"There's a hurricane underneath it trying to keep us apart"
***
- Musicie wyjechać!- krzyczał Klaus jak opętany.
- Uspokój się Hope nic się nie stanie.- próbował przemówić do niego Stefan na darmo. Wampir działając w amoku zamiast posłuchać przyjaciela za pomocą jednego zamachnięcia rozwalił stojący na stole wazon
- NIE!- wydarł się na całe gardło- Nie uspokoję się dopóki tu jesteście! To nie tak miało być! Nie... Nie tak...- Mikaelson chodził po pokoju i zachowywał się jak obłąkany. Rebekah widziała go już we wszystkich możliwych odsłonach, ale nigdy takiego. Jej brat nigdy nie rozpaczał. On zabijał. Wściekał się, wsadzał rodzinę do trumien, ale nigdy nie rozpaczał, a teraz był bliski płaczu.
- Wyjedziemy obiecuję.- odezwała się dziewczyna- Będziemy się ukrywać i zrobimy wszystko, aby ochronić Hope, ale uspokój się proszę, bo ją wystraszysz.- błagała
- Bekah, ona... Oni ją... Po prostu zaopiekuj się Hope do czasu aż oni wszyscy będą martwi.- powiedział Klaus morderczym tonem, co o dziwo sprawiło, że Rebekah się uśmiechnęła, ponieważ jej brat wrócił do pewnego rodzaju normalności. Przytuliła brata mocno, aby ten po chwili mógł zniknąć za drzwiami w poszukiwaniu swoich wrogów. Nie wiedziała ile tak stała rozmyślając o wydarzeniach dzisiejszego dnia, jednak z otępienia wyrwał ją cieniutki głos.
- Dokąd poszedł tatuś?- zapytała stojąca na schodach Hope.
Kilka Godzin Wcześniej
***
- Słuchaj bardzo nie chcę zmieniać tematu, ale... Skoro Bonnie... Nie jest w stanie przywrócić ci głosu to znam pewną osobę, która jest w stanie tego dokonać.- powiedział Klaus psując całą romantyczną atmosferę.Od kiedy wyznali sobie co do siebie czują nie potrafili tak po prostu wrócić do domu, więc zamiast tego obejmując się zaczęli zwiedzać nocne zakamarki Nowego Yorku.
- Dokąd poszedł tatuś?- zapytała stojąca na schodach Hope.
Kilka Godzin Wcześniej
***
- Słuchaj bardzo nie chcę zmieniać tematu, ale... Skoro Bonnie... Nie jest w stanie przywrócić ci głosu to znam pewną osobę, która jest w stanie tego dokonać.- powiedział Klaus psując całą romantyczną atmosferę.Od kiedy wyznali sobie co do siebie czują nie potrafili tak po prostu wrócić do domu, więc zamiast tego obejmując się zaczęli zwiedzać nocne zakamarki Nowego Yorku.
- Na razie nie chce o tym myśleć.-napisała na swoim telefonie Caroline- Co z Bon???-dopisała z wyraźnym lękiem.
- Idziemy to sprawdzić?- zapytał wampir, a dziewczyna przytaknęła. Kiedy dotarli do domu Bonnie nadal leżała nieruchomo (tym razem jednak już na kanapie), Hope płakała, a Stefan i Rebekah najwyraźniej się o coś kłócili nie zważając na panujący w domu chaos. Na widok nieruchomej przyjaciółki warga Caroline niekontrolowanie zaczęła drżeć, na co stojący obok wampir przytulił ją jeszcze mocniej. Tymczasem wiedźma leżąca na kanapie wcale nie była martwa i kiedy wszyscy pogrążeni byli w swego rodzaju żałobie ona wracała do świata żywych.
***
-Tak...Mhmm... Jasne, daj mi znać jak się czegoś dowiesz.- mówił do słuchawki Elijah od dobrych 15 minut i nareszcie jego konwersacja dobiegła końca.- Potrzebujesz czegoś jeszcze Camille?- zapytał jakby to, że dziewczyna tu stoi było nienaturalne.
- Nie...Ja... Chciałam dowiedzieć się co ustaliłeś z Marcelem.- wyjąkała nie wiedząc jak zareagować na tak obojętny ton wampira.
- W takim razie Marcellus powiedział, że sprawdzi tego człowieka i będzie go śledzić jeśli zajdzie taka potrzeba.- wyjaśnił Elijah ignorując myśl, która podpowiadała mu, że Camille wcale nie dlatego czekała aż on skończy swoją rozmowę.
- Aha. No to... Ja już się będę zbierać.- wymruczała zakłopotana blondynka i zaczęła zakładać kurtkę.
- Camille poczekaj.- zatrzymał ją wampir. Nawet kiedy się na nią wściekał nie potrafił znieść, gdy coś ją trapiło.- Coś się stało?
- Nie, jestem po prostu trochę zdenerwowana tą całą sytuacją z Sebastianem. Myślałam, że to po prostu całkiem sympatyczny klient, a nie kolejny morderca...
- Na pewno tylko o to chodzi?- zapytał z ulgą, a jednocześnie nadzieją, że Cami jednak coś do niego czuje i właśnie dlatego zachowuje się tak nieswojo.
-Tak.- skłamała zakłopotana zachowaniem wampira po czym odwróciła się i wyszła bez słowa pożegnania.
***
- Jaki do cholery Nosiciel Losu??!! - wykrzyknęła Bonnie, gdy w końcu wyszła od Julie i dołączyła do swojej babci.
Sheila uśmiechnęła się pod nosem.
- Piękne słownictwo kochanie, widzę że towarzystwo Kola świetnie na ciebie wpływa.
Sarkazm jej wypowiedzi można było wyczuć na kilometr.
- Dziękuję za słowa uznania kochana.
- Gdzie podziewałeś się tak długo Mikaelson?
- Powiedzmy że... szukałem leku na problemy z gardłem. - mrugnął porozumiewawczo do Bonnie, która ze zdziwieniem wodziła oczami od niego do Sheili.
- C-co ty tu robisz??! Znikasz na nie wiadomo jak długo, a teraz pojawiasz się znikąd! Myślałam że coś ci się stało!
Zapanowała cisza, a Sheila patrzyła na nią z rozbawieniem.
- Co?!!
- Nic, nic... Kiedy indziej ci powiem, teraz nie ma czasu. Musicie wracać.
Liczba mnoga występująca w zdaniu zaniepokoiła młodszą wiedźmę Bennett.
- Mam wracać... Z nim? Nie ma jakiejś drugiej magicznej windy?
Babcia pokręciła głową.
Gdyby Bonnie w tym momencie spojrzała w tył, zobaczyłaby jak Kol pokazuje wszystkie zęby w szerokim uśmiechu i podnosi kciuki w górę.
Sheila wymieniła z nim spojrzenie, po czym złapała ich oboje za ręce i wymamrotała jakieś zaklęcie.
- Kocham cię. - szepnęła jeszcze do Bonnie.
W chwilę później dziewczyna otworzyła oczy i ujrzała sufit mieszkania Rebeki i Stefana.
***
Ściśle rzecz biorąc, to najpierw usłyszała ich krzyki a dopiero później zobaczyła sufit. Kłócąca się para nawet nie zauważyła jej ocknięcia, więc Bennett (ciągle zbyt słaba żeby dać jakikolwiek znak życia) chcąc nie chcąc została świadkiem ich sporu.
- Czy ty naprawdę po tym wszystkim co się stało nie możesz mi raz zaufać??!
- Zaufałbym ci gdybyś mówiła mi prawdę!
- Czyli to że nie powiedziałam ci o Marcelu jest nagle zbrodnią stulecia??! Ludzie, trzymajcie mnie! No i oczywiście twój brat musiał ci od razu donieść o wszystkim czego się dowiedział!!
- Nie wplątuj w to Damona.
- Ja?! Sam to wszystko zaczął, ale ty musisz go cały czas bronić prawda??!
- Gdybyście nie zabili Eleny, z Damonem byłoby wszystko w porządku!
Zaległa cisza.
Bonnie spojrzała na Rebekę. Twarz blondynki zaczęła pokrywać się łzami.
Stefan stał z zaciśniętymi pięściami, ale nie czuć było w nim złości - raczej bezsilność.
Wampirzyca przerwała niezręczną (zwłaszcza dla osób postronnych) ciszę.
- Chyba wszystko sobie wyjaśniliśmy. - powiedziała głosem zimnym jak lód. - Nadal mnie obwiniasz za jej śmierć. Obaj mnie obwiniacie..
- Rebeka ja..
- Nieważne. - machnęła ręką jakby odganiała natrętną muchę. - Ona stoi między nam Stefan. I zawsze będzie stała chociaż jest martwa!! Twoja prawdziwa, zapisana cholera wie w czym miłość. Powinnam wiedzieć.. Powinnam była przewidzieć że z czymś takim nie wygram!
Salvatore chciał coś powiedzieć, zaprzeczyć, wytłumaczyć. Ale słowa uwięzły mu w gardle. Może miała rację.
- Przepraszam. - wyszeptał. Wiedział że dziewczyna go usłyszała. Ale ona otarła ostatnią łzę i odwróciła się od niego. Gdy była przy drzwiach zatrzymała się nagle.
- Gdy tylko Nik i Caroline wyjadą, chcę żebyś się wyprowadził. Jak na razie nie mówmy im... mają wystarczająco zmartwień. Jesteś w stanie udawać że wszystko jest normalnie przez parę dni?
- Tak.
Rebeka wyszła, a Bonnie zastanawiała się jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie mogła zdradzić że wszystko słyszała - Stefan i Rebeka mogliby to źle przyjąć. Na szczęście Salvatore po chwili wyszedł, trzaskając drzwiami. Czarownica odetchnęła z ulgą, pewna że została sama.
Do chwili gdy podniosła wzrok i zauważyła stojącego przy ścianie Kola. Spojrzała głęboko w jego brązowe oczy - i wiedziała że on też wszystko słyszał.
***
- Długo tu jesteś?
- Tak samo długo jak ty. Moja siostra ma niebywały talent do wplątywania się w toksyczne związki. A już myślałem że ze Stefanem będzie inaczej.
- Może się pogodzą. - spróbowała pocieszyć Kola Bonnie. On tylko machnął ręką, identycznie jak jego siostra kilka minut wcześniej.
- Może... Ale skupmy się na czymś innym, nasze gadanie nic im nie pomoże. Jak się czujesz?
- Nieźle. Tylko chce mi się jeść, ale to chyba normalne gdy się nie jadło przez dłuższy czas.
- Mnie nie pytaj, ostatni raz byłem głodny 1000 lat temu. To znaczy, głodny na jedzenie a nie na krew jakiegoś przypadkowego przechodnia. Bonnie przewróciła oczami i nagle się zasępiła.
- Nadal nie wiem jak pomóc Caroline. Przeze mnie może już nigdy nie odzyskać głosu.
- Może. - przytaknął jej Mikaelson. - Ale z małą pomocą nasza ulubiona legalna blondynka znów będzie zasypywać mojego brata swoim potokiem wymowy. - dokończył i wyciągnął z kieszeni fiolkę.
Bonnie spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- I nie chcesz nic w zamian?
- Twoja dozgonna wdzięczność mi wystarczy. - zaśmiał się. - No! Bierz to bo się rozmyślę. Milcząca Caroline Forbes to bardzo kusząca perspektywa.
Bonnie wzięła fiolkę z jego dłoni.
- Dziękuję. - uśmiech rozjaśnił jej twarz i nieoczekiwanie rzuciła mu się na szyję.
Chciał coś odpowiedzieć, ale zamiast tego zaśmiał się i przytulił ją jeszcze mocniej.
- Jaki do cholery Nosiciel Losu??!! - wykrzyknęła Bonnie, gdy w końcu wyszła od Julie i dołączyła do swojej babci.
Sheila uśmiechnęła się pod nosem.
- Piękne słownictwo kochanie, widzę że towarzystwo Kola świetnie na ciebie wpływa.
Sarkazm jej wypowiedzi można było wyczuć na kilometr.
- Dziękuję za słowa uznania kochana.
- Gdzie podziewałeś się tak długo Mikaelson?
- Powiedzmy że... szukałem leku na problemy z gardłem. - mrugnął porozumiewawczo do Bonnie, która ze zdziwieniem wodziła oczami od niego do Sheili.
- C-co ty tu robisz??! Znikasz na nie wiadomo jak długo, a teraz pojawiasz się znikąd! Myślałam że coś ci się stało!
Zapanowała cisza, a Sheila patrzyła na nią z rozbawieniem.
- Co?!!
- Nic, nic... Kiedy indziej ci powiem, teraz nie ma czasu. Musicie wracać.
Liczba mnoga występująca w zdaniu zaniepokoiła młodszą wiedźmę Bennett.
- Mam wracać... Z nim? Nie ma jakiejś drugiej magicznej windy?
Babcia pokręciła głową.
Gdyby Bonnie w tym momencie spojrzała w tył, zobaczyłaby jak Kol pokazuje wszystkie zęby w szerokim uśmiechu i podnosi kciuki w górę.
Sheila wymieniła z nim spojrzenie, po czym złapała ich oboje za ręce i wymamrotała jakieś zaklęcie.
- Kocham cię. - szepnęła jeszcze do Bonnie.
W chwilę później dziewczyna otworzyła oczy i ujrzała sufit mieszkania Rebeki i Stefana.
***
Ściśle rzecz biorąc, to najpierw usłyszała ich krzyki a dopiero później zobaczyła sufit. Kłócąca się para nawet nie zauważyła jej ocknięcia, więc Bennett (ciągle zbyt słaba żeby dać jakikolwiek znak życia) chcąc nie chcąc została świadkiem ich sporu.
- Czy ty naprawdę po tym wszystkim co się stało nie możesz mi raz zaufać??!
- Zaufałbym ci gdybyś mówiła mi prawdę!
- Czyli to że nie powiedziałam ci o Marcelu jest nagle zbrodnią stulecia??! Ludzie, trzymajcie mnie! No i oczywiście twój brat musiał ci od razu donieść o wszystkim czego się dowiedział!!
- Nie wplątuj w to Damona.
- Ja?! Sam to wszystko zaczął, ale ty musisz go cały czas bronić prawda??!
- Gdybyście nie zabili Eleny, z Damonem byłoby wszystko w porządku!
Zaległa cisza.
Bonnie spojrzała na Rebekę. Twarz blondynki zaczęła pokrywać się łzami.
Stefan stał z zaciśniętymi pięściami, ale nie czuć było w nim złości - raczej bezsilność.
Wampirzyca przerwała niezręczną (zwłaszcza dla osób postronnych) ciszę.
- Chyba wszystko sobie wyjaśniliśmy. - powiedziała głosem zimnym jak lód. - Nadal mnie obwiniasz za jej śmierć. Obaj mnie obwiniacie..
- Rebeka ja..
- Nieważne. - machnęła ręką jakby odganiała natrętną muchę. - Ona stoi między nam Stefan. I zawsze będzie stała chociaż jest martwa!! Twoja prawdziwa, zapisana cholera wie w czym miłość. Powinnam wiedzieć.. Powinnam była przewidzieć że z czymś takim nie wygram!
Salvatore chciał coś powiedzieć, zaprzeczyć, wytłumaczyć. Ale słowa uwięzły mu w gardle. Może miała rację.
- Przepraszam. - wyszeptał. Wiedział że dziewczyna go usłyszała. Ale ona otarła ostatnią łzę i odwróciła się od niego. Gdy była przy drzwiach zatrzymała się nagle.
- Gdy tylko Nik i Caroline wyjadą, chcę żebyś się wyprowadził. Jak na razie nie mówmy im... mają wystarczająco zmartwień. Jesteś w stanie udawać że wszystko jest normalnie przez parę dni?
- Tak.
Rebeka wyszła, a Bonnie zastanawiała się jak wybrnąć z tej sytuacji. Nie mogła zdradzić że wszystko słyszała - Stefan i Rebeka mogliby to źle przyjąć. Na szczęście Salvatore po chwili wyszedł, trzaskając drzwiami. Czarownica odetchnęła z ulgą, pewna że została sama.
Do chwili gdy podniosła wzrok i zauważyła stojącego przy ścianie Kola. Spojrzała głęboko w jego brązowe oczy - i wiedziała że on też wszystko słyszał.
***
- Długo tu jesteś?
- Tak samo długo jak ty. Moja siostra ma niebywały talent do wplątywania się w toksyczne związki. A już myślałem że ze Stefanem będzie inaczej.
- Może się pogodzą. - spróbowała pocieszyć Kola Bonnie. On tylko machnął ręką, identycznie jak jego siostra kilka minut wcześniej.
- Może... Ale skupmy się na czymś innym, nasze gadanie nic im nie pomoże. Jak się czujesz?
- Nieźle. Tylko chce mi się jeść, ale to chyba normalne gdy się nie jadło przez dłuższy czas.
- Mnie nie pytaj, ostatni raz byłem głodny 1000 lat temu. To znaczy, głodny na jedzenie a nie na krew jakiegoś przypadkowego przechodnia. Bonnie przewróciła oczami i nagle się zasępiła.
- Nadal nie wiem jak pomóc Caroline. Przeze mnie może już nigdy nie odzyskać głosu.
- Może. - przytaknął jej Mikaelson. - Ale z małą pomocą nasza ulubiona legalna blondynka znów będzie zasypywać mojego brata swoim potokiem wymowy. - dokończył i wyciągnął z kieszeni fiolkę.
Bonnie spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- I nie chcesz nic w zamian?
- Twoja dozgonna wdzięczność mi wystarczy. - zaśmiał się. - No! Bierz to bo się rozmyślę. Milcząca Caroline Forbes to bardzo kusząca perspektywa.
Bonnie wzięła fiolkę z jego dłoni.
- Dziękuję. - uśmiech rozjaśnił jej twarz i nieoczekiwanie rzuciła mu się na szyję.
Chciał coś odpowiedzieć, ale zamiast tego zaśmiał się i przytulił ją jeszcze mocniej.
***
- Bonnie dziękuję, dziękuję, dziękuję!- powtarzała uradowana dziewczyna przytuliając swoją przyjaciółkę.
- No ale nie zapominajmy kto ci ten głos odebrał, dobra?- przypomniał Klaus, jednak w duchu był bardzo wdzięczny wiedźmie za pomoc, bo wizja odnalezienia i poproszenia Daviny o pomoc wcale go nie cieszyła. Na szczęście nie było to już konieczne, a jego nowa dziewczyna znów mogła gadać ile wlezie.
- Oj nie psuj chwili.- skarciła go żartobliwie Care
- Czy to oznacza, że możemy iść teraz na plac zabaw?- zapytała Hope wyłaniając się z tłumu dorosłych
- To zależy tylko od ciebie aniołku.- powiedziała Rebekah i wzięła swoją siostrzenicę na ręce
- No to idziemy.- powiedział Stefan i wszyscy zgodnie zaczęli zbierać się do wyjścia. Było to tak normalne i wesołe, że wręcz nie do uwierzenia.
I tylko Bonnie zauważyła to że Stefan i Rebeka za każdym razem gdy się dotknęli, odskakiwali jak oparzeni. I nigdy nie patrzyli sobie w oczy.
Natomiast Kol, który cały czas czujnie ich obserwował, nie mógł się pozbyć wrażenia, że jest całkowicie zbędny. Do chwili, gdy napotkał wzrok Bennett. Pomachał do niej i uśmiechnął się.
Miło jest zostać zauważonym...
~~~~~~~~~~~~
Hej kochani ;*
Powracamy po świętach z kolejnym pełnym niespodzianek rozdziałem. Dziękujemy za pozytywne komentarze pod poprzednim postem i mamy nadzieję, że w roku 2016 również ich nie zabraknie. Nawiązując do tego chciałybyśmy wam życzyć, aby ten nadchodzący nowy rok był dla was jeszcze wspanialszy, a wasze wszystkie marzenia spełniły się (No i oczywiście udanej imprezy Sylwestrowej) ;*
Dziękujemy za to że wspieraliście nas przez ten rok i liczmy na to, że zostaniecie z nami jeszcze dłużej <3
Kochamy Was
Mar&Yacker ;**
- Czy to oznacza, że możemy iść teraz na plac zabaw?- zapytała Hope wyłaniając się z tłumu dorosłych
- To zależy tylko od ciebie aniołku.- powiedziała Rebekah i wzięła swoją siostrzenicę na ręce
- No to idziemy.- powiedział Stefan i wszyscy zgodnie zaczęli zbierać się do wyjścia. Było to tak normalne i wesołe, że wręcz nie do uwierzenia.
I tylko Bonnie zauważyła to że Stefan i Rebeka za każdym razem gdy się dotknęli, odskakiwali jak oparzeni. I nigdy nie patrzyli sobie w oczy.
Natomiast Kol, który cały czas czujnie ich obserwował, nie mógł się pozbyć wrażenia, że jest całkowicie zbędny. Do chwili, gdy napotkał wzrok Bennett. Pomachał do niej i uśmiechnął się.
Miło jest zostać zauważonym...
~~~~~~~~~~~~
Hej kochani ;*
Powracamy po świętach z kolejnym pełnym niespodzianek rozdziałem. Dziękujemy za pozytywne komentarze pod poprzednim postem i mamy nadzieję, że w roku 2016 również ich nie zabraknie. Nawiązując do tego chciałybyśmy wam życzyć, aby ten nadchodzący nowy rok był dla was jeszcze wspanialszy, a wasze wszystkie marzenia spełniły się (No i oczywiście udanej imprezy Sylwestrowej) ;*
Dziękujemy za to że wspieraliście nas przez ten rok i liczmy na to, że zostaniecie z nami jeszcze dłużej <3
Kochamy Was
Mar&Yacker ;**
Nareszcie dodałaś rozdział ! ❤ boski jak zawsze :-) Dużo Klaroline 😀
OdpowiedzUsuńFajnie że Caroline odzyskała głos 😀 i jest z Klausem
Z niecierpliwością czekam na następny 😀
Świetny ! Szczęśliwego Nowego Roku!
OdpowiedzUsuńwciaż czekamy zapomniałaś o nas? :(
OdpowiedzUsuń