"In my dreams I've kissed your lips a thousand times"
***
- Caroline!- krzyczał Klaus jednak nikt nie otwierał mu drzwi. Już nawet rozważał wyważenie ich, gdy nagle w progu stanął nie kto inny jak Caroline Forbes we własnej osobie. Na jej widok na twarzy wampira pojawiła się ulga pomieszana ze złością. Ulgą - ponieważ Care była cała i zdrowa, złość bo w duchu Mikaelson liczył na to, że coś jej się stało. No bo jeśli nie to by oznaczało, że nic do niego nie czuje, a on zrobił z siebie idiotę.- Cześć.- powiedział, a w oczach dziewczyny pojawiły się łzy. Nie odpowiedziała mu tylko odwróciła się i w wampirzym tempie pomknęła po schodach na górę. Oczywiście Mikaelson mało myśląc pobiegł za nią. Kiedy ją dogonił siedziała ona na podłodze trzymając w objęciach swoją przyjaciółkę.- Care, co tu się stało?
***
- Tak?- zapytał Sebastian odbierając telefon od swojego ukochanego szefa.
- A więc Smythe, jest sprawa.- powiedział nad wyraz ucieszony mężczyzna, co od razu wróżyło kłopoty i rozlew krwii.- Ponieważ powiedziałeś mi o jakże istotnej sprawie związanej ze śmiercią niejakiej Emily mamy dla ciebie zadanie specjalne.
- Już nie mogę się doczekać...- mruknął sarkastycznie chłopak
- Świetnie w takim razie....- mężczyzna zaczął swój monolog, ale przerwała mu jego partnerka zbrodni. Sebastian nie wiedział o co chodzi jednak mógł się spodziewać, że szefowej nie podoba się plan "zajęcia się" Caroline.- Smythe oddzwonię do ciebie.- warknął mieszaniec i nie czekając na odpowiedź rozłączył się. Ciekawe co wykombinują...-myślał Sebastian, gdy nagle ktoś z impetem wpadł prosto w jego ramiona.
- Przepraszam.- mruknęła dziewczyna, a chłopak momentalnie rozpoznał ten głos
- Camille, spotykamy się już drugi raz w tym tygodniu. Śledzisz mnie?- zażartował witając się z blondynką
- Sebastian cześć.- odpowiedziała poprawiając torbę na ramieniu.- Nie śledzę cię tylko jestem zabiegana.- wyjaśniła
- A dokąd tak pędzisz?- zapytał
- Długo by opowiadać, a naprawdę bardzo mi się spieszy.- powiedziała nerwowo przestępując z nogi na nogę. Czyżby Smythe wyczuł w niej strach?
- No nic, opowiesz mi kiedy indziej.- westchnął i pozwolił jej iść w swoją stronę, a ona odeszła najszybciej jak potrafiła rzucając tylko marne "do zobaczenia".
***
- Caroline co tu się stało??- dopytywał Klaus, ale dziewczyna tylko potrząsała głową szlochając.- Care...- spróbował jeszcze raz.- Wiem, że to dla ciebie trudne, ale wyjaśnij mi proszę co się dzieje.- powiedział najdelikatniej jak potrafił i najchętniej przytuliłby ją aby dodać jej otuchy, jednak tego nie zrobił. Nie potrafił... Nie po tym jak w tak podły sposób odrzuciła jego wyznanie.
- Czyżbym usłyszała mojego braciszka?- do pokoju wpadła Rebekah w podejrzanie zbyt dobrym humorze, a z jej ust czuć było alkohol. Uśmiech jednak zszedł jej z twarzy, gdy zobaczyła scenę rozgrywającą się w sypialni.- Co do cholery?- zapytała zdezorientowana
- Nie wiem.- odpowiedział Klaus trochę ostrzej niż zaplanował, ale zaczęły mu puszczać nerwy- Może tobie szanowna pani Forbes coś powiem bo do mnie postanowiła się nie odzywać.- warknął na co po twarzy blondynki zaczęło spływać jeszcze więcej łez. Mogła napisać im co się stało na telefonie, albo na kartce, ale nie chciała tego robić bo gdyby zaczęła wszystko wyjaśniać na papierze musiałaby także wyznać swoje uczucia w ten sposób, a nie tak to wszystko zaplanowała.
- Caroline...- zaczęła Bekah, jednak Forbes zamiast pozwolić jej coś powiedzieć po prostu wybiegła z pokoju zostawiając bezwładnie leżącą wiedźmę i dwójkę zdezorientowanych wampirów za sobą.
***
-Elijah!!!-wykrzyknęła Cami wchodząc do domu wampira.-Musimy porozmawiać!-zawołała, a po sekundzie wampir pojawił się tuż przed nią
- Camille, coś się stało?- zapytał. Niby było to troskliwe pytanie, jednak blondynka wyczuła w nim oschły ton.
- Chodzi o Emily.- powiedziała ignorując swoje smutki i obawy
- Wiesz kto ją zabił?- spytał nagle ożywiony wampir
- Nie, ale Klaus pytał się o jej chłopaka.- na dźwięk imienia hybrydy jej głos lekko zadrżał. Ciekawe gdzie się w tej chwili podziewał. Pewnie...-przerwała swoje rozmyślania, ponieważ Elijah patrzył na nią z wyczekującym spojrzeniem.- No w każdym razie powiedziałam, że Em raczej się z nikim nie spotykała, ale jakoś dzisiaj rano pomyślałam sobie o Sebastianie.
- O kim?- dopytywał Mikaelson, bo imię Sebastian nic mu nie mówiło
- Facet z baru, kiedyś go spotkałeś.- wyjaśniła- W każdym razie od jakiegoś czasu przychodzi do baru i trochę rozmawialiśmy, a ja wiedziałam, że gdzieś go już widziałam tylko nie pamiętałam gdzie. Dopiero dzisiaj zorientowałam się, że mniej więcej tydzień przed "wypadkiem", Emily kłóciła się z jakimś gościem. Nie wiem o co, ale pamiętam, że kiedy wychodził z lokalu wpadł na mnie i prawie potłukłam przez niego szklanki.
- I myślisz, że to ten sam chłopak? Że to on może być tym zabójcą?
- Ja nie myślę Elijah, ja jestem tego całkowicie pewna.
- Czyżbym usłyszała mojego braciszka?- do pokoju wpadła Rebekah w podejrzanie zbyt dobrym humorze, a z jej ust czuć było alkohol. Uśmiech jednak zszedł jej z twarzy, gdy zobaczyła scenę rozgrywającą się w sypialni.- Co do cholery?- zapytała zdezorientowana
- Nie wiem.- odpowiedział Klaus trochę ostrzej niż zaplanował, ale zaczęły mu puszczać nerwy- Może tobie szanowna pani Forbes coś powiem bo do mnie postanowiła się nie odzywać.- warknął na co po twarzy blondynki zaczęło spływać jeszcze więcej łez. Mogła napisać im co się stało na telefonie, albo na kartce, ale nie chciała tego robić bo gdyby zaczęła wszystko wyjaśniać na papierze musiałaby także wyznać swoje uczucia w ten sposób, a nie tak to wszystko zaplanowała.
- Caroline...- zaczęła Bekah, jednak Forbes zamiast pozwolić jej coś powiedzieć po prostu wybiegła z pokoju zostawiając bezwładnie leżącą wiedźmę i dwójkę zdezorientowanych wampirów za sobą.
***
-Elijah!!!-wykrzyknęła Cami wchodząc do domu wampira.-Musimy porozmawiać!-zawołała, a po sekundzie wampir pojawił się tuż przed nią
- Camille, coś się stało?- zapytał. Niby było to troskliwe pytanie, jednak blondynka wyczuła w nim oschły ton.
- Chodzi o Emily.- powiedziała ignorując swoje smutki i obawy
- Wiesz kto ją zabił?- spytał nagle ożywiony wampir
- Nie, ale Klaus pytał się o jej chłopaka.- na dźwięk imienia hybrydy jej głos lekko zadrżał. Ciekawe gdzie się w tej chwili podziewał. Pewnie...-przerwała swoje rozmyślania, ponieważ Elijah patrzył na nią z wyczekującym spojrzeniem.- No w każdym razie powiedziałam, że Em raczej się z nikim nie spotykała, ale jakoś dzisiaj rano pomyślałam sobie o Sebastianie.
- O kim?- dopytywał Mikaelson, bo imię Sebastian nic mu nie mówiło
- Facet z baru, kiedyś go spotkałeś.- wyjaśniła- W każdym razie od jakiegoś czasu przychodzi do baru i trochę rozmawialiśmy, a ja wiedziałam, że gdzieś go już widziałam tylko nie pamiętałam gdzie. Dopiero dzisiaj zorientowałam się, że mniej więcej tydzień przed "wypadkiem", Emily kłóciła się z jakimś gościem. Nie wiem o co, ale pamiętam, że kiedy wychodził z lokalu wpadł na mnie i prawie potłukłam przez niego szklanki.
- I myślisz, że to ten sam chłopak? Że to on może być tym zabójcą?
- Ja nie myślę Elijah, ja jestem tego całkowicie pewna.
***
- Witaj Julie.
Sheila przywitała się z odwróconą tyłem do nich czarownicą. Gdy ta druga odwróciła się, Bonnie ledwo co powstrzymała okrzyk.
Kobieta była piękna, ale w jakiś sposób przerażająca. Niemal białe włosy opadały na jej ramiona idealnymi falami. Jeszcze jaśniejsza skóra była pokryta błękitnymi tatuażami. Miała na sobie białą tunikę, sięgającą aż do ziemi. Ale najbardziej tym co najbardziej przyciągało wzrok Bennett były białe - białe! - oczy. Oczy na których widok chciała się odwrócić, ale przyciągały ją jakąś niemożliwą siłą.
- Sheila. - cichy, melodyjny głos był kompletnie pozbawiony uczuć. Twarz Julie nie zdradzała niczego. - Przyprowadziłaś ją.
- Tak. Ale mamy mało czasu.
Obca czarownica kiwnęła głową.
- Zostaw nas same.
- Oczywiście. - Sheila ukłoniła się i wyszła, uśmiechnąwszy się uspokajająco do swojej wnuczki.
W chwili gdy drzwi zamknęły się, Julie czy jakkolwiek ta kobieta miała na imię zbliżyła się do Bonnie.
- Jesteś zdenerwowana. - na wpół spytała, na wpół stwierdziła, po czym nie czekając na odpowiedź złapała dziewczynę za rękę. Po chwili puściła ją i nieoczekiwanie się uśmiechnęła.
- Czy wiesz kim jestem dziecko?
- Czarownicą, jak ja i moja babcia. - odpowiedziała Bennett, usiłując opanować drżenie głosu.
Uśmiech Julie zniknął tak szybko jak się pojawił. Kobieta odwróciła się i na chwilę w wielkiej sali zapanowała cisza. Gdy babcia ją tu prowadziła, Bonnie spodziewała się czegoś typu greckiej świątyni, z kolumnami, portykami i tym wszystkim. Tymczasem to miejsce było puste, całe białe, za to z podwyższeniem z tyłu, na którym stał stołek a obok niego stojak z trójkątnym pudełkiem, które kołysząc się dymiło lekko.
Julie podeszła właśnie to owego stołka i siadła na nim. W takiej pozie wyglądała dziwnie znajomo, ale Bonnie nie miała czasu zastanawiać się dlaczego - wiedźma skinęła na nią ręką.
Bennett przysiadła na schodach, u stóp tej dziwacznej kobiety.
- Zawsze wiedziałam że będziesz ważna. Zawsze, nawet gdy miałam wszelkie prawo w to zwątpić. Już niemal straciłam nadzieję, ale na szczęście wróciłaś na właściwą ścieżkę. - Twarz Julie niemal rozjaśnił uśmiech, a może Bonnie tylko to sobie wyobraziła. Kobieta kontynuowała swoją wypowiedź. - Domyślam się że Sheila nigdy nie wspominała ci o mnie?
Ciemnoskóra pokręciła głową.
- Ha! - Julie po raz pierwszy podniosła głos. - A przecież mówiłam jej, powtarzałam!
Nagle zorientowała się że nie powinna dać się ponieść emocjom i na nowo chłodnym, spokojnym głosem zwróciła się do Bonnie. - To i tak nieważne... Jak już powiedziałam, jesteś ważna. A raczej będziesz, z tego co widzę. Widzisz dziecko, właśnie to robię. Widzę... Ale nie oczami. I nie to co wszyscy.
Zdezorientowana Bennett wpiła wzrok w drugą czarownicę.
- Jestem widzącą dziecko. A ty.. Ty jesteś osobą na którą czekałam od kiedy tylko przyszłam na ten świat.
Bonnie już na pewno widziała uśmiech na ustach kobiety.
- Jesteś Nosicielem Losu dziecko.
***
- CAROLINE!!!-krzyczał Klaus chodząc ciemnymi ulicami Nowego Yorku i tracąc nadzieję na odnalezienie.... Właściwie to kim ona dla niego była? Przyjaciółką? Znajomą? Kimś więcej? Z tymi myślami miał już wracać do domu, gdy zwrócił uwagę na opuszczony już o tej godzinie park, po którym przechadzali się nocą, w której przywieźli tu Hope. Z postanowieniem, że jest to ostatnie miejsce, które odwiedzi szukając dziewczyny, którą najwyraźniej bawiło wodzenie go za nos. Przeskoczył przez płot otaczający plac i zaczął przemierzać opuszczone alejki. Stały tam setki drzew, ławek, huśtawek dla dzieci, a Mikealson myślał o tym jak bezbarwne i smutne jest to miejsce, gdy nie ma w nim ludzi. Nagle na jednej z ławek spostrzegł siedzącą z podkurczonymi nogami postać, której blond włosy odpadły na twarz.-Caroline?- zapytał, a dziewczyna podniosła głowę. Miała smutny wzrok i widać było, że niedawno płakała, jednak z jej ust dalej nie padło ani jedno słowo.- Care powiedz mi co stało się Bonnie.- zaczął delikatnie wampir, ale dziewczyna pokiwała przecząco głową ściskając w ręku telefon, jakby było to jej koło ratunkowe.- Caroline mam tego dość. Albo powiesz mi co się stało, albo ja pasuję. Powiedziałem to już raz, a jednak tu przyjechałem, bo łudziłem się, że może coś ci się stało, że jest jakiś powód...- przerwał licząc na to, że dziewczyna coś powie, że te słowa wywarły na niej jakieś wrażenie, jednak ona ciągle patrzyła się w telefon co rozzłościło Klausa.- Cholera Care co jeszcze mam ci powiedzieć, żebyś zrozumiała, że cię k...- nie dane mu było dokończyć, bo w tym momencie blondynka z wampirzą szybkością podniosła się i pocałowała go. Była to najwspanialsza odpowiedź jaką wampir mógł sobie wymarzyć. Przestały się liczyć wszystkie słowa, byli tylko oni w opuszczonym parku. Chwilę tę przerwał jednak dźwięk powiadamiający o esemesie. Klaus chciał go zignorować, ale wampirzyca odsunęła się od niego i spojrzała wymownie na telefon. Niklaus wyciągnął z kieszeni urządzenie i ze zdziwieniem zerknął na dziewczynę, kiedy zobaczył, że to właśnie ona wysłała wiadomość. Otworzył ją i było tam tylko jedno zdanie. Jedno króciutkie zdanie, które wszystko wyjaśniło i równocześnie zmieniło całe jego życie:
Bonnie odebrała mi głos, a ja bardzo cię kocham.
Hej!
- Witaj Julie.
Sheila przywitała się z odwróconą tyłem do nich czarownicą. Gdy ta druga odwróciła się, Bonnie ledwo co powstrzymała okrzyk.
Kobieta była piękna, ale w jakiś sposób przerażająca. Niemal białe włosy opadały na jej ramiona idealnymi falami. Jeszcze jaśniejsza skóra była pokryta błękitnymi tatuażami. Miała na sobie białą tunikę, sięgającą aż do ziemi. Ale najbardziej tym co najbardziej przyciągało wzrok Bennett były białe - białe! - oczy. Oczy na których widok chciała się odwrócić, ale przyciągały ją jakąś niemożliwą siłą.
- Sheila. - cichy, melodyjny głos był kompletnie pozbawiony uczuć. Twarz Julie nie zdradzała niczego. - Przyprowadziłaś ją.
- Tak. Ale mamy mało czasu.
Obca czarownica kiwnęła głową.
- Zostaw nas same.
- Oczywiście. - Sheila ukłoniła się i wyszła, uśmiechnąwszy się uspokajająco do swojej wnuczki.
W chwili gdy drzwi zamknęły się, Julie czy jakkolwiek ta kobieta miała na imię zbliżyła się do Bonnie.
- Jesteś zdenerwowana. - na wpół spytała, na wpół stwierdziła, po czym nie czekając na odpowiedź złapała dziewczynę za rękę. Po chwili puściła ją i nieoczekiwanie się uśmiechnęła.
- Czy wiesz kim jestem dziecko?
- Czarownicą, jak ja i moja babcia. - odpowiedziała Bennett, usiłując opanować drżenie głosu.
Uśmiech Julie zniknął tak szybko jak się pojawił. Kobieta odwróciła się i na chwilę w wielkiej sali zapanowała cisza. Gdy babcia ją tu prowadziła, Bonnie spodziewała się czegoś typu greckiej świątyni, z kolumnami, portykami i tym wszystkim. Tymczasem to miejsce było puste, całe białe, za to z podwyższeniem z tyłu, na którym stał stołek a obok niego stojak z trójkątnym pudełkiem, które kołysząc się dymiło lekko.
Julie podeszła właśnie to owego stołka i siadła na nim. W takiej pozie wyglądała dziwnie znajomo, ale Bonnie nie miała czasu zastanawiać się dlaczego - wiedźma skinęła na nią ręką.
Bennett przysiadła na schodach, u stóp tej dziwacznej kobiety.
- Zawsze wiedziałam że będziesz ważna. Zawsze, nawet gdy miałam wszelkie prawo w to zwątpić. Już niemal straciłam nadzieję, ale na szczęście wróciłaś na właściwą ścieżkę. - Twarz Julie niemal rozjaśnił uśmiech, a może Bonnie tylko to sobie wyobraziła. Kobieta kontynuowała swoją wypowiedź. - Domyślam się że Sheila nigdy nie wspominała ci o mnie?
Ciemnoskóra pokręciła głową.
- Ha! - Julie po raz pierwszy podniosła głos. - A przecież mówiłam jej, powtarzałam!
Nagle zorientowała się że nie powinna dać się ponieść emocjom i na nowo chłodnym, spokojnym głosem zwróciła się do Bonnie. - To i tak nieważne... Jak już powiedziałam, jesteś ważna. A raczej będziesz, z tego co widzę. Widzisz dziecko, właśnie to robię. Widzę... Ale nie oczami. I nie to co wszyscy.
Zdezorientowana Bennett wpiła wzrok w drugą czarownicę.
- Jestem widzącą dziecko. A ty.. Ty jesteś osobą na którą czekałam od kiedy tylko przyszłam na ten świat.
Bonnie już na pewno widziała uśmiech na ustach kobiety.
- Jesteś Nosicielem Losu dziecko.
***
- CAROLINE!!!-krzyczał Klaus chodząc ciemnymi ulicami Nowego Yorku i tracąc nadzieję na odnalezienie.... Właściwie to kim ona dla niego była? Przyjaciółką? Znajomą? Kimś więcej? Z tymi myślami miał już wracać do domu, gdy zwrócił uwagę na opuszczony już o tej godzinie park, po którym przechadzali się nocą, w której przywieźli tu Hope. Z postanowieniem, że jest to ostatnie miejsce, które odwiedzi szukając dziewczyny, którą najwyraźniej bawiło wodzenie go za nos. Przeskoczył przez płot otaczający plac i zaczął przemierzać opuszczone alejki. Stały tam setki drzew, ławek, huśtawek dla dzieci, a Mikealson myślał o tym jak bezbarwne i smutne jest to miejsce, gdy nie ma w nim ludzi. Nagle na jednej z ławek spostrzegł siedzącą z podkurczonymi nogami postać, której blond włosy odpadły na twarz.-Caroline?- zapytał, a dziewczyna podniosła głowę. Miała smutny wzrok i widać było, że niedawno płakała, jednak z jej ust dalej nie padło ani jedno słowo.- Care powiedz mi co stało się Bonnie.- zaczął delikatnie wampir, ale dziewczyna pokiwała przecząco głową ściskając w ręku telefon, jakby było to jej koło ratunkowe.- Caroline mam tego dość. Albo powiesz mi co się stało, albo ja pasuję. Powiedziałem to już raz, a jednak tu przyjechałem, bo łudziłem się, że może coś ci się stało, że jest jakiś powód...- przerwał licząc na to, że dziewczyna coś powie, że te słowa wywarły na niej jakieś wrażenie, jednak ona ciągle patrzyła się w telefon co rozzłościło Klausa.- Cholera Care co jeszcze mam ci powiedzieć, żebyś zrozumiała, że cię k...- nie dane mu było dokończyć, bo w tym momencie blondynka z wampirzą szybkością podniosła się i pocałowała go. Była to najwspanialsza odpowiedź jaką wampir mógł sobie wymarzyć. Przestały się liczyć wszystkie słowa, byli tylko oni w opuszczonym parku. Chwilę tę przerwał jednak dźwięk powiadamiający o esemesie. Klaus chciał go zignorować, ale wampirzyca odsunęła się od niego i spojrzała wymownie na telefon. Niklaus wyciągnął z kieszeni urządzenie i ze zdziwieniem zerknął na dziewczynę, kiedy zobaczył, że to właśnie ona wysłała wiadomość. Otworzył ją i było tam tylko jedno zdanie. Jedno króciutkie zdanie, które wszystko wyjaśniło i równocześnie zmieniło całe jego życie:
Bonnie odebrała mi głos, a ja bardzo cię kocham.
Hej!
Przede wszystkim chciałybyśmy życzyć wam cudownych, szczęśliwych świąt, spędzonych z ludźmi których kochacie. Cieszcie się prezentami (tymi dla siebie, ale przede wszystkim tymi od siebie). A kiedy ujrzycie pierwszą gwiazdkę, pomyślcie trochę o nas i o tym ile radości nam sprawiacie (my o was będziemy myśleć na pewno).
Dziękujemy za te miesiące które spędziliście z nami i oby było ich jeszcze więcej.
Świąteczne buziaki od
Mar&Yacker ;**
Pierwsza! Napewno zostaniemy <3 Cudowny rodział. Wesołych świąt i dużooo weny :* Czekam na nn.
OdpowiedzUsuńNo rzeczywiście nastąpił wielki przelom (czyt.wielkie wow ) co do Klaroline. Myślałam ze znowu się pokloca a tu takie miłe zaskoczenie na koniec. Ja się naprawdę zaczynam zastanawiać z ta Cami będzie. Bo niby coś tam jest pomiedzy nią a Elijah ale w sumie coś może kroić się też z Sebastianem także jestem ciekawa. Świąteczny rozdział jak najbardziej udany!
OdpowiedzUsuńPs. Jednak rozdział u mnie pojawi się w drugi dzień świat.
jak zwykle mi sie podoba , czekam na wiecej i w koncu troche wyjasnilo sie po miedzy Klausem i Caroline :) Klaus juz nie bedzie taki zagubiony czekam na kolejny :) pozdrawiam zycze weny :)
OdpowiedzUsuńLusia66
Ile ozdób na choince, ile kartek leży w skrzynce, ile potraw jest na stole, ile siana masz w stodole, ile spadło w górach śniegu, ile czasu spędzasz w biegu. Tyle w święta miej radości, dobra, ciepła i miłości.
OdpowiedzUsuńWesołych Świąt! ❤
Boski ��dużo Klaroline :-D. Nareszcie! Podchodzili się i Klaus zrozumiał :-) Nie lubie Camille ale tutaj jest nawet znosna ;-) Brakuje mi tylko Kola I Stebeki :-)
Kiedy dodasz następny?
Usuń