"I'm trying find the words to say I wish was beside you."
***
Bonnie wróciła do domu, przybita i zniechęcona. Zaczęła rozsuwać kurtkę, ale najwyraźniej coś się zacięło - zamek nie ruszył ani w górę, ani w dół.
- Niech to! - krzyknęła i pociągnęła, wreszcie z jakimś efektem. Zdjęła buty i poszła do kuchni, mamrotając pod nosem przekleństwa.
Ten dzień wcale nie zaczął się źle. Ale wpadła na genialny pomysł żeby skontaktować się z Daviną w sprawie wskreszenia Kola. I skończyło się to tym, że nawet nie weszła za drzwi mieszkania dziewczyny.
- Cholerna mała s- zaczęła wchodząc do kuchni, ale widząc Hope natychmiast zamilkła. - Hej kochanie! - przywitała się nadmiernie wesołym głosem.
- Bonnie czy to że ktoś płacze bez przerwy przez godzinę jest normalne u dorosłych?
Bennett spojrzała na dziewczynkę ze zdumieniem.
- S-skąd przyszło ci do głowy takie pytanie?
- I czy można płakać bez żadnego dźwięku? Można czy nie?
-Hope! Mów co się stało. Wujek Stefan i ciocia Rebeka znowu się pokłócili?
- Nie.. są w pokoju wujka chyba. Ale nie o nich chodzi.. Cioci Caroline coś się stało.
- Gdzie ona jest?
- U mnie w pokoju.. przyprowadziłam ją z parku i powiedziałam żeby się tam położyła...
Bonnie już kierowała się w stronę drzwi, gdy przypomniała sobie o czymś i podeszła do Hope. Przykucnęła i zajrzała dziewczynce głęboko w oczy.
- O nic się nie martw, dobrze? Zajmę się ciocią, a ty pooglądaj sobie książkę.
- Tą z liskiem? - zapytała trochę weselej dziewczynka.
- Tą z liskiem. - kiwnęła głową dziewczyna. - Ja za chwilę wrócę i wtedy zrobimy sobie coś pysznego i zawołamy wujka i ciocię. Co ty na to?
Hope uśmiechnęła się tylko i pobiegła po książkę. Bonnie za to poszła do Caroline, przed wejściem biorąc głęboki wdech.
***
Blondynka siedziała na łóżku ze skrzyżowanymi nogami. Nawet nie zakrywała twarzy rękami - zwisały po prostu po obu stronach jej ciała, bezwładne i bezsilne. Nie robiła też gwałtownych wdechów, jak to zwykle bywa gdy człowiek płacze. Siedziała tylko, a po jej policzkach płynęły spokojnie strumyczki łez.
Po pewnym czasie, skrzypiąc, otworzyły się drzwi. Dziewczyna jednak nie zareagowała nawet mrugnięciem.
Jej przyjaciółka powoli podeszła do łóżka.
- Caroline.. - powiedziała miękko. - Hope powiedziała że tu jesteś. Bardzo się o ciebie martwi. Teraz już się uspokoiła, ale gdy przyszłam była przerażona. No, ale znasz dzieci. Wystarczy uśmiech, ulubiona książeczka i wszystko jest dobrze. - Bonnie uśmiechnęła się słabo. - Care, co się stało? Chodzi..chodzi o Klausa?
Blondynka popatrzyła na nią i powoli pokiwała głową.
- Rozmawialiście?
Kiwnięcie.
- Powiedział coś złego??
Caroline gwałtownie zamachała rękami, a na jej twarzy pojawiło się dużo więcej łez.
- Hej, wiesz że możesz mi wszystko powiedzieć. - Bonnie pogłaskała ją po ramieniu.
Forbes zareagowała na to jeszcze większym płaczem, a druga dziewczyna zdezorientowana wzruszyła ramionami.
- Skoro nie chcesz to nie naciskam! Powiesz kiedy będziesz gotowa. Po prostu chcę żebyś wiedziała, że jestem tu.
Caroline podniosła na nią wzrok i nagle zerwała się z łóżka i popędziła do kuchni.Zdziwiona czarownica obserwowała jak wampirzyca wraca z kartką papieru i długopisem po czym szybko coś na niej pisze. Blondynka podniosła kartkę.
- Straciłam głos. - przeczytała głośno Bonnie. - A Klaus nie chce mnie znać.
***
Przemierzał ulice swojego miasta. Miasta, które tak kochał. Miasta w którym odbudował swoją rodzinę. Miasta w którym dostał od losu drugą szansę. I nagle wszystko straciło dla niego sens... Nie żeby nie miał jakichś większych problemów i zmartwień, ale to... Nigdy nie wyznał nikomu swoich uczuć aż do tego stopnia. Nigdy nie wyraził w prost takich emocji i nigdy nie myślał, że będzie to aż tak bolesne.
- O! Klaus dobrze, że cię widzę.- usłyszał głos i po chwili z balkonu zeskoczył do niego Marcel- Coś się stało?- zapytał widząc minę Mikaelsona
- Nie twój interes. Co to za sprawa?- warknął
- Ta dziewczyna o której rozmawialiśmy przez telefon, ta martwa. Znaleźliśmy coś w jej telefonie.- powiedział i pokazał wampirowi urządzenie na ekranie którego widniała lista esemesów.
- No wiadomości. Co w tym dziwnego?- powiedział lekceważąco i chciał oddać koledze telefon
- Przeczytaj je.- powiedział i na siłę wepchnął Klausowi telefon do ręki, a ten bezmyślnie zaczął przewijać listę wiadomości, gdy nagle jedna przykuła jego uwagę.
Caroline świetnie się wczoraj bawiłam i jeszcze raz dzięki za bransoletkę.~Lisa
- Ty chyba nie myślisz, że ona pisała do naszej Caroline, prawda?- zapytał nagle wyjątkowo zainteresowany całą sytuacją
- Sam zobacz.- powiedział i wskazał na numer w swojej komórce oraz telefonie Lisy. Zgadzały się.- Musisz natychmiast zadzwonić do Care i to wyjaśnić.
- A sam nie możesz tego zrobić?- zapytał oschle Mikaelson
- Nie, bo tylko tobie wyjawi całą prawdę.- wyjaśnił Marcel zdziwiony reakcją wampira
- Nic mi nie powie, bo w ogóle ze mną nie rozmawia, a teraz Marcellusie do wiedz się o co w tym wszystkim chodzi i przekaż mi jak najszybciej.- powiedział władczym tonem.
- To rozkaz?- zapytał ironicznie czarnoskóry chociaż dobrze znał odpowiedź
- A jak ci się wydaje?! Zmiataj stąd!- krzyknął Niklaus, a Marcel o dziwo posłuchał go. Na odchodnym powiedział tylko
- Niedługo nikt nie będzie z tobą rozmawiał. Nawet własna córka.- na te słowa Klaus w ciągu sekundy dorwał wampira i przyparł do muru, jednak po kilku sekundach patrzenia na niego z czymś w rodzaju furii i obrzydzenia puścił go wolno, a sam rozpłynął się w powietrzu.
***
- Jak to straciłaś głos?!- zapytała zdezorientowana Bonnie- Przecież... Przecież to niemożliwe. Znaczy mówiłaś, że boli cię gardło, ale myślałam, że to efekt uboczny upicia się. Poza tym o co chodzi z Klausem??- wyrzuciła na jednym wdechu wiedźma co Forbes skwitowała jedynie wzruszeniem ramion.
- Bonnie...- usłyszała nagle tuż za sobą głos Kola.- Wyjdźmy na chwilę.- powiedział
- Care zaraz wrócę i wszystko wyjaśnimy. Tylko błagam przestań płakać.- zwróciła się do blondynki po czym udała się do kuchni i od razu odkręciła wodę, aby wampiry nie mogły jej usłyszeć.- Kol to nie najlepszy moment.
- Bonnie... To ty.- powiedział smutno duch
- Co? O czym ty mówisz? Co ja?- zapytała zdezorientowana
- Ty. Kiedy tu przyjechała rzuciłaś w nią zaklęciem, pamiętasz? Dlatego straciła głos.- wyznał Mikealson na co wiedźma Bennett zaczęła nerwowo chodzić po pokoju mamrocząc tylko "Nie... To niemożliwe...Nie, nie nie...."- Bon...W porządku?- spytał zmartwiony
- Nie! Nic nie jest w porządku Kol! Jak mogłam być taka głupia? Jeżeli ona się dowie już nigdy mi nie wybaczy.... A co jeśli... Jeśli nie uda mi się tego cofnąć?- mówiła zanosząc się spazmatycznym szlochem. Świadomość, że już po raz kolejny jej najlepsza (I w tym momencie jedyna) przyjaciółka znów przez nią cierpi była dla czarownicy zbyt wielkim brzemieniem. Jak przez mgłę słyszała słowa Kola o tym, że nie powinna się poddawać i że jakoś to naprawią, jednak ona znała prawdę; Nie umiała tego naprawić, ponieważ nie wiedziała co tak naprawdę zrobiła. Kiedy myślała, że to Damon stoi za drzwiami po prostu zebrała w sobie najwięcej mocy ile potrafiła i po prostu... Uderzyła. Na początku myślała, że na szczęście jej się nie udało. Nie mogła się bardziej mylić...
- Bon... Bonnie... Bonnie.- słyszała nawoływania Kol'a. Chyba tylko dzięki nim jeszcze nie zemdlała. Mikaelson mało myśląc objął ją w talii i przytulił. Ten uścisk, niby zwykły przyjacielski gest, a jednak dodał jej otuchy. Zrozumiała, że nie może się załamać, ponieważ Caroline potrzebuje jej teraz bardziej niż kiedykolwiek. Uśmiechnęła się więc do wampira i powróciła do swojej przyjaciółki obmyślając tysiące sposobów jak przywrócić jej głos.
***
- JAK TO LISA NIE ŻYJE?!- ryknął do słuchawki Sebastian, gdy tylko odebrano jego połączenie.
- Normalnie. Nie wywiązała się z zadania i wkurzyła szefową, więc za to zapłaciła.- powiedział ze stoickim spokojem jego pracodawca
- Ale jak to? Jesteście tutaj? W Nowym Orleanie?- zapytał zdezorientowany chłopak
- Nie idioto. Oczywiście, że nie. Jednak gdybyś nie wiedział mamy więcej ludzi niż ty i te trzy lalunie.- prychnął mężczyzna
- Teraz już tylko jedną ponieważ dwie pozostałe nie żyją.- powiedział i natychmiast pożałował tych słów. Przecież szef nic nie wiedział o Emily...
- Jak to dwie?!- warknął.
- Dwie żyją chciałem powiedzieć.- próbował wyprostować sytuację, jednak dobrze wiedział, że już się z tego nie wykręci.
- Nie kłam Smythe! Kto jeszcze nie żyje?!- krzyknął
- Emily....- wyszeptał chłopak.
- Kto ją zabił?- zapytał rozwścieczony mężczyzna, a w telefonie nastała głucha cisza- Kto Smythe?! KTO?!
- Caroline... Caroline Forbes...- skłamał. Natychmiast usłyszał dźwięk przerwanego połączenia, co mogło oznaczać tylko jedno. Jego najemnicy już szykowali zemstę na tej dziewczynie. Sebastian dobrze wiedział, że jest niewinna, jednak gdyby powiedział prawdę Santana.....
- Co ja zrobiłem?- powiedział do siebie i schował twarz w dłonie.
Obiecałyśmy rozdział na czwartek i.. Jak zwykle nie wyszło :p bardzo za to przepraszamy, ale po prostu szkoła wyciska z nas całą energię. Mamy nadzieję że rozdział się podoba i zachęcamy do zostawienia po sobie komentarza.
Całusy
Mar&Yacker
Playlista
sobota, 17 października 2015
poniedziałek, 12 października 2015
Rozdział 28
"I don't need your reasons, don't tell me 'cause it hurts."
- Nie wiem jak ty, ale ja padam z nóg.
Hope, która nie miała nawet siły się odezwać, spojrzała tylko na Rebekę spod przymkniętych powiek.
- M-mogę iść do łóóóżka? - ziewnęła.
- Jasne kochanie. Tylko umyj zęby, dobrze?
- Nie mogę raz tego nie zrobić?? - marudziła dziewczynka.
- Ej, i tak odpuszczam ci dzisiaj kąpiel, nie przeciągaj struny młoda damo. - Rebeka żartobliwie pogroziła jej palcem.
Hope powłócząc nogami skierowała się w stronę łazienki, a blondynka siadła na kuchennym blacie, jednocześnie podśpiewując.
- I just want to you to dance with me tonight.. Dum dum dum dum.. But if you.. *
- Ładna piosenka.
***
To była chyba najgłupsza rzecz która mógł powiedzieć, ale nic lepszego nie przyszło mu do głowy.
Gdy tylko usłyszała jego głos od razu się spięła, jej oczy pociemniały a uśmiech zniknął. Pożałował że w ogóle się odezwał - przed chwilą wydawała się taka szczęśliwa.
- Stefan.. - powiedziała słabo, machając nieporadnie rękami.
Podszedł do niej, wprost czując w powietrzu niezręczność sytuacji.
- Hope już śpi? - próbował zagaić rozmowę.
- Nie, poszła umyć zęby. Jak zawsze z ociąganiem.
- Może to dlatego że pasta jest miętowa. Dzieci chyba nie lubią tego smaku.
- Taak. Następnym razem kupię jej coś odpowiedniego..
W kuchni znowu zaległa cisza, na której tle doskonale było słychać bębnienie palców dziewczyny o blat.
- Rebeka, posłuchaj..
Bębnienie ustało.
- Możemy wreszcie normalnie porozmawiać?
- Cały czas rozmawiamy. - odparła machinalnie Mikaelson
- Ale nie o Elenie i tej sprawie z Damonem.
- Myślałam że powiedzieliśmy już sobie wszystko co tego dotyczy. Ja zgodnie z prawdą że nie mam z tym nic wspólnego, a ty mi nie uwierzyłeś.
- Wiem. I przepraszam za to. Za wszystko inne też.
Rebeka popatrzyła na niego podejrzliwie.
- Czyli wierzysz mi? I ufasz?
- Całkowicie. Pytanie tylko czy ty ufasz mi. I czy mi wybaczysz.
- To zależy.. - odparła, uśmiechając się przekornie i przyciągając go do siebie.
- Mam to uznać za tak? - uniósł brwi.
- Uznawaj to za co chcesz. - stwierdziła, po czym zatkała mu usta pocałunkiem, jednocześnie oplatając swoje nogi wokół jego talii.
***
- Nie wiem co było w tych drinkach, ale wyraźnie podrażniło moje struny głosowe.- powiedziała Caroline charcząc jak nienaoliwione wrota.
- Haha słyszę.- zaśmiała się Bonnie łykając aspirynę. Poprzedniego wieczora poszły na pół godziny do baru, a wyszły z niego ok. czwartej nad ranem, co teraz dawało im się we znaki pokaźnym kacem.- To jest w ogóle możliwe żeby wampir stracił głos?- zapytała wiedźma szukając produktów na śniadanie
- A bo ja wiem... Ja też jestem głodna.- narzekała Forbes leżąc na kanapie i przeglądając wiadomości w telefonie.
- To od Klausa?- spytała Bon podając przyjaciółce woreczek z krwią.
- Yep.
- I.....
- I nic. Niech się jeszcze trochę powywnętrza.- prychnęła Care po czym nie odczytując pozostałych esemesów wrzuciła swój telefon do torebki. Poprzedniego dnia spędziła wspaniałe chwile ze swoją przyjaciółką i nikt; ani Klaus, ani Stefan nie mógł jej tego popsuć. Kiedy Elena nastawiła Bonnie przeciwko niej myślała, że już nigdy nie znajdzie kogoś takiego, a już na pewno nie śniło jej się o odbudowaniu relacji ze zdrajczynią. Jednak teraz po śmierci Eleny poczuła, że może ona i Bennett są wstanie odbudować to co straciły, a nawet uczynić to silniejszym.- To co robimy dzisiaj?
- Nie wiem jak ty, ale ja mam coś ważnego do załatwienia na mieście. Może zaopiekujesz się Hope? Na pewno ucieszy się kiedy cię zobaczy.
- Nie głupi pomysł.- szepnęła po czym zaczęła chrząkać próbując wydobyć z siebie normalny dźwięk.
- No to cieszę się, że masz co robić a teraz uciekam.- powiedziała aż nadto wesoło wiedźma po czym cmoknęła w policzek Care i z uśmiechem wyleciała z pokoju.
- Zdrajca.- mruknęła Forbes, jednak z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
***
- Znowu się spotykamy.- powiedział Sebastian siadając na krześle przy barku i rzucając Camille jeden z najbardziej czarujących uśmiechów na świecie.
- Znamy się?- zapytała zdezorientowana dziewczyna
- Kiedyś zrobiłaś mi drinka. Sebastian.- przedstawił się wyciągając rękę w jej stronę.
- Cami...- powiedziała niepewnie blondynka i uścisnęła jego dłoń.- Powinnam cię pamiętać?- spytała wycierając szklanki stojące na blacie
- To już zależy od ciebie.- odpowiedział jej zadziornie mężczyzna co z jednej strony spodobało jej się, a z drugiej wzbudziło w niej podejrzenia co do jego osoby.- Patrzysz na mnie jakbym miał cię zaraz zamordować.- zażartował
- Nie codziennie spotykam kogoś kto jest tak mało dyskretny.- mruknęła z dezaprobatą Cami na co Sebastian zareagował gromkim śmiechem
- Nie podrywam cię, przysięgam.- wydusił śmiejąc się, jednak widząc urażone spojrzenie blondynki wyjaśnił.- Znaczy jesteś piękna i w ogóle, ale mam dziewczynę.
-Uff... Bo nie jestem zbyt dobra w spławianiu kolesi.- odetchnęła z ulgą po czym oboje roześmiali się.
- Nie wiem co było w tych drinkach, ale wyraźnie podrażniło moje struny głosowe.- powiedziała Caroline charcząc jak nienaoliwione wrota.
- Haha słyszę.- zaśmiała się Bonnie łykając aspirynę. Poprzedniego wieczora poszły na pół godziny do baru, a wyszły z niego ok. czwartej nad ranem, co teraz dawało im się we znaki pokaźnym kacem.- To jest w ogóle możliwe żeby wampir stracił głos?- zapytała wiedźma szukając produktów na śniadanie
- A bo ja wiem... Ja też jestem głodna.- narzekała Forbes leżąc na kanapie i przeglądając wiadomości w telefonie.
- To od Klausa?- spytała Bon podając przyjaciółce woreczek z krwią.
- Yep.
- I.....
- I nic. Niech się jeszcze trochę powywnętrza.- prychnęła Care po czym nie odczytując pozostałych esemesów wrzuciła swój telefon do torebki. Poprzedniego dnia spędziła wspaniałe chwile ze swoją przyjaciółką i nikt; ani Klaus, ani Stefan nie mógł jej tego popsuć. Kiedy Elena nastawiła Bonnie przeciwko niej myślała, że już nigdy nie znajdzie kogoś takiego, a już na pewno nie śniło jej się o odbudowaniu relacji ze zdrajczynią. Jednak teraz po śmierci Eleny poczuła, że może ona i Bennett są wstanie odbudować to co straciły, a nawet uczynić to silniejszym.- To co robimy dzisiaj?
- Nie wiem jak ty, ale ja mam coś ważnego do załatwienia na mieście. Może zaopiekujesz się Hope? Na pewno ucieszy się kiedy cię zobaczy.
- Nie głupi pomysł.- szepnęła po czym zaczęła chrząkać próbując wydobyć z siebie normalny dźwięk.
- No to cieszę się, że masz co robić a teraz uciekam.- powiedziała aż nadto wesoło wiedźma po czym cmoknęła w policzek Care i z uśmiechem wyleciała z pokoju.
- Zdrajca.- mruknęła Forbes, jednak z jej gardła nie wydobył się żaden dźwięk.
***
- Znowu się spotykamy.- powiedział Sebastian siadając na krześle przy barku i rzucając Camille jeden z najbardziej czarujących uśmiechów na świecie.
- Znamy się?- zapytała zdezorientowana dziewczyna
- Kiedyś zrobiłaś mi drinka. Sebastian.- przedstawił się wyciągając rękę w jej stronę.
- Cami...- powiedziała niepewnie blondynka i uścisnęła jego dłoń.- Powinnam cię pamiętać?- spytała wycierając szklanki stojące na blacie
- To już zależy od ciebie.- odpowiedział jej zadziornie mężczyzna co z jednej strony spodobało jej się, a z drugiej wzbudziło w niej podejrzenia co do jego osoby.- Patrzysz na mnie jakbym miał cię zaraz zamordować.- zażartował
- Nie codziennie spotykam kogoś kto jest tak mało dyskretny.- mruknęła z dezaprobatą Cami na co Sebastian zareagował gromkim śmiechem
- Nie podrywam cię, przysięgam.- wydusił śmiejąc się, jednak widząc urażone spojrzenie blondynki wyjaśnił.- Znaczy jesteś piękna i w ogóle, ale mam dziewczynę.
-Uff... Bo nie jestem zbyt dobra w spławianiu kolesi.- odetchnęła z ulgą po czym oboje roześmiali się.
- Camille?- usłyszeli nagle głos Elijahy stojącego w drzwiach
- Elijah co się stało?- zapytała zaniepokojona dziewczyna
- Było kolejne morderstwo. Myślałem... Bałem się...- wyjąkał i pędem podchodząc do dziewczyny mocno ją przytulił.
- Spokojnie, nic mi nie jest.- wyszeptała po czym objęła mocno Mikaelsona. Zza jego pleców chciała spojrzeć jeszcze na Sebastiana lecz jego już nie było...
- Elijah co się stało?- zapytała zaniepokojona dziewczyna
- Było kolejne morderstwo. Myślałem... Bałem się...- wyjąkał i pędem podchodząc do dziewczyny mocno ją przytulił.
- Spokojnie, nic mi nie jest.- wyszeptała po czym objęła mocno Mikaelsona. Zza jego pleców chciała spojrzeć jeszcze na Sebastiana lecz jego już nie było...
***
- Caroline!- krzyknęła Hope próbując wyłudzić od dziewczyny kolejne pół godziny w parku.
- Nie ma opcji. Jest już późno, a ty musisz iść spać.- blondynka zachowywała nieugiętą postawę, chociaż kiedy widziała słodkie starania dziewczynki miała ochotę spełnić każde jej życzenie.
- Ploooooooseee.- spojrzała na nią szczenięcymi oczkami. Swoją drogą Klaus ma takie oczy.- powiedziała sobie w myślach Forbes i od razu dodała: Oczywiście kiedy nie zachowuje się jak dupek.
- Piętnaście minut i jeżeli poprosisz chociażby o minutę więcej to już nigdy nigdzie nie pójdziemy. Zrozumiano?- zgodziła się Caroline, na co Hope pisnęła ze szczęścia, pospiesznie uścisnęła opiekunkę i pobiegła na huśtawkę. Sama usiadła na ławce i z błogim uśmiechem na ustach patrzyła jak mała Mikaelson próbuje dosięgnąć chmur. Oczywiście jej chwila spokoju została przerwana przez dzwonek telefonu. Klaus. Próbował dodzwonić się do niej od wczoraj. Na początku go ignorowała, jednak po woli robiło to się uciążliwe, więc odebrała. Nie zdążyła się nawet przywitać kiedy usłyszała głos w słuchawce.
- Caroline jak śmiałaś tak zniknąć bez słowa.- no i się zaczyna, pomyślała.- Przed chwilą dowiedziałem się, że zamordowano jakąś dziewczynę, a ty nawet nie raczyłaś odebrać telefonu! Martwiłem się o ciebie. I zanim zaczniesz się ze mną kłócić to musisz wiedzieć, że wiem, że jesteś w Nowym Yorku i mnie unikasz, ale musisz zrozumieć, że nie masz do tego powodu. Tak, zostawiłem cię, ale przeprosiłem już za to i tak, to prawda byłem u Camille, ale powiedziała, że to coś ważnego i myślałem, że chodziło o sytuacje w Nowym Orleanie. Kiedy dowiedziałem się, że chciała po prostu ze mną porozmawiać wyraźnie dałem jej do zrozumienia, że to ty się dla mnie liczysz nie ona i możesz się nawet zapytać o to Elijah, ponieważ sposób w jaki to zrobiłem nie należał do najdelikatniejszych, a ona poleciała wypłakać się w jego ramię.- Caroline w tym momencie totalnie zatkało. Chciała coś powiedzieć jednak z jej ust nie padło żadne słowo. Jakby jej struny głosowe straciły dźwięk. W tym czasie Klaus kontynuował.- Naprawdę cię przepraszam Care. Nigdy nie zapomniałem o obietnicy, którą ci dałem. Ani o tej, że zostawię cię w spokoju, ani o tej kiedy mówiłem, że chcę być twoją ostatnią miłością, a teraz ty tu jesteś i.... To wszystko zależy od ciebie Caroline. Zmieniłem się, moje życie się zmieniło, to wszystko... Nie mogę pozwolić sobie na jakiekolwiek niedomówienia, a ty ostatnio masz poważne zachwiania emocjonalne, ale to w porządku. Pomogę ci. Potrzebuję tylko słowa zgódź się aby ci pomóc, a ja w przeciągu kilku godzin będę w Nowym Yorku, ale jeżeli nie zdecydujesz teraz to ja się poddaję Care. Muszę chronić swoją córkę, a nie mogę tego robić walcząc równocześnie o ciebie i z tobą. Więc....- zakończył wampir a z oczu Caroline popłynęły łzy. Chciała się odezwać tak bardzo chciała. Otwierała usta praktycznie krzycząc. Jednak on nie mógł niczego usłyszeć. Nikt niczego nie słyszał ponieważ głos Caroline po prostu zniknął. A ona stała na środku parku płacząc i próbując wyznać, że chce z nim spędzić resztę życia chociażby nie wiem jak bardzo go nienawidziła.- Caroline...- na dźwięk jego głosu wydała z siebie niemy szloch.- Nie wysilaj się. Rozłączę się za ciebie.- usłyszała głos Mikaelsona, który nie był teraz niczym więcej niż warknięciem. Następnie usłyszała charakterystyczny dla przerwanego połączenia dźwięk. To był koniec. Na prawdę. Stała i patrzyła się w przestrzeń trzymając telefon i próbując wydobyć z siebie choćby najmniejszy dźwięk, lecz to wszystko było na próżno. Nie mogła nic powiedzieć, ponieważ odebrano jej głos.
- Ciociu.... To może pójdziemy do domu.- powiedziała cichutko Hope i trzymając w swojej kruchej rączce dłoń Caroline zaprowadziła ją do domu.
Hej drodzy czytelnicy!
Rozdział co prawda z małym opóźnieniem, ale... mamy nadzieję że nie zawiodłyśmy waszych ńoczekiwań. I mamy dla was niespodziankę... Nowy rozdział pojawi się prawdopodobnie już w środę/czwartek. Więc czytajcie, komentujcie i czekajcie cierpliwie.
Buziaki
Mar&Yacker
sobota, 3 października 2015
Rozdział 27
"Qui pro quo" *
*pomyłka co do osoby, nieporozumienie
***
Oszołomiona Caroline wpatrywała się w nich z otwartymi ustami (według Kola sprawiało to, że była trochę podobna do ryby). Po jej policzkach płynęły łzy (i rozmazany tusz do rzęs) a w ręku trzymała dużą czarną torbę.
Bonnie dla odmiany zatkała sobie usta rękami, jakby chciała zaprzeczyć temu, że właśnie rzuciła w swoją najlepszą (a przynajmniej kiedyś) przyjaciółkę zaklęciem.
- Caroline! Co ty tu robisz??!
Blondynka jeszcze szerzej rozwarła jamę ustną.
- P-przed chwilą rzuciłaś we mnie jakimś cholernym zaklęciem, i pierwsza rzecz która przychodzi ci na myśl to co tu robię??!!!
Brunetka uśmiechnęła się niepewnie.
- Przepraszam?
Forbes wzniosła oczy ku sufitowi.
- Zresztą, nieważne. Mogłam się tego spodziewać. Ty atakujesz mnie magią, Klaus olewa mnie dla tej.. Camille. Jak to miło mieć przyjaciół! - z jej oczu wypłynęły łzy.
Kol, do tej pory jako duch ignorowany, podszedł bliżej do płaczącej Care,
- Czy ona właśnie powiedziała, że mój kochany brat wystawił ją dla Cami, czy to ja się przesłyszałem?
Czarownica wzruszyła ramionami, ale po chwili pokiwała głową.
Kol zagwizdał z podziwem.
- No, no! Nik ma niezły rozmach! Najpierw przez 1000 lat nic, a teraz dwie naraz! Plus matka Hope jeśli liczymy ją jako coś więcej niż inkubator.
Bonnie spojrzała na niego z wyrzutem.
- No co? Ona i tak mnie nie słyszy!
Dziewczyna przejechała sobie palcem po gardle, po czym podeszła do blondynki. Pogłaskała ją po ramieniu.
- Przepraszam Care.. Po prostu myślałam, że to ktoś inny. Ktoś... kto zasłużył żeby dostać tym zaklęciem prosto w twarz.
Caroline zaśmiała się przez łzy.
- Nie wątpię. W końcu ty jesteś ta szlachetna! Nie stosowałabyś magii na przypadkowch ofiarach. Chyba....
Obie wybuchnęły śmiechem i padły sobie w ramiona.
- Tęskniłam za tobą, wiesz?
- Wiem. - zaśmiała się Bennett. - Ja za tobą też.
Przytuliły się jeszcze mocniej.
Tymczasem Kol stał z założonymi rękami i patrzył na nie z szerokim uśmiechem.
- Wzruszające. - szepnął.
Wiedział że Bonnie i tak go usłyszy.
Bonnie dla odmiany zatkała sobie usta rękami, jakby chciała zaprzeczyć temu, że właśnie rzuciła w swoją najlepszą (a przynajmniej kiedyś) przyjaciółkę zaklęciem.
- Caroline! Co ty tu robisz??!
Blondynka jeszcze szerzej rozwarła jamę ustną.
- P-przed chwilą rzuciłaś we mnie jakimś cholernym zaklęciem, i pierwsza rzecz która przychodzi ci na myśl to co tu robię??!!!
Brunetka uśmiechnęła się niepewnie.
- Przepraszam?
Forbes wzniosła oczy ku sufitowi.
- Zresztą, nieważne. Mogłam się tego spodziewać. Ty atakujesz mnie magią, Klaus olewa mnie dla tej.. Camille. Jak to miło mieć przyjaciół! - z jej oczu wypłynęły łzy.
Kol, do tej pory jako duch ignorowany, podszedł bliżej do płaczącej Care,
- Czy ona właśnie powiedziała, że mój kochany brat wystawił ją dla Cami, czy to ja się przesłyszałem?
Czarownica wzruszyła ramionami, ale po chwili pokiwała głową.
Kol zagwizdał z podziwem.
- No, no! Nik ma niezły rozmach! Najpierw przez 1000 lat nic, a teraz dwie naraz! Plus matka Hope jeśli liczymy ją jako coś więcej niż inkubator.
Bonnie spojrzała na niego z wyrzutem.
- No co? Ona i tak mnie nie słyszy!
Dziewczyna przejechała sobie palcem po gardle, po czym podeszła do blondynki. Pogłaskała ją po ramieniu.
- Przepraszam Care.. Po prostu myślałam, że to ktoś inny. Ktoś... kto zasłużył żeby dostać tym zaklęciem prosto w twarz.
Caroline zaśmiała się przez łzy.
- Nie wątpię. W końcu ty jesteś ta szlachetna! Nie stosowałabyś magii na przypadkowch ofiarach. Chyba....
Obie wybuchnęły śmiechem i padły sobie w ramiona.
- Tęskniłam za tobą, wiesz?
- Wiem. - zaśmiała się Bennett. - Ja za tobą też.
Przytuliły się jeszcze mocniej.
Tymczasem Kol stał z założonymi rękami i patrzył na nie z szerokim uśmiechem.
- Wzruszające. - szepnął.
Wiedział że Bonnie i tak go usłyszy.
***
- No, to teraz opowiadaj!
- Ja?? To ty przed chwilą pojawiłaś się tu znikąd, zapłakana i z torbą ciuchów!
- Fakt. - uśmiechnęła się blondynka. - Ale od czego tu zacząć...
- Może od tego jak spotkałaś Klausa, i od kiedy jesteś zazdrosna o jakąś Cami-Srami. - Bonnie z satysfakcją patrzyła jak na twarzy jej przyjaciółki znów pojawia się uśmiech.
- To.. skomplikowane. A Camille nie jest taka zła po prostu...
- Wkurza cię? - podpowiedziała brunetka.
- Dokładnie! Ona jest wszędzie, nawet gdy jej nie ma! Cami to, Cami tamto, ciocia Cami! Ja rozumiem, że ona była i nadal jest dla niego ważna. Ale skoro tak bardzo zależy mu na niej, to czemu zainteresował się mną!! - Caroline uderzyła w stół kuchenny pięścią, tak mocno że aż się zachybotał.
- Nie wiedziałam że tyle się u ciebie dzieje... Ale nie sądzisz że trochę przesadzasz?
- Ja przesadzam??!
Bonnie wzdrygnęła się.
- To znaczy... Och... Camille jest jego przyjaciółką. I z tego co mówisz od dłuższego czasu pomaga mu z Hope i tak dalej. To jasne że jest dla niego ważna. Tyle że.. nie musisz być o to zazdrosna. Bo gdyby czuł do niej coś więcej, to przecież już dawno by jej to powiedział, prawda?
Caroline przytaknęła niepewnie.
- A skoro nigdy nie pokazał ani nie powiedział że chciałby, żeby to było coś więcej niż przyjaźń to...
- Nigdy jej nie kochał??!
- Właśnie. Nie martw się o nią Care. Przez to możesz tylko wyjść na zazdrosną jędzę.
Forbes uśmiechnęła się.
- Chyba rzeczywiście.. Ale nie tylko o nią chodzi. Klaus jest skomplikowany. Ja też. I jest jeszcze Hope.. ona bardzo szybko się do mnie przywiązała. I bardzo ją lubię i dlatego boję się, że jeśli mi i Klausowi nie wyjdzie, to ona będzie cierpieć. - w jej oczach zakręciły się łzy.
Bonnie chwyciła ją za rękę.
- Przestań. Nie ma sensu myśleć tylko o tym co może wyjść źle. Jeśli ci na nim zależy to.. powinnaś spróbować powiedzieć mu co czujesz. - Caroline chciała zaoponować, ale przyjaciółka uciszyła ją. - I nawet nie wmawiaj mi że nic nie czujesz! Zależy ci na nim, inaczej byś tu nie przyjechała. Ale boisz się, bo on jest Mikaelsonem, tym złym który chciał skrzywdzić Elenę. I nadal myślisz od czasu do czasu, że twoi przyjaciele by go nie zaakceptowali. I chcesz wykrzyczeć mu w twarz ile złych rzeczy zrobił,ale jednocześnie chcesz żeby był przy tobie cały czas.
Caroline spojrzała na Bonnie z ciekawością.
- Jesteś pewna że mówimy o mnie?
- Co? - zapytała zdezorientowana Bennett - Przepraszam, rozkojarzyłam się. Co mówiłaś?
- Nieważne. - machnęła ręką blondynka. - Dobra, koniec tych smutnych opowieści. Przez chwilę poczułam się jak..
- Elena?
Zaśmiały się.
- Wyjdźmy gdzieś - zaproponowała czarownica - choćby na spacer.
- Jestem za! Tylko powiedz mi gdzie mogę znaleźć coś do jedzenia. Umieram z głodu.
- W lodówce są chyba jakieś owo.. Ale tobie nie o takie jedzenie chodzi, prawda?
Caroline uśmiechnęła się niewinnie.
- Macie jakieś worki z krwią, prawda?
- Ee.. W zasadzie to nie wiem... Nigdy nie pytałam..
- Nie szkodzi, spytam Stefana. Właśnie, gdzie on jest??
- Pierwsze drzwi na lewo. - powiedziała machinalnie Bonnie.
- Ja?? To ty przed chwilą pojawiłaś się tu znikąd, zapłakana i z torbą ciuchów!
- Fakt. - uśmiechnęła się blondynka. - Ale od czego tu zacząć...
- Może od tego jak spotkałaś Klausa, i od kiedy jesteś zazdrosna o jakąś Cami-Srami. - Bonnie z satysfakcją patrzyła jak na twarzy jej przyjaciółki znów pojawia się uśmiech.
- To.. skomplikowane. A Camille nie jest taka zła po prostu...
- Wkurza cię? - podpowiedziała brunetka.
- Dokładnie! Ona jest wszędzie, nawet gdy jej nie ma! Cami to, Cami tamto, ciocia Cami! Ja rozumiem, że ona była i nadal jest dla niego ważna. Ale skoro tak bardzo zależy mu na niej, to czemu zainteresował się mną!! - Caroline uderzyła w stół kuchenny pięścią, tak mocno że aż się zachybotał.
- Nie wiedziałam że tyle się u ciebie dzieje... Ale nie sądzisz że trochę przesadzasz?
- Ja przesadzam??!
Bonnie wzdrygnęła się.
- To znaczy... Och... Camille jest jego przyjaciółką. I z tego co mówisz od dłuższego czasu pomaga mu z Hope i tak dalej. To jasne że jest dla niego ważna. Tyle że.. nie musisz być o to zazdrosna. Bo gdyby czuł do niej coś więcej, to przecież już dawno by jej to powiedział, prawda?
Caroline przytaknęła niepewnie.
- A skoro nigdy nie pokazał ani nie powiedział że chciałby, żeby to było coś więcej niż przyjaźń to...
- Nigdy jej nie kochał??!
- Właśnie. Nie martw się o nią Care. Przez to możesz tylko wyjść na zazdrosną jędzę.
Forbes uśmiechnęła się.
- Chyba rzeczywiście.. Ale nie tylko o nią chodzi. Klaus jest skomplikowany. Ja też. I jest jeszcze Hope.. ona bardzo szybko się do mnie przywiązała. I bardzo ją lubię i dlatego boję się, że jeśli mi i Klausowi nie wyjdzie, to ona będzie cierpieć. - w jej oczach zakręciły się łzy.
Bonnie chwyciła ją za rękę.
- Przestań. Nie ma sensu myśleć tylko o tym co może wyjść źle. Jeśli ci na nim zależy to.. powinnaś spróbować powiedzieć mu co czujesz. - Caroline chciała zaoponować, ale przyjaciółka uciszyła ją. - I nawet nie wmawiaj mi że nic nie czujesz! Zależy ci na nim, inaczej byś tu nie przyjechała. Ale boisz się, bo on jest Mikaelsonem, tym złym który chciał skrzywdzić Elenę. I nadal myślisz od czasu do czasu, że twoi przyjaciele by go nie zaakceptowali. I chcesz wykrzyczeć mu w twarz ile złych rzeczy zrobił,ale jednocześnie chcesz żeby był przy tobie cały czas.
Caroline spojrzała na Bonnie z ciekawością.
- Jesteś pewna że mówimy o mnie?
- Co? - zapytała zdezorientowana Bennett - Przepraszam, rozkojarzyłam się. Co mówiłaś?
- Nieważne. - machnęła ręką blondynka. - Dobra, koniec tych smutnych opowieści. Przez chwilę poczułam się jak..
- Elena?
Zaśmiały się.
- Wyjdźmy gdzieś - zaproponowała czarownica - choćby na spacer.
- Jestem za! Tylko powiedz mi gdzie mogę znaleźć coś do jedzenia. Umieram z głodu.
- W lodówce są chyba jakieś owo.. Ale tobie nie o takie jedzenie chodzi, prawda?
Caroline uśmiechnęła się niewinnie.
- Macie jakieś worki z krwią, prawda?
- Ee.. W zasadzie to nie wiem... Nigdy nie pytałam..
- Nie szkodzi, spytam Stefana. Właśnie, gdzie on jest??
- Pierwsze drzwi na lewo. - powiedziała machinalnie Bonnie.
***
- Camille, jesteś tam?- zapytał Elijah po raz kolejny waląc w drzwi jej mieszkania. Odkąd rozstali się wczorajszego wieczoru nie miał od niej żadnych wieści i obawiał się, że ktoś mógł zrobić jej krzywdę.- Camille!- wykrzyknął i po raz kolejny chciał uderzyć w drzwi, gdy te z rozmachem się otworzyły.
- Czy jeżeli ktoś nie otwiera ci przez 15 minut nie rozumiesz, że nie chce tego zrobić?- warknęła nie dając mu szansy nawet na przywitanie
- Myślałem, że coś ci się stało.- bronił się wampir
- No to skoro już wiesz, że nic mi nie jest możesz sobie iść.- powiedziała i już miała zamknąć drzwi, jednak noga upierdliwego Mikaelsona nie pozwoliła jej na to.
- Camie powiesz mi co zrobiłem?- zapytał delikatnie
- Nic nie zrobiłeś. Po prostu sobie idź.- mruknęła, ale mężczyzna zobaczył po woli napływające do jej oczu łzy.
- Camille przecież widzę. Możesz mi powiedzieć.- szepnął i delikatnie otarł łzę z jej policzka
- Elijah... Nie... To nie jest w porządku.- jąkała się przez łzy, które teraz spływały po jej twarzy strumieniami.- Nie mogę... Bo.. Ty jesteś zawsze koło mnie i pomagasz mi i... I jesteś... Sobą... A ja cię zranię.
- Nie zranisz.- zapewnił ją Mikaelson
- Zranię. Bo ja zawsze wrócę do niego.- powiedziała i dopiero, gdy ręce Elijah'y opadły z jej ramion, a twarz skamieniała uświadomiła sobie, że złamała mu serce tymi samymi słowami, którymi Klaus złamał jej.
- Czy jeżeli ktoś nie otwiera ci przez 15 minut nie rozumiesz, że nie chce tego zrobić?- warknęła nie dając mu szansy nawet na przywitanie
- Myślałem, że coś ci się stało.- bronił się wampir
- No to skoro już wiesz, że nic mi nie jest możesz sobie iść.- powiedziała i już miała zamknąć drzwi, jednak noga upierdliwego Mikaelsona nie pozwoliła jej na to.
- Camie powiesz mi co zrobiłem?- zapytał delikatnie
- Nic nie zrobiłeś. Po prostu sobie idź.- mruknęła, ale mężczyzna zobaczył po woli napływające do jej oczu łzy.
- Camille przecież widzę. Możesz mi powiedzieć.- szepnął i delikatnie otarł łzę z jej policzka
- Elijah... Nie... To nie jest w porządku.- jąkała się przez łzy, które teraz spływały po jej twarzy strumieniami.- Nie mogę... Bo.. Ty jesteś zawsze koło mnie i pomagasz mi i... I jesteś... Sobą... A ja cię zranię.
- Nie zranisz.- zapewnił ją Mikaelson
- Zranię. Bo ja zawsze wrócę do niego.- powiedziała i dopiero, gdy ręce Elijah'y opadły z jej ramion, a twarz skamieniała uświadomiła sobie, że złamała mu serce tymi samymi słowami, którymi Klaus złamał jej.
***
- Nie rozumiem czemu nie chciał ze mną rozmawiać.- powiedziała Caroline oglądając wiszące na wieszakach sukienki.- No dobra, wiedziałam, że Elena nie żyje, ale tyle się działo, że po prostu zapomniałam.- tłumaczyła.- Poza tym tobie też nie powiedziałam, a ze mną gadasz.
- Ale my to co innego. Zawsze byłyśmy przyjaciółkami.- powiedziała i widząc rozbawione spojrzenie Care na wspomnienie początków ich znajomości poprawiła się.- No praaawie zawsze, ale nie znasz facetów? Potrafią się obrażać miesiącami chociaż wiedzą, że to my mamy rację. No a on przeżył śmierć miłości swojego życia i ciągle myśli, że zrobiła to jego obecna dziewczyna.
- Swoją drogą to nie rozumiem go. Przecież Rebekah była w Nowym Yorku kiedy znaleźliśmy Elenę więc czemu nie chce nam uwierzyć i po prostu pogodzić się z Bekhą.- zastanawiała się Forbes mierząc szarą sukienkę, którą wypatrzyła.
- A bo ja wiem.- powiedziała Bonnie.- Powinnaś ją wziąć.- dodała przyglądając się blondynce.
- A wiesz, że chyba tak zrobię. Coś mi się w końcu od życia należy.- zaśmiała się po czym poszła do kasy i zapłaciła za ubranie.- To co? Idziemy na drinka czy włóczymy się jeszcze po mieście?-zapytała
- Co mówiłaś?- spytała Bennett niedosłysząc słów dziewczyny
- Pytałam... Czy idziemy na... Drinka. Ekhmmm...-powiedziała kaszląc między słowami Forbes
- Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Zakrztusiłam się trochę.- skłamała po czym ponownie odkaszlnęła wpadając na nieznajomą blondynkę i rozlewając spoczywający w jej ręce napój. Może nie do końca nieznajomą bo wampirzyca miała pewne wrażenie, że już ją kiedyś spotkała...
- O matko przepraszam cię bardzo.-powiedziała
- Nic się nie stało.- odpowiedziała z uśmiechem wycierając resztki soku z jej bluzki, jednak nie wiele to pomogło.
- Może ci pomogę?- zaoferowała pomoc Bonnie
- Nie, nie jest w porządku naprawdę. To tylko napój. Co mi się stanie? Najwyżej umrę z pragnienia.- zażartowała dziewczyna wycierając ręce w chusteczkę
- No to może w ramach przeprosin pójdziesz z nami na drinka?- zaproponowała Caroline
- No w sumie czemu nie.- zgodziła się blondynka i z uśmiechem podała Forbes rękę.- Tak w ogóle jestem Maggie
- Caroline. A to jest Bonnie.- odwzajemniła uścisk i wszystkie trzy udały się do pobliskiego baru, a Caroline ciągle miała wrażenie, że zna tą dziewczynę.
Niestety kilka drinków szybko je uciszyło...
- Ale my to co innego. Zawsze byłyśmy przyjaciółkami.- powiedziała i widząc rozbawione spojrzenie Care na wspomnienie początków ich znajomości poprawiła się.- No praaawie zawsze, ale nie znasz facetów? Potrafią się obrażać miesiącami chociaż wiedzą, że to my mamy rację. No a on przeżył śmierć miłości swojego życia i ciągle myśli, że zrobiła to jego obecna dziewczyna.
- Swoją drogą to nie rozumiem go. Przecież Rebekah była w Nowym Yorku kiedy znaleźliśmy Elenę więc czemu nie chce nam uwierzyć i po prostu pogodzić się z Bekhą.- zastanawiała się Forbes mierząc szarą sukienkę, którą wypatrzyła.
- A bo ja wiem.- powiedziała Bonnie.- Powinnaś ją wziąć.- dodała przyglądając się blondynce.
- A wiesz, że chyba tak zrobię. Coś mi się w końcu od życia należy.- zaśmiała się po czym poszła do kasy i zapłaciła za ubranie.- To co? Idziemy na drinka czy włóczymy się jeszcze po mieście?-zapytała
- Co mówiłaś?- spytała Bennett niedosłysząc słów dziewczyny
- Pytałam... Czy idziemy na... Drinka. Ekhmmm...-powiedziała kaszląc między słowami Forbes
- Wszystko w porządku?
- Tak, tak. Zakrztusiłam się trochę.- skłamała po czym ponownie odkaszlnęła wpadając na nieznajomą blondynkę i rozlewając spoczywający w jej ręce napój. Może nie do końca nieznajomą bo wampirzyca miała pewne wrażenie, że już ją kiedyś spotkała...
- O matko przepraszam cię bardzo.-powiedziała
- Nic się nie stało.- odpowiedziała z uśmiechem wycierając resztki soku z jej bluzki, jednak nie wiele to pomogło.
- Może ci pomogę?- zaoferowała pomoc Bonnie
- Nie, nie jest w porządku naprawdę. To tylko napój. Co mi się stanie? Najwyżej umrę z pragnienia.- zażartowała dziewczyna wycierając ręce w chusteczkę
- No to może w ramach przeprosin pójdziesz z nami na drinka?- zaproponowała Caroline
- No w sumie czemu nie.- zgodziła się blondynka i z uśmiechem podała Forbes rękę.- Tak w ogóle jestem Maggie
- Caroline. A to jest Bonnie.- odwzajemniła uścisk i wszystkie trzy udały się do pobliskiego baru, a Caroline ciągle miała wrażenie, że zna tą dziewczynę.
Niestety kilka drinków szybko je uciszyło...
***
Tylko raz w ciągu całego (1000 letniego) życia Elijah miał o coś żal do swojego brata. I nawet wtedy nie stracił do niego zaufania - uwierzył mu i tylko dzięki temu odzyskał resztę swojego rodzeństwa. Co prawda później Finn i Kol i tak odeszli ale... odzyskał ich.
Nie miał zamiaru przez jedną dziewczynę niszczyć swojej relacji z Klausem, która teraz była w całkiem niezłym stanie. Wiedział że to nie wina Camille, ani Klausa, ani nawet jego samego. I wiedział, że powinien się z tym pogodzić, tak jak zawsze to robił. Powinien wybrać rodzinę.
Ale to że o tym wiedział wcale nie ułatwiało sprawy.
Bo zdążył już zacząć myśleć o tym jak jego życie mogło by się zmienić, gdyby jemu i Camille wyszło. Nie żeby cały czas o tym fantazjował - ale raz czy dwa naszła go taka myśl.
Gdy ją widział automatycznie zaczynał się uśmiechać - tak samo jak Klaus gdy widział Caroline. I miał nadzieję że obaj w końcu znajdą szczęście.
Nie pierwszy raz ta nadzieja została zniszczona.
I dlatego teraz szedł do domu z uczuciami, których wcale nie chciał mieć, w pogodzie która kompletnie do nich nie pasowała - było słonecznie, ciepło a na niebie widniało tylko kilka małych chmurek. Mijał ludzi którzy nie wiadomo dlaczego uśmiechali się w jego stronę - może dlatego że w powietrzu wciąż było czuć lato, może dlatego że po prostu mieli dobry dzień. Automatycznie odwzajemniał uśmiechy - ale nie potrafił spojrzeć im w oczy.
W końcu dotarł do domu i mimowolnie odetchnął z ulgą - Klausa nigdzie nie było. Może wyszedł gdzieś z Caroline (albo z Camille, podpowiedział jakiś złośliwy głosik w jego głowie, ale zignorował tą myśl).
Najstarszy pierwotny skierował się do swojego biura i już otwierał drzwi - gdy w powietrzu rozległ się głos:
- Elijah! Dobrze że cię widzę! - Klaus wydawał się zdenerwowany i jakiś.. zaniepokojony?
- Witaj Niklaus. Jestem trochę zajęty więc jeśli nie masz nic przeciwko to..
- O nie bracie, za dużo pracujesz! Ostatnio prawie w ogóle cię nie widuję. Albo ślęczysz nad tymi starymi księgami albo martwisz się tymi ostatnimi.. wypadkami. Kiedy ostatni raz zrobiłeś coś dla rozrywki?
Elijah zebrał wszystkie swoje siły żeby odpowiedzieć spokojnie.
- Klaus, twoja córka nie może tu wrócić aż nie rozwiążemy tej sprawy z mieszańcami. Ostatnio zrobiło się jeszcze gorzej - zamordowano Emily, koleżankę Cami..
Blondyn machnął niecierpliwie ręką.
- Wiem. Ale jej i tak już nie pomożesz, parę godzin nie zrobi jej większej różnicy. Proszę Elijah, potrzebuję twojej rady!
- A Cami potrzebuje wiedzieć co się stało z jej przyjaciółką. - odparł przez zaciśnięte zęby starszy Mikaelson. - To mogła być ona Klaus! Ją mógł ktoś zamordować! Rozumiem że podoba ci się perspektywa bycia sam na sam z Caroline bez Hope, ale czy Cami też już cię nie obchodzi??!
Zszokowany Niklaus ze złością zacisnął pięści.
- Jak śmiesz sugerować że moje własne dziecko mi przeszkadza!! Myślisz że za nią nie tęsknię??! Tęsknię jak cholera, bo, przypominam, to moja a nie twoja córka!! Co ci się stało??! A Cami jest.. dobrą ciocią dla Hope, ale bez przesady! Przecież nic jej nie jest!
- Jeszcze! Zresztą, nieważne. Przecież ciebie i tak nie obchodzi co ona czuje! Co tym razem jej zrobiłeś że płakała??
Klaus złapał się za głowę i zaśmiał histerycznie.
- A co, przyleciała do ciebie na skargę??! To nie twoja sprawa Elijah, nie mieszaj się do moich relacji z Camille.
- Wyobraź sobie że sam do niej poszedłem, bo się o nią martwiłem! No, ale ty przecież nigdy się o nikogo nie troszczysz! Tak samo było z Hayley!
Gdy tylko Elijah wykrzyczał ostatnie słowa prosto w twarz Klausowi, zrozumiał co tak naprawdę powiedział.
- Klaus, ja... Nie o to mi..
Niklaus odwrócił się od niego.
- Zostaw mnie.
- Nikla-
- Zostaw mnie!!! - głos młodszego z braci poniósł się echem po posiadłości. - Myślę że wszystko już sobie wyjaśniliśmy.
- Nik ja nie..
- Wracaj do pracy. W końcu ONA cię potrzebuje.
Nie miał zamiaru przez jedną dziewczynę niszczyć swojej relacji z Klausem, która teraz była w całkiem niezłym stanie. Wiedział że to nie wina Camille, ani Klausa, ani nawet jego samego. I wiedział, że powinien się z tym pogodzić, tak jak zawsze to robił. Powinien wybrać rodzinę.
Ale to że o tym wiedział wcale nie ułatwiało sprawy.
Bo zdążył już zacząć myśleć o tym jak jego życie mogło by się zmienić, gdyby jemu i Camille wyszło. Nie żeby cały czas o tym fantazjował - ale raz czy dwa naszła go taka myśl.
Gdy ją widział automatycznie zaczynał się uśmiechać - tak samo jak Klaus gdy widział Caroline. I miał nadzieję że obaj w końcu znajdą szczęście.
Nie pierwszy raz ta nadzieja została zniszczona.
I dlatego teraz szedł do domu z uczuciami, których wcale nie chciał mieć, w pogodzie która kompletnie do nich nie pasowała - było słonecznie, ciepło a na niebie widniało tylko kilka małych chmurek. Mijał ludzi którzy nie wiadomo dlaczego uśmiechali się w jego stronę - może dlatego że w powietrzu wciąż było czuć lato, może dlatego że po prostu mieli dobry dzień. Automatycznie odwzajemniał uśmiechy - ale nie potrafił spojrzeć im w oczy.
W końcu dotarł do domu i mimowolnie odetchnął z ulgą - Klausa nigdzie nie było. Może wyszedł gdzieś z Caroline (albo z Camille, podpowiedział jakiś złośliwy głosik w jego głowie, ale zignorował tą myśl).
Najstarszy pierwotny skierował się do swojego biura i już otwierał drzwi - gdy w powietrzu rozległ się głos:
- Elijah! Dobrze że cię widzę! - Klaus wydawał się zdenerwowany i jakiś.. zaniepokojony?
- Witaj Niklaus. Jestem trochę zajęty więc jeśli nie masz nic przeciwko to..
- O nie bracie, za dużo pracujesz! Ostatnio prawie w ogóle cię nie widuję. Albo ślęczysz nad tymi starymi księgami albo martwisz się tymi ostatnimi.. wypadkami. Kiedy ostatni raz zrobiłeś coś dla rozrywki?
Elijah zebrał wszystkie swoje siły żeby odpowiedzieć spokojnie.
- Klaus, twoja córka nie może tu wrócić aż nie rozwiążemy tej sprawy z mieszańcami. Ostatnio zrobiło się jeszcze gorzej - zamordowano Emily, koleżankę Cami..
Blondyn machnął niecierpliwie ręką.
- Wiem. Ale jej i tak już nie pomożesz, parę godzin nie zrobi jej większej różnicy. Proszę Elijah, potrzebuję twojej rady!
- A Cami potrzebuje wiedzieć co się stało z jej przyjaciółką. - odparł przez zaciśnięte zęby starszy Mikaelson. - To mogła być ona Klaus! Ją mógł ktoś zamordować! Rozumiem że podoba ci się perspektywa bycia sam na sam z Caroline bez Hope, ale czy Cami też już cię nie obchodzi??!
Zszokowany Niklaus ze złością zacisnął pięści.
- Jak śmiesz sugerować że moje własne dziecko mi przeszkadza!! Myślisz że za nią nie tęsknię??! Tęsknię jak cholera, bo, przypominam, to moja a nie twoja córka!! Co ci się stało??! A Cami jest.. dobrą ciocią dla Hope, ale bez przesady! Przecież nic jej nie jest!
- Jeszcze! Zresztą, nieważne. Przecież ciebie i tak nie obchodzi co ona czuje! Co tym razem jej zrobiłeś że płakała??
Klaus złapał się za głowę i zaśmiał histerycznie.
- A co, przyleciała do ciebie na skargę??! To nie twoja sprawa Elijah, nie mieszaj się do moich relacji z Camille.
- Wyobraź sobie że sam do niej poszedłem, bo się o nią martwiłem! No, ale ty przecież nigdy się o nikogo nie troszczysz! Tak samo było z Hayley!
Gdy tylko Elijah wykrzyczał ostatnie słowa prosto w twarz Klausowi, zrozumiał co tak naprawdę powiedział.
- Klaus, ja... Nie o to mi..
Niklaus odwrócił się od niego.
- Zostaw mnie.
- Nikla-
- Zostaw mnie!!! - głos młodszego z braci poniósł się echem po posiadłości. - Myślę że wszystko już sobie wyjaśniliśmy.
- Nik ja nie..
- Wracaj do pracy. W końcu ONA cię potrzebuje.
~~~~~~~
Witajcie ludzie!
Nowy rozdział jest w waszych rękach i mamy nadzieję, że wam się spodobał. A jeśli tak - błagamy was o komentarze! Wiemy że najłatwiej jest przeczytać i od razu olać bloga, ale wasze komentarze pokazują nam że warto pisać dalej! W każdym razie - kochamy was i do następnego razu.
Mar&Yacker
P.S. Pytanie od nas - w jakich jesteście fandomach? Może są wśród was jakieś bratnie dusze :D jakby coś - piszcie na asku albo gg, linki w zakładce kontakt z autorkami ;)
Nowy rozdział jest w waszych rękach i mamy nadzieję, że wam się spodobał. A jeśli tak - błagamy was o komentarze! Wiemy że najłatwiej jest przeczytać i od razu olać bloga, ale wasze komentarze pokazują nam że warto pisać dalej! W każdym razie - kochamy was i do następnego razu.
Mar&Yacker
P.S. Pytanie od nas - w jakich jesteście fandomach? Może są wśród was jakieś bratnie dusze :D jakby coś - piszcie na asku albo gg, linki w zakładce kontakt z autorkami ;)
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)