała jej blondynka otwierając drzwi- Mam tylko nadzieję, że ci kretyni znaleźli Hope.- mruknęła
- Kogo?- zapytała zdezorientowana czarownica
- No moja siostrzenica, opowiadałem ci o niej co nie?- odezwał się do niej znienacka uradowany Kol, a ona tylko pokiwała z oburzeniem głową.- Nie... Jednak nie?- zapytał przepraszająco, ale w jego oczach Bonnie zobaczyła chochliki świadczące o radości z odnalezienia Rebekhi.
- Córka Klausa, później ci opowiem.- powiedziała otwierając drzwi. Oczom Bonnie ukazał się całkiem przytulny salon, a w nim Klaus, Stefan...- Na jego widok Bonnie spojrzała pytająco na Care, ale ona tylko wzruszyła ramionami.- pomiędzy nimi stała mała śliczna dziewczynka. Miała na oko może z pięć, sześć lat, mniej więcej wtedy Klaus...- No jasne!- powiedziała niechcący na głos, łącząc wszystkie fakty.
- Dziesięć punktów dla Bennett.- zaśmiał się Kol widząc jej minę, gdy wszystkie twarze zostały skierowane wprost na nią. Trochę mniej do śmiechu było mu, gdy zobaczył braciszka idącego prosto w ich stronę. Definitywnie nie wyglądał jakby chciał uściskać Bonnie na powitanie.
- Co ty tu do cholery robisz?- warknął czarownicy prosto w twarz, jednak ona zignorowała go zszokowana mocą jaka ogarnęła ją po wejściu do tego domu.
- Klaus ona wie jak nam pomóc...- zaczęła Caroline, jednak nawet ona nie była w stanie pohamować złości hybrydy.
- Nawet się nie odzywaj! My to sobie porozmawiamy później!- zagroził
- Nie odgrażaj się? Co ja jestem? Dwuletnie dziecko?- zaczęła wykłócać się Forbes, jednak Bonnie odpłynęła w swój świat. Była tylko ona i magia. Dużo magii. Wystarczająco na tyle by nie tylko obudzić Rebekhę, a pół Nowego Yorku. A moc ta dochodziła prosto od tego małego jasnowłosego aniołka. Ignorując cały panujący w domu zgiełk Bonnie powoli zbliżyła się do Hope, po czym powiedziała:
- Czarownica.- momentalnie wszystkie głosy skierowały się w jej stronę- Obudzę Rebekhę, ale potrzebuje tej małej. Ona jest czarownicą... Potężną czarownicą.
***
(Obecnie)
Klaus stał z boku, bacznie przypatrując się martwemu (miejmy nadzieję jeszcze tylko przez chwilę) ciału Rebeki, Wiedźma Bennett trzymając jego córkę za rękę, podeszła do wampirzycy. Rytuał miał się rozpocząć.
Spojrzał na Stefana, stojącego obok niego. Miał skrzyżowane ręce i z zapartym tchem przypatrywał się każdemu ruchowi wiedźmy. Klaus przez chwilę miał ochotę go pocieszyć, nawet nieznacznie wyciągnął dłoń w stronę Salvatora, ale zawahał się. Wbił wzrok w ziemię, a po chwili skierował go w stronę Caroline. Patrzyła w ich stronę, z tym swoim zatroskanym wyrazem twarzy. Pewnie martwi się o Stefana, pomyślał ojciec Hope. Szybko spojrzał na swoją siostrę i nie spuszczał z niej wzroku. Jednak gdy Bonnie przystąpiła do decydującego etapu zaklęcia, pocieszającym gestem położył rękę na ramieniu chłopaka (chyba) swojej siostry. I tak stali, zjednoczeni troską i nadzieją.
Gdy Caroline to ujrzała, uśmiechnęła się smutno. Aż tyle było potrzeba, żeby Klaus Mikaelson zapomniał o przeszłości. Jednak nadal był to jakiś postęp.
***
- Mortem in contrare. Uleum pepes demenio. Vitalis re!
Wyrzuciła w powietrze pył, który do tej pory spoczywał w jej rękach. Później pochyliła się, żeby porozmawiać z Hope.
- Hope. To już koniec. Świetnie się spisałaś. - uśmiechnęła się pokrzepiająco.
Mała skierowała na nią swoje błękitne oczy, tak bardzo podobne do oczu swojego ojca.
- To znaczy że ciocia Rebeka już się obudzi?!
Bonnie aż skurczył się żołądek na myśl że będzie musiała rozczarować dziewczynkę.
- Ekhem... Hope... Teraz musimy czekać. Szansa na to że rytuał się udał jest duża, ale nie ma..
- Rozumiem. - Przerwała jej wypowiedź młoda czarownica.
Wszyscy wpatrywali się w ciągle nieruchomą Rebekę. Bonnie spojrzała na Kola. Stał dokładnie naprzeciw niej. Starała się uśmiechnąć ze współczuciem, ale wyszedł z tego tylko jakiś nieudolny grymas. Zrobiło jej się wstyd. Nie potrafiła nawet go pocieszyć, nie mówiąc o pomocy!
Musiał zauważyć jej wzrok, bo po chwili usłyszała jego głos tuż za sobą.
- Nie obwiniaj się Bonnie, Zrobiłaś co mogłaś. I dziękuję ci za to. Bardzo ci dziękuję.
Mogła niemal zobaczyć jak się uśmiecha.
Instynktownie złapała go za rękę.
I ponownie nie zauważyli w tym nic dziwnego, Ani Kol i Bonnie, ani reszta.
Nikt nawet nie zauważył Kola. Oprócz jednej osoby.
Hope przez chwilę wpatrywała się w niego z otwartą buzią, ale później zauważyła splecione dłonie swojego wujka i czarownicy.
A że była sprytnym dzieckiem, nie dała nic po sobie poznać.
W końcu będzie mnóstwo okazji żeby porozmawiać z ciemnoskórą wiedźmą. A wtedy ona, Hope Mikaelson wszytskiego się dowie.
Nagle jednak dziewczynka zasępiła się. Po co znać wszystkie tajemnice, skoro nie będzie z kim o nich poplotkować??
***
Poczuła, że coś się zmieniło. Nie żeby zobaczyła światłość, usłyszała anielskie chóry czy coś. To było bardziej jakby obudziła się po....
JAKBY OBUDZIŁA SIĘ PO BYCIU ZASZTYLETOWANĄ!!!!
Nie, moment. Ostatni raz Klaus wbił jej sztylet w serce gdy chciała zostać ze Stefanem zamiast uciekać przed Michaelem.
Stefan!!
Ostatnią rzeczą którą pamietała było to, gdy powiedział jej że..
A co jeśli to był tylko sen??
Myślała nad tym tak intensywnie, że aż otworzyła oczy. I niechcący powiedziała na głos to co myślała..
- Jeśli on się teraz wszystkiego wyprze, to słowo daję że już nigdy....
I wtedy zauważyła Klausa, Hope, Stefana, Caroline i moment czy to była Bonnie Bennett?? W każdym razie, wszyscy oni wpatrywali się w nią zaskoczeni.
Nagle Klaus wybuchnął śmiechem.
- Witaj z powrotem siostrzyczko. Chyba ty i ten tu - wskazał głową na Stefana - macie sporo do omówienia.
A Stefan tylko podszedł do niej, i mocno ją przytulił.
I szczerze?? To że wszyscy się na nich gapili kompletnie przestało jej przeszkadzać. Zdołała jeszcze tylko usłyszeć Hope i Klausa.
- Czy to znaczy że mam nowego wujka?
- Po moim trupie kochanie. Ale najwyraźniej.
Zaśmiała się ze szczęścia. Znowu była w domu.
***
- Nadal masz ochotę na mnie nakrzyczeć?- zapytała zrelaksowana już Caroline.
- Tak,ale powiedzmy że możemy to odłożyć na jutro.- powiedział z uśmiechem Klaus. W związku z ostatnimi wydarzeniami był to widok tak rzadki, że Care poczuła ciepło w sercu widząc ten obraz.- Ale nie znikaj już tak nigdy, dobrze?- powiedział po chwili
- A co strach cię obleciał?- spróbowała obrócić to w żart Forbes
- Nie wyglupiaj się.- skarcił ją- Szukanie Hope to jedno, ale szukanie córki i zamartwianie się o ciebie to zupełnie co innego. Nie wiesz jeszcze wielu rzeczy, ale moja rodzina nie jest całkowicie bezpieczna, a ja nie wiem co bym bez ciebie zrobił.-w tym momencie powiedzieć, że Caroline zamurowało to mało. Dziewczyna była tak zszokowana tym niespodziewanym wyznaniem, że nie wiedziała w ogóle jak ma na to zareagować. Jednak po chwili stwierdziła, że nie jest to takie najgorsze;poczucie bezpieczeństwa i troski. Brakowało jej tego od śmierci mamy,a Klaus na ułamek sekundy pokazał jej, że ma dla kogo żyć.
- Ale... Ja... Przecież nie jestem w twojej rodzinie...- zdołała tylko wydukać.
- Poniekąd jesteś.- powiedział na powrót uśmiechnięty wampir i bez zbędnych komentarzy ruszył przed siebie kontynuując spacer. Tej nocy, gdy szli tak razem przez ulice Nowego Yorku ich ręce zetknęły się niejednokrotnie. Nie można powiedzieć, że był to przypadek...
~~~~~~~~~~~~
Hej kochani!
Nowy rozdział co prawda krótki, ale wybaczcie. W ciągu najbliższych 2 tygodni rozdziały mogą pojawiać się różnie,a może nawet wcale bo obie z Yacker wyjeżdżamy na wakacje, Ale nie martwcie się, po tym terminie wracamy ze zdwojoną energią. Mamy nadzieję, że cieszycie się wakacjami i powrotem Rebeki do normalnego stanu tak samo jak my.
Buziaki
Mar&Yacker

sobota, 11 lipca 2015

Rozdział 17

'When darkness turnes to light, it ends tonight'
xxx

Obecnie
- Naprawdę nie wiem co cię tak bawi.- oburzyła się Bonnie zamykając drzwi do jakiegoś starego kościoła
- Ty.- odpowiedział dusząc się ze śmiechu Mikaelson.
- Niby czemu?!!
- Twoja mina gdy przeczytałaś to zaklęcie. Bezcenna. - odparł po czym znów zaczął się śmiać.
- Och słowo daję że już nigdy ci w niczym nie pomogę!
- Bonnie, bez przesady. Przepraszam. Wyprawić ci na przeprosiny wiedźmie piżama party?? - gdy popatrzyła na zwijającego się ze śmiechu chłopaka nie wytrzymała i też zaczęła się śmiać.
- Nienawidzę cię, ale to było całkiem zabawne...

xxx

Caroline weszła do świątyni i uważnie rozejrzała się po ciemnym wnętrzu. Nikogo tam nie było. Zaczęła nasłuchiwać - bicie serca. Ha! To znaczy że nie miała jakichś dziwnych halucynacji ani nic - ktoś tu był i to ktoś czyje serce pompowało krew. Co z tego że prawdopodobieństwo że to Bonnie wynosiło jakieś 1 do 7 miliardów.
W każdym razie, Caroline powoli szła w stronę bijącego serca. Nagle zobaczyła dziewczynę która od tyłu wyglądała jak Bonnie. Czy to możliwe że...
MOMENT CZY ONA WŁAŚNIE ZOBACZYŁA KOLA MIKAELSONA SIEDZĄCEGO OBOK BONNIE??!!
Zamrugała kilka razy.
Uff.. To było tylko przywidzenie. W końcu Bonnie rozmawiającą z pierwotnym i NIE mająca ochoty go zabić... To by było dziwne.
Na pewno nie aż tak dziwne jak twoja sympatia do innego Mikaelsona - powiedział jakiś głosik w jej głowie.
Och zamknij się! - uciszyła go Forbes. Nie miała teraz czasu na roztrząsanie swoich uczuć.

(Kilka godzin później)
xxx


- Przypominam ci wiedźmo, jeśli to tylko podstęp i Hope choćby włos spadnie z głowy to...
- Tak, wiem. Moja głowa spadnie z karku. Ty naprawdę lubisz uciszać ludzi gdy ci się sprzeciwiają. Chociaż myślałam że bardziej skłaniasz się ku ciosowi sztyletem w samo serce ..
Klaus z wampirzą prędkością znalazł się przy niej i złapał ją za gardło.
- Na twoim miejscu uważałbym. Gdyby nie moja siostra już dawno poszłabyś tam gdzie cała twoja rodzina.
Bonnie spojrzała mu hardo w oczy.
- Nie jestem twoim niewolnikiem. A tylko ja wiem jak odczarować Rebekę. -zablefowała - Więc lepiej TY uważaj.
- Bonnie nie denerwuj go. - usłyszała ostrzegawczy ton Kola.
Zignorowała go.
- A teraz, jeśli byłbyś tak miły, puść mnie i pozwól mi robić co do mnie należy.
Klaus bez słowa puścił dziewczynę. Ta osunęła się na podłogę i masując szyję głośno zaczerpnęła powietrza.
- Co ci odbiło żeby tak odzywać się do mojego brata??! Czy ty kompletnie nie masz instynktu samozachowawczego??!!
- Nie wiedziałam że znasz takie skomplikowane słowa.
- Nie próbuj zmienić tego w żart. Co ci jest?
Bonnie wbiła wzrok w podłogę. Sama nie wiedziała czemu jest aż tak wściekła. Emocje które odczuwała nie miały żadnej konkretnej przyczyny. Jeszcze nigdy nie była aż tak wściekła, ironiczna i odważna jednocześnie.
- Nie wiem co mi jest Kol! To zaczęło się kilka minut temu i nic nie mogę na to poradzić!! Jestem tak wściekła... Na wszystkich. Ale najbardziej na Klausa. I nie mam pojęcia dlaczego. O boże, zaczynam gadać jak Elena. Brakuje jeszcze żeby wszyscy zaczęli mnie pocieszać i ratować. - Ledwo wypowiedziała te słowa, a złapała się za usta i z przerażeniem spojrzała na ducha.
Kol spojrzał na nią wstrząśnięty.
- Skarbie, myślę że są tylko dwa wyjaśnienia tej sytuacji. I żadne ci się nie spodoba.

xxxx

- Cami! Poczekaj chwilę!
Blondynka obróciła się za siebie i zobaczyła Elijah Mikaelsona biegnącego w jej stronę. Uśmiechnęła się pod nosem. Jak zawsze był ubrany w garnitur. Kiedyś wysnuła całą teorię na ten temat. Teraz jednak Elijah najwyraźniej odzyskał równowagę. Być może dlatego że w pobliżu nie ma Hayley, stwierdziła złośliwie.
- Witaj Elijah. Coś się stało??
-Nie, a przynajmniej nic złego. - uśmiechnął się szeroko. - Wpuścisz mnie do środka??
- W zasadzie to otwieramy dopiero za godzinę..
- Tym lepiej. Mam coś dla ciebie.
Camille zaśmiała się.
- Skoro tak... Mam tylko nadzieję że to jakiś ładny prezent a nie list od komornika.
Mówiąc to przekręciła klucz drzwi do baru. Już miała tak jak zawsze je popchnąć i wejść do środka, gdy zobaczyła że już się uchylają. Elijah przytrzymał je dla niej i weszli do środka.
Kobieta nie cierpiała tego miejsca, choć czasem udawało jej się przekonać samą siebie że lubi to co robi. W rzeczywistości czuła się tak jakbym rozczarowała wszystkich - a już najbardziej siebie. Uwielbiała swój wyuczony zawód - pomaganie ludziom było po prostu jej powołaniem. Tyle że nie wszyscy zwracali się po tą pomoc. Nawet ich rozumiała - wizyty u psychologa nie były ani tanie, ani przyjemne, zaś efekty nader wątpliwe. I właśnie dlatego wylądowała za ladą baru.
Nie wstydziła się swojej pracy. Była uczciwa i nieźle płatna. Ale mimo wszystko pozostawiała niedosyt.
A później w jej życie wkroczył Klaus, Marcel, wiedźmy, wampiry i nie wiadomo co jeszcze. A ona zamiast uciekać czy się zdystansować zaczęła się zajmować ich problemami.
Do tych wszystkich rzeczy przyznawała się przed sobą z ręką na sercu. Ale jednego nigdy nie przyznała - że codziennie wstawała z łóżka mając nadzieję na spotkanie Klausa Mikaelsona.
- Cami??
Nagle zauważyła że Elijah macha ręką przed jej oczami.
- T-tak??
- Coś nie tak? Kompletnie odpłynęłaś z tego świata.
- Przepraszam, ja..
Zarumieniła się. Gorączkowo szukała w głowie jakiejś wymówki.
- Ehem..Ja...
- Spokojnie Camille, nie musisz mi nic tłumaczyć. - zaśmiał się.
- To.. o jakim prezencie mówiłeś? - spytała szybko, mając nadzieję jak najszybciej zmienić temat.
- A, no tak. W zasadzie to prezent jest od Hope, ale przed jej wyjazdem nie było czasu żeby... - Elijah zasępił się. Dopiero teraz zorientował się że nie dali Hope nawet minuty żeby mogła pożegnać się z, bądź co bądź, kobietą która zastępowała jej matkę.
- Hej, Elijah, nie musisz mi niczego wyjaśniać. Było mało czasu, a Klaus był zbyt zajęty Caroline żeby przypomnieć sobie o moim istnieniu.
Elijah uśmiechnął się złośliwie. To była Camille którą znał - wiecznie zazdrosna o Klausa.
- Camille, nie chciałbym cię w ranić, ale Klausa i tą dziewczynę zawsze łączyło coś wyjątkowego. I chyba...
- Wiem że on ją kocha Elijah. Nie owijaj tego w bawełnę. To widać. Po sposobie w jaki na nią patrzy, jak do niej mówi, jak ją rysuje.... - barmankę zaczęło dławić w gardle.
- Zapomniałem że jesteś psychologiem. - mruknął mężczyzna po czym podszedł do niej i niezręcznie objął drgającą przyjaciółkę.
- Chcesz zobaczyć prezent od Hope?
Pokiwała głową.
- Proszę. - podał jej teczkę i skierował się do drzwi.
- Elijah!
Zaskoczony odwrócił się w stronę Cami.
- Tak?
- Dziękuję. To.... To musi być dla ciebie dziwna sytuacja. W końcu nie jesteśmy blisko i rzadko rozmawiamy o czymś innym niż Hope.. Więc.. Tym bardziej dziękuję. - zaśmiała się i otarła łzy.
- Nie musisz dziękować Camille. Jesteś dla mnie, dla Hope, dla całej naszej rodziny bardzo ważna. I zawsze będziesz. Więc nie martw się Caroline. Myślę że mogłybyście stać się przyjaciółkami.
- Pomyślę nad tym. Ale tylko dla ciebie i Hope.
- A Niklaus?? - spytał zdziwiony Mikaelson.
- Dla niego niech postara się Caroline. - odparła obojętnym tonem.
- Eee..
- Do zobaczenia Elijah.
- Do zobaczenia.

xxx

- Jakie dwa wyjaśnienia?!
- Chętnie bym ci to wszystko opowiedział, ale chyba masz jakieś zaklęcie do rzucenia. Najpierw zajmij się Rebeką, później pogadamy.
- Dobrze. Ale nawet nie myśl żeby rozpraszać mnie w czasie rytuału.
- Oh Bonnie, za kogo ty mnie uważasz! Mam wprawę w nieprzeszkadzaniu czarownicom wykonującym zaklęcia.
Zakład że jedną z tych czarownic była Davina, pomyślała dziewczyna.
O boże, czy ona była zazdrosna o... Kola Mikaelsona?? Nie, to niemożliwe. Przypomniała sobie o tym co działo się z nią od kilku minut. No tak, coś dziwnego wpływało na jej emocje. Kol mówił że można to jakoś wytłumaczyć, nawet na dwa sposoby.
Odetchnęła z ulgą. Gdyby NAPRAWDĘ była zazdrosna o Kola, to sytuacja uległa by diametralnej zmianie. Bo znaczyłoby to, że coś do niego czuje. I to coś innego niż czysto przyjacielską sympatię. A biorąc pod uwagę jak do tej pory kończyły się jej związki (w zasadzie to nie było ich za wiele), to ten z Kolem byłby katastrofą. Byli kompletnie różni, pewnie cały czas by się kłócili.
A może nie??

xxx

- Caroline? Co się dzieje?
Hope targała blondynkę za kurtkę.
- Dlaczego tata jest taki dziwny?? Caroline!
Dziewczyna westchnęła.
- Nie martw się Hope, wszystko będzie dobrze. Po prostu tata.. Dowiedział się czegoś nowego i nie wie jak na to zareagować. Niedługo mu przejdzie.
- A ciocia Rebeka? Czemu jest taka nieruchoma?
Caroline nie wiedziała co powinna powiedzieć córce Klausa. Czy pięciolatka jest w stanie zrozumieć tą pogmatwaną sytuację?
- Rebeka... Nie czuje się najlepiej. Ktoś rzucił na nią potężne czary. Ale wiesz co?? Bonnie, ta ciemnoskóra dziewczyna jest bardzo potężną wiedźmą i za chwilę pomoże twojej cioci.
- To dobrze.. Ale czy poradzi sobie sama? Tata mówi że czarownice nie zawsze mają wystarczająco mocy żeby... - dziewczynka wzdrygnęła się - przeżyć zaklęcie.
- Kochanie, to bardzo miło z twojej strony że martwisz się o Bonnie. I masz rację, to zaklęcie wymaga bardzo wiele mocy. A ona ostatnio jest słabsza.
- To znaczy że.....
- Że będzie potrzebowała małej pomocy.
- Ale od kogo? Przecież nikogo innego tu nie ma...
- Hope, jest tylko jedna osoba w tym mieszkaniu oprócz Bonnie która ma takie super moce. To ty kochanie. - Caroline przytuliła ją. - Ale nie martw się niczym, nic ci się nie stanie. Obiecuję.
- A ciocia Rebeka się obudzi??
- Ciocia Rebeka się obudzi. - zapewniła ją Forbes. - Zgadzasz się Hope?
- Zgadzam się. - odparła poważnie dziewczynka.

xxx

- Dasz radę Bonnie.
- Wiem. - odparła zestresowana wiedźma. - A teraz siedź cicho, nie mogę rozmawiać z nimi gdy będziesz wszystko komentował.
- Jak pani rozkaże. - Kol ukłonił się przed nią i zaśmiał się.
Bonnie wstała z podłogi i wyszła z pokoju, zostawiając Kola samego z ciałem Rebeki.
Gdy wyszła usłyszała Caroline rozmawiającą z Hope. Gdy weszła do nich Caroline spojrzała na nią uspokajająco i biorąc Hope za rękę podeszła bliżej.
- Hope, teraz zaopiekuje się tobą Bonnie. Nie bój się, jest bardzo miła.
Dziewczynka tylko skinęła głową. A Caroline kontynuowała.
- Ja pójdę teraz porozmawiać z twoim tatą i wujkiem Stefanem, dobrze?
- Yhym.
Caroline szybko wyszła, a Bonnie zrobiło się strasznie niezręcznie.
- Nazywasz się Hope, tak?
- Ehem.
- I pewnie wiesz że ja jestem Bonnie.
- Caroline mi powiedziała. Jesteś czarownicą i skorzystasz z mojej mocy żeby wybudzić ciocię.
- Tak, coś w tym stylu. Ale nie o tym chcę z tobą rozmawiać. To znaczy o tym też, ale szczególnie o tym że ty również jesteś wiedźmą. Wiem że to brzmi strasznie i trochę głupio..
- Fakt.
- Ale coś ci pokażę, dobrze?? Obiecuję że będzie ciekawe.
- Yhym..
- Jesteś beznadziejną wiedźmią mentorką skarbie. - Bonnie aż podskoczyła gdy poczuła oddech Kola tuż przy swoim uchu. - Tak, wiem, miałem ci nie przeszkadzać. Ale pogawędka z nieświadomą siostrą była raczej nudna.
- Bonnie, co się dzieje?? - Hope wpatrywała się w nią jak w wariatkę.
- Nic, po prostu.... Może pokażę ci to co chciałam i za chwilę pogadamy??
- Dobrze. Ale nie myśl że nie upomnę się o wyjaśnienia. - dziewczynka pogroziła jej palcem. Była przy tym tak podobna do Caroline że Bonnie nie mogła powstrzymać śmiechu.

xxx

- Alis monare in perpetuum contare set.
Bonnie trzymała w ręce lusterko i wpatrywała się w nie intensywnie wypowiadając słowa zaklęcia.
- Alis monare in perpetuum contare set. Alis monare in perpetuum contare set!
Nagle powierzchnia lustra zaczęła falować tak jakby była wodą. Gdy tafla zastygła, Hope zauważyła że nie jest ono dłużej odbiciem. Lustro bardziej przypominało teraz obraz.
- Co zrobiłaś? - spytała zafascynowana dziewczynka.
- Sprawdź. Weź je do ręki i spytaj o coś. No, dalej! - zachęciła.
Hope niepewnie wzięła do ręki zwierciadło.
- Czy ciocia Rebeka wróci do siebie?
Lustro znów zafalowało. Po chwili zrobiło się jasno różowe.
- Co to znaczy??
- Nie wiem. Te lustra są jak sfinks - nigdy nie pokazują niczego dosłownie, ale za pomocą kolorów, dźwięków albo innych bodźców.
- Ale to lustro wszystko wie? - dopytywała.
- Można tak powiedzieć. Tyle że zamiast odpowiedzieć doprowadza cię do rozwiązania.
- To lustro jest bardzo wychowawcze. - stwierdziła Hope. - Mogę je zatrzymać?? Proszę, proszę, proszę, proszę.
- Oczywiście. Tylko uważaj - jest magiczne, ale równie kruche jak zwykłe lustra. A teraz czas zabrać się za najważniejsze zadanie na dziś. Za chwilę obudzimy Śpiąca Królewnę.
Hope tylko ścisnęła Bonnie za rękę. Wiedziała, że nie ma się czego bać, ale wcale nie zmniejszało to jej stresu.


Witajcie kochani!
Nowy rozdział jak zwykle w sobotę a my przy okazji chciałybyśmy wam ogromnie podziękować! Po pierwsze: Ten blog w ciągu jakichś dwóch miesięcy zyskał aż 4000 wyświetleń. Nawet nie wiecie jakie jesteśmy z tego powodu szczęśliwe. Poza tym - chciałybyśmy jeszcze raz strasznie podziękować elose, autorce naszego nowego genialnego szablonu. Naszej wdzięczności nie da się wyrazić słowami. Jesteś cudowna i bardzo cieszymy się że trafiłaś na tego bloga i wciąż tu z nami jesteś. Dziękujemy wszystkim - tym wymienionym i niewymienionym. Mamy nadzieję że nie zawiodłyśmy waszych oczekiwań do tej pory. Tak więc komentujcie, czytajcie i tak dalej.
Buziaki
Mar&Yacker

P.S. Tych którzy chcą zareklamować swojego bloga czy po prostu chcą żebyśmy go przeczytały - odsyłamy do zakładki spam ;)

P.S.2. Jaka jest wasza ulubiona para w tym opowiadaniu? My z Yacker jakoś nie potrafimy wybrać :)

sobota, 4 lipca 2015

Rozdział 16

'I got the recipe and it's called black magic'

- NIE MA TAKIEJ OPCJI!!! - wydarła się Bonnie usłyszawszy "genialny" plan Mikaelsona. - Ciebie chyba szatan opętał że prosisz mnie o coś takiego!!
- Zarzucali mi już gorsze rzeczy. - powiedział z tym swoim klasycznie ironicznym uśmieszkiem, totalnie ignorując oburzenie czarownicy.
- Możesz przestać się śmiać i wymyślić lepszy plan?!
- Ale to jest świetny pomysł, no bo pomyśl: do kogo moja kochana siostrzyczka mogła się udać żeby mnie ratować jak nie do mojej byłej, magicznej dziewczyny? - zapytał Kol jakby była to najoczywistsza rzecz pod słońcem.
- TWOJEJ KOGO???!!!
- No nie bądź taka zdziwiona. Nawet w pożyczonym ciele wyglądałem seksownie.- stwierdził jak zwykle skromny wampir.
- Jesteś.... Jesteś.... Ugh!!!- Bonnie westchnęła smętnie nie mogąc już dłużej wymyślać obrażających Kola komentarzy
- Też tak twierdzę, a teraz odpalaj auto i jedziemy do Daviny.- powiedział uszczęśliwiony swoją wygraną Mikaelson, po czym jak gdyby nigdy nic wsiadł do auta i uruchomił radio. Po raz kolejny ani on, ani Bonnie nie zauważyli w tym nic dziwnego...

***

- Hope! Hope gdzie jesteś?!- wykrzyknął na cały dom Klaus, jednak nie dostał żadnej odpowiedzi
- Nie wierzę. Nie mogliśmy jej zgubić. Jeszcze przed chwilą tu była.- Caroline zaczynała popadać w lekką panikę, jednak tym razem Klaus totalnie ją zignorował.
- To twoja wina.- zwrócił się wściekle do Stefana
- Nie potrafisz upilnować własnego dziecka i na mnie zwalasz?- zwykle opanowany Salvatore zaczynał tracić cierpliwość. No bo.... Co innego wściekać się o zahibernowanie Rebekhi, a co innego obarczać go winą na co w ogóle nie miał wpływu.
- Przepraszam, co ty powiedziałeś?!
- To co słyszałeś. Chyba że po tysiącu lat zacząłeś cierpieć na głuchotę i muszę powtórzyć jeszcze raz.
- Powiedz jeszcze jedno słowo, a skończysz bez organów.- zagroził rozwścieczony już Mikaelson
- Caroline możesz mu powiedzieć żeby zamiast się odgrażać poszedł szukać swojego dziecka, które zgubił.- Stefan zignorował pogróżkę i skierował się do Caroline, jednak i ona rozpłynęła się w powietrzu.
- No to zostaliśmy tylko we dwoje. Fantastycznie....- westchnął zrezygnowany Klaus

***

- Głupki, kretyni, idioci.- mamrotała Caroline idąc przez ulicę. Musiała znaleźć Hope zanim stanie jej się coś złego, a przecież gdyby czekała na tych dwóch pajacy nie wyszła by z domu do jutra.- Dlatego nienawidzę facetów.- mruknęła do siebie nasłuchując swoim wampirzym słuchem znaku obecności dziewczynki. Przeszła już spory kawałek, a ciągle nic nie znalazła. Miała tylko nadzieję, że Klaus i Stefan skończyli już swoje "pogaduszki", przeszukali dom i zaczęli szukać pięciolatki. Sama chciała najpierw sprawdzić dom, ale pomyślała, że jeżeli i ona rozpłynie się w niewyjaśnionych okolicznościach Panowie "Urwę Ci Głowę Bo Dawno Się Nie Widzieliśmy" skończą tą idiotyczną kłótnię i zaczną robić coś pożytecznego. Nie przewidziała tylko, że kiedy wchodzili do domu Rebekhi i Stefana niebo zaczęło zachodzić ciemnymi chmurami, które przerodziły się teraz w ulewę. Także moknąc, przeklinając mężczyzn i szukając małego dziecka na ulicach Nowego Yorku, jak igły w stogu siana Caroline usłyszała znajomy głos dobiegając wprost w kościoła:
- Nienawidzę cię, ale to było całkiem zabawne...
- To niemożliwe.- szepnęła do siebie i udała się w stronę świątyni.

***

Godzinę wcześniej

- Jeżeli cokolwiek mi się stanie obiecuję ci, że znajdę cię po drugiej stronie i będę gnębić do końca twoich dni.- powiedziała śmiertelnie poważnie Bonnie
- Tak, tak już się boję.- Kol zrobił na żarty przerażoną minę po czym dodał- Chociaż spędzenie z tobą każdego dnia w zaświatach to całkiem kusząca propozycja.
- Wal się.- odpowiedziała uprzejmie Bennett po czym weszła prosto do jamy lwa. Dosłownie. Wszędzie walały się połamane deski, rozrzucone papiery i masa jakichś (najprawdopodobniej magicznych) przedmiotów. 
- A więc pamiętaj najważniejszy jest...- zaczął Kol
- Halo! Jest tu ktoś?!- przerwała mu Bonnie, a Mikaelson z rezygnacją klepnął się w czoło
- Element zaskoczenia.- dokończył ironicznie.
- Sorrka.- powiedziała niewinnie po czym zaczęła przedzierać się przez porozrzucane rzeczy.- Jak tu w ogóle można mieszkać?- mruknęła potykając się o drewnianą belkę.
- A ty to kto?- usłyszała nagle dziewczęcy głos tuż za plecami
- Hmm.... Ja....- Bonnie jakby nagle zabrakło słów, ponieważ od czarownicy biło tak czarną magią o jakiej wiedźma Bennett nawet nie marzyła.
- Tylko spokojnie. Zrelaksuj się i powiedz jak masz na imię.- szepnął rozbawiony tą sytuacją Mikaelson
- Idiota.- wymsknęło jej się
- Przepraszam?- zapytała Davina nie będąc pewna czy, aby się nie przesłyszała
- Znaczy... Nie ważne. Cześć jestem Bonnie Bennett, a ty pewnie jesteś Davina?- powiedziała najbardziej przyjaznym, opanowanym tonem na jaki było ją stać.
- Bennett powiadasz? Co chcesz?- zapytała oschle 
- Ja... Chciałbym się dowiedzieć jak mogę pomóc Rebece Mikaelson.- powiedziała prostoliniowo i po chwili dodała- To moja.... Przyjaciółka i słyszałam, że była u ciebie i coś jej się stało, więc pomyślałam, że  musiała to być magia, którą tylko ty potrafisz cofnąć.
- Nawet jeżeli potrafię, nie pomogę ci.- odpowiedziała beznamiętnie po czym odwróciła się i zaczęła wychodzić z pokoju
- Czemu?- zapytała Bonnie, jednak Davina ignorując ją zbliżała się do drzwi. Widząc to Kol szturchnął czarownicę.
- Zrób coś.- powiedział
- Co?- zapytała go Bennett bezgłośnie  poruszając wargami
- Goń ją. Przekonaj. Udobruchaj. Namów na wiedźmie piżama party. Cokolwiek!
- Dobra.- odpowiedziała lekko poddenerwowana Bonnie i podbiegła do Daviny.- Ej, ej zaczekaj. Czemu nie chcesz mi pomóc?
- Bo nie.
- To nie jest odpowiedź.- naciskała czarownica
- Bo nienawidzę Mikaelsonów!- wykrzyknęła Davina, a ostatnie wiszące na ścianie półki spadły z hukiem. W tym momencie Bonnie zrozumiała o co w tym chodzi. Ten zniszczony dom. Czarna magia. Rebekha...
- Słuchaj ja też ich kiedyś nienawidziłam.- zaczęła ostrożnie.- Poniekąd nadal tak mam. Pewnie cię wykorzystywali co nie? Potrzebowali twojej mocy, a kiedy nie chciałaś im czegoś dać szantażowali cię. Klaus zabił paru twoich znajomych, a ty i tak musiałaś zrobić co kazał?- wymieniała ostrożnie Bonnie, a w oczach Daviny powoli zaczynało malować się zrozumienie zmieszane z lekkim szokiem.
- No to dlaczego chcesz im pomóc?- zapytała 
- Bo Rebekha była najbardziej ludzka z nich wszystkich i nie zrobiła mi nic złego. Poza tym...- zawahała się i spojrzała na Kola.- Są takie osoby, które zrobiłyby dla niej wszystko, a nie mogą. Ja tylko pomagam.- dokończyła
- Dobrze...- powiedziała cicho Davina- Dam ci to zaklęcie, ale natychmiast się stąd wyniesiesz.
- Oczywiście.- zgodziła się uradowana sukcesem Bonnie i chwyciła za kartkę, na której Davina wyskrobała zaklęcie. Jednak kiedy je przeczytała wcale nie było jej do śmiechu.- Przecież do tego potrzeba ogromnej ilości mocy. Nie dam rady sama...- powiedziała żałośnie
- To już nie mój problem.- powiedziała złośliwie Davina po czym dosłownie wypchnęła Bonnie za drzwi.

xxx

- Chcę żebyś przeniosła mnie na tamtą stronę.
Brunetka wpatrywała się w nią wzrokiem bazyliszka.
- Skąd przyszło ci do głowy że takie coś jest w ogóle możliwe dziecko?
- Kol Mikaelson. Nie wmówisz mi że nie zniknął bez śladu.
- Wiem o kim mówisz. I rzeczywiście, zniknął. Nie wiem co to ma do tamtej strony.
- Wiem, że to ty go tam wysłałaś! - Kobieta najwyraźniej straciła cierpliwość. - A kto inny mógłby to zrobić jeśli nie wiedźma Bennett?
Babcia Bonnie milczała, wpatrując się w pustą szklankę.
- Skoro zrobiłaś to dla niego, zrób to sam dla mnie!! - zamilkła na chwilę - Proszę. Ja.. Ja muszę kogoś zobaczyć. Nawet nie miałam czasu się pożegnać.
Wbiła wzrok w podłogę. Po chwili po jej policzku spłynęła pojedyncza łza.
Sheila Bennett westchnęła ciężko.
- Jeśli naprawdę, powtarzam, naprawdę bardzo ci zależy, zaklęcie może się udać. Ale nie będziesz miała zbyt wiele czasu. Nikt nie będzie cię widział, ani słyszał. Możesz tylko patrzeć. Wystarczy ci tyle?
Brunetka skinęła głową.
- Dobrze, a teraz muszę zajrzeć w twoje wspomnienia. - czarownica spojrzała na zszokowaną kobietę. - To konieczne. - dodała twardszym tonem.
Po chwili dotknęła palcami skroni brunetki. Gdy skończyła, popatrzyła na nią cieplej.
- Zupełnie jak "Przeminęło z wiatrem". On jest bardziej Ashleyem niż Rettem, masz tego świadomość?
Jej "klientka" zaśmiała się.
- Nikt nie powiedział że jestem jak Scarlett. Możemy przejść do rzeczy?
- Oczywiście.
Po kilku minutach wiedźma została sama. Choć nie na długo...


~~~~~~~~~~~~

Heeejo :D Witamy was w wakacje! Cieszycie się? My bardzo :P Z tej radości postanowiłyśmy napisać rozdział i mamy nadzieję, że nie jest najgorszy ;) Dziękujemy za coraz to więcej komentarzy, które motywują nas do pracy w takich upałach i pokazują, że nie jesteśmy na tym blogu tylko we dwie. Także piszcie co sądzicie o rozdziale i... Jak myślicie kim jest ta tajemnicza dziewczyna???
Kochamy Was ;*
Mar&Yacker