Playlista

poniedziałek, 28 września 2015

Rozdział 26

"I know everything you don't want me to, your mouth is poison, your mouth is wine."

***
- Przepraszam za spóźnienie,  mam nadzieję, że nie czekałaś zbyt długo.- powiedział Klaus wchodząc na ganek swojej posiadłości.
- Nie no coś ty. Spóźniłeś się tylko 45 minut.- powiedziała ironicznie nawet na nirgo nie patrząc.
- Caroline...- zaczął dotykając ramienia dziewczyny, aby na niego spojrzała.
- Nie "Caroline'uj" mi tu!- warknęła po czym strzepnęła rękę Mikaelsona i skierowała się do swojego pokoju. Wampir momentalnie zastąpił jej drogę.
- Z czym masz znowu problem?- zapytał
- Ty się naprawdę jeszcze o to pytasz?- spytała  z niedowierzaniem i spróbowała wyminąć wampira
- Tak pytam się bo kiedy wyjeżdżałem wszystko było w porządku.- starał się mówić opanowanie jednak jego głos stawał się coraz głośniejszy
- No właśnie!- wykrzyknęła dziewczyna- Wyjechałeś! Do Camille!
- Bo mnie potrzebowała!
- Tak samo jak ja!-wykrzyknęła Caroline po mimo, że wcale nie chciała wyjawiać Klausowi swojego żalu.
- Mogłaś mi powiedzieć.
- Nie mogłam i tak byś nie zrozumiał.- warknęła Forbes
- Wiesz co?- zapytał naprawdę urażony słowami dziewczyny Mikaelson- To ty nie rozumiesz. Powiedziałem, że poczekam na ciebie tak długo jak chcesz, nie zabiłem twojego chłopaka chociaż na to zasługiwał, odkąd tu przyjechałaś znoszę twoje huśtawki nastrojów. Więc jeżeli ktoś czegoś tutaj nie rozumie to jesteś to ty!!!
- Nie odzywaj się do mnie. Nigdy.- warknęła prosto w jego ciemne oczy po czym z kamienną twarzą odeszła w przeciwnym kierunku.
Musiała stąd uciec. Po jej policzkach ciekły łzy, a ona musiała stąd uciec. Ale gdzie? Jedyne miejsce, które przyszło jej na myśl nie było najlepszą opcją. Jednak nie miała żadnej innej, więc... Po prostu uciekła. Tak jak uciekała od wszystkiego przez ostatnie 5 lat....
 
***
Wpatrywał się w jej drgające ciało i bezradnie stał z rozłożonymi rękami. Nie wiedział co robić - nie był ekspertem w pocieszaniu, empatii i tak dalej.
Cholera, pomyślał, że też Stefan akurat teraz musi przechodzić załamanie nerwowe, a Rebeka mieć depresję z powodu wspomnianego załamania.
Stefan by sobie poradził.
No dobra, dasz radę Kol. Tylko bądź delikatny.
-Ehkem.. - odchrząknął.
Zero reakcji z jej strony.
Podszedł bliżej do jej łóżka.
- Bonnie? - spytał niepewnie.
Chyba w ogóle go nie usłyszała. Podszedł jeszcze bliżej - tak blisko że słyszał jej przerywany oddech i widział lśniące na policzkach łzy.
Niepewnie uklęknął na podłodze - ich twarze były teraz na tej samej wysokości. Wyciągnął dłonie i ujął jej zapłakaną twarz. Popatrzyła na niego zaczerwienionymi oczami.
Uśmiechnął się pocieszająco (a przynajmniej miał nadzieję że tak to wyglądało) i wytarł jej policzki kciukami.
- Chcesz popłakać??
Kiwnięcie.
- Chcesz zostać sama?
Zawahała się, ale po chwili pokręciła głową.
- To dobrze, bo i tak bym cię nie zostawił. - stwierdził, mając nadzieję że choć na chwilę na jej twarz powrócił uśmiech.
Później usiadł obok niej, a Bonnie niczym szmaciana lalka bezwładnie osunęła się w jego ramiona.
Więc trzymał ją, ocierał jej łzy i z każdą chwilą utwierdzał się w swoim postanowieniu.
Damon Salvatore zapłaci za każdą z tych łez.

***

- Jedz Hope. - nakłaniała ją Rebekah.
Dziewczynka spojrzała na nią ze zdziwieniem.
- Nie wiedziałam że do płatków z mlekiem dodaje się ketchup ciociu. - odpowiedziała, wzruszając ramionami.
Rebekah złapała się za głowę.
- Nie wierzę. Po prostu nie wierzę. - wymamrotała, po czym dodała na głos - Przepraszam kochanie, jestem ostatnio... rozkojarzona. Co ty na to żebyśmy poszły do parku, kupiły coś dobrego po drodze i zrobiły sobie piknik?
Hope klasnęła w dłonie i uśmiechnęła się szeroko.
- Jasne! - krzyknęła, jednocześnie wstając, po czym wylała nieudane płatki do zlewu. - To ja pójdę zawołać Stefana, na pewno będzie chciał iść z nami.
- Nie! - powiedziała ostro jej ciotka. Ostrzej niż chciała.
Hope popatrzyła na nią ze zdziwieniem. Nigdy dotąd Rebeka na nią nie krzyknęła ani nawet nie podniosła głosu.
Blondynka speszyła się.
- Przepraszam - dodała łamiącym się głosem - po prostu... Stefan nie może z nami iść, rozumiesz? Hope?
Mała uśmiechnęła się wymijająco.
- Jasne.
Ścisnęła dłoń Rebece.
Po paru minutach wyszły. Rebeka myślała żeby powiadomić o tym Bonnie, ale zmieniła zdanie. Nie miała zbyt dobrego kontaktu z Bennett, a biorąc pod uwagę to co się działo z jej związkiem ze Stefanem... Rozsądniej było nie rozmawiać z czarownicą.
Mikaelson napisała krótką wiadomość i przyczepiła ją do lodówki.
W stronę pokoju swojego chłopaka nawet nie spojrzała.

***

- Nie wierzę....- mruczała pod nosem Bonnie- Co za podły, nieczuły, wredny...
- Bon obrażanie go nic tutaj nie pomoże.- powiedział do dziewczyny Stefan.
- Jak możesz być taki spokojny? Przecież właśnie oskarżył twoją dziewczynę o zabicie Eleny!- prawie krzyknęła i natychmiast zniżyła ton uświadamiając sobie, że za ścianą śpi Hope. Już wystarczająco się pewnie dzisiaj nasłuchała...
- Nie jestem ani trochę spokojny, ale co mi da kłótnia z nim? Nie mam już na to siły...- westchnął załamany chłopak.
- Ale ja mam! Mam siłę i chcę z nim walczyć. Nie może od tak przyjeżdżać tu i rzucać oskarżeniami na prawo i lewo.
- Może i to zrobił Bonnie, nic na to nie poradzimy.- próbował uspokoić ją Salvatore
-Ale.. Ale... Ej, ty chyba nie myślisz, że Bekah na prawdę zabiła Elenę, prawda?- zapytała zdziwiona Bennett
- A czemu nie? W końcu od początku jej nienawidziła.- powiedział smętnie wampir
- Ta dziewczyna opiekuje się pięcioletnią dziewczynką i próbuje wskrzesić swojego zmarłego brata Stefan. Czego jeszcze potrzebujesz żeby zobaczyć, że się zmieniła?
- No proszę...- powiedział Salvatore i prawie się uśmiechnął, na co Bonnie zrobiła zdziwioną minę- Bonnie Bennett kłóci się ze mną o moralność Rebekhi Mikaelson. Nie spodziewałem się, że dożyję tej chwili.
- Ja tylko mówię, że nie powinieneś mu wierzyć. W końcu on nawet nie ma człowieczeństwa.- broniła swoich racji oburzona wiedźma
- Sama mu to powiedz.- mruknął ironicznie Stefan- Wygląda na to, że tu powrócił.
- A żebyś wiedział, że tak zrobię.- powiedziała zdeterminowana i wściekła czarownica ignorując ostrzeżenia Stefana i Kola mamroczącego, że to bardzo zły pomysł. Zeszła po schodach i jak w amoku podeszła do drzwi. Stanęła przed nimi i święcie przekonana, że to właśnie Damon stoi po drugiej stronie otworzyła je równocześnie rzucając bardzo silne zaklęcie. Trafiła nim perfekcyjnie.Tyle, że nie w Damona, a w swoją zapłakaną i zdezorientowaną przyjaciółkę....

~~~~~~

Hejjjj :D
Tak wiemy, wiemy dzisiaj jest poniedziałek,a to już nie weekend (niestety) xD
Jednak z wielu powodów (głównie lenistwa, szkoły i włóczenia się po mieście :P ) nasz rozdział zostaje dodany dzisiaj. Przepraszamy was, ale na prawdę staramy pogodzić się szkołę z tym blogiem, a to do najłatwiejszych nie należy. Dziękujemy za motywujące komentarze i liczymy, że ich liczba będzie wzrastać z każdym dniem, bo....(werbel poproszę :P ) mamy już ponad 10 000 wyświetleń!!! To niesamowite, że w ciągu tak krótkiego czasu tyle osób odwiedziło tą stronę! Nawet nie wyobrażacie sobie jak bardzo zmotywowało nas to do tworzenia rozdziałów. Dziękujemy, dziękujemy i dziękujemy!
Następny rozdział już punktualnie w weekend
Komentujcie co sądzicie o rozdziale ;)
Pozdrawiamy
Mar&Yacker ;****




























sobota, 19 września 2015

Rozdział 25

"Say something I'm giving up on you, and I'm sorry that I couldn't get to you"


***

- Kolejny Mikaelson?! Macie tu gniazdo czy co?!
Zirytowany Kol spojrzał na niego gwałtownie.
- Mów głośniej, w końcu nikomu nie przeszkadzasz. - odparł z kłującą ironią , jednocześnie wskazując na Bonnie. - Wyjdźmy na zewnątrz.
Damon miał ochotę postawić się pierwotnemu, ale w końcu z rezygnacją wyszedł z pokoju, cicho zamykając za sobą drzwi. Jakimś dziwnym sposobem Mikaelson pojawił się tuż za nim.
- Masz dziwny zwyczaj pojawiania się w najgorszym możliwym momencie Salvatore.
- Przepraszam że przerwałem ci obserwowanie Śpiącej Królewny. To jakiś syndrom bycia starym?
Kol zaśmiał się.
- To nie ja podkochiwałem się w dziewczynie brata i później ją odbiłem.
- No tak, przecież wasza rodzina jest ze sobą tak blisko. Dzieli was tylko wieko trumny i sztylet.
- Po co tu przyjechałeś? Nie licząc wpędzenia brata w depresję przez oznajmienie mu że jego była, a twoja obecna dziewczyna nie żyje.
Damon błysnął zębami w mroku.
- Może byłem samotny.
- A może chciałeś żeby wszyscy inni czuli ten sam ból co ty.
Zapanowała cisza.
Kol spojrzał na swojego rozmówcę, z determinacją wypisaną na twarzy.
- Nie powiesz o niczym Bonnie, rozumiesz?
- A niby czemu? Chcesz żebym ją okłamał? - zapytał Salvatore tonem niewiniątka.
- Chcę żebyś w ogóle z nią nie rozmawiał. Wyjdziesz teraz z tego domu, i nie wrócisz dopóki nie wrócisz do normalności. Dość już dzisiaj zniszczyłeś. Rozumiesz?
Damon zaśmiał się cierpko.
- Niby czemu miałbym cię słuchać?
Mikaelson wziął głęboki wdech.
- Bo mogę sprawić, że jeszcze raz porozmawiasz z Eleną.

***

- Ekhmmm...- zaczęła Caroline, gdy odsunęła się od Klausa. Chciała coś powiedzieć, wyjaśnić, ale... Nie miała zielonego pojęcia co się właśnie stało!!!- No więc...- próbowała sformułować jakieś logiczne zdanie i dzięki Bogu w tym momencie zadzwonił telefon Klausa.
- Halo?- zapytał szybko go odbierając.- Tak, Mhmm. Tak słyszałem już, Hope dzwoniła. A gdzie on jest? Aha, no dobrze za chwilę będę.- powiedział po czym rozłączył się
- Kto to był?- zapytała blondynka, gdy schował telefon do kieszeni
- Camille, muszę do niej jechać. Podobno to coś ważnego.- odpowiedział, a Caroline poczuła się jakby ktoś wbił jej nóż w plecy. Albo raczej kołek w serce...- Jedziesz ze mną?- zapytał, lecz brzmiało to bardziej jak pytanie retoryczne.
- Nie, dzięki mam jeszcze parę spraw do załatwienia.- skłamała
- No to do zobaczenia o 20.- powiedział po czym uśmiechnął się do niej i ruszył w swoim kierunku.
- Paa...- mruknęła Caroline i powolnym krokiem ruszyła w dalszą podróż po Bourbon Street rozmyślając o pewnym tysiącletnim wampirze...

***

- Nie ma opcji! Nie, tego nie było w umowie.- wykłócał się do słuchawki Sebastian- Nie obchodzi mnie to. Miałem zdobyć informacje i je masz, zostaw mnie w spokoju.
- A wiesz jaką śliczną sukienkę ma na sobie dzisiaj twoja dziewczyna?- zapytał się jego rozmówca- Jest bardzo delikatna i... Czekaj jak nazywa się ten kolor... Czekaj, nie podpowiadaj, przypomnę sobie. O! Pudrowy róż! Szkoda byłoby pobrudzić ją krwią prawda?- drażnił się z nim
- Nie mieszaj jej do tego!
- Przynieś mi martwą O'Connell, a twoja lalunia będzie cała i zdrowa.- powiedział apodyktycznie mężczyzna po czym nie czekając na odpowiedź rozłączył się.
- Tak jest szefie.- mruknął do siebie przybity Sebastian i zaczął dalej obserwować poczynania blondynki. Odkąd rozstała się ze starszym Mikaelsonem był pewny, że wejdzie do domu i na tym skończy się jego dzisiejsze śledztwo, ale kiedy już miał sobie pójść wyszła z domu i najwyraźniej na kogoś czekała. Po około 15 minutach przed budynkiem pojawił się nie kto inny, jak sam Klaus Mikaelson.

***

Damon przez jakąś minutę wpatrywał się w niego, kompletnie bez ruchu. Nawet nie mrugnął. Nagle nie parsknął śmiechem.
- Cz-czekaj, myślałeś że naprawdę się na to nabiorę? "Och, zostaw Bonnie, pokażę ci twoją martwą dziewczynę w zamian"?? Co ci się stało Mikaelson, zaniki pamięci?? Nie mam człowieczeństwa, nie mam uczuć, nie mam nic. A teraz wybacz, idę poinformować Bonnie że jej przyjaciółka - a może powinienem powiedzieć była przyjaciółka - nie żyje.
Kol chciał zastawić mu drogę, ale zorientował się że nic to nie da.
Damon wszedł do pokoju.
Mikaelson mógł oczywiście tam wejść. Ale bezczynne patrzenie na cierpienie Bonnie nie było najlepszym pomysłem, musiał sam to przyznać.

***

- Cześć.- powiedziała Camille widząc nadchodzącego Klausa.
- Co chciałaś?- zapytał oschle wampir
- No porozmawiać.
- Mówiłaś, że to ważne.- warknął
- No-o bo dla mnie to jest ważne.- wymamrotała zbita z tropu dziewczyna. Może ciuuutke skłamała dzwoniąc do Niklausa mówiąc, że to bardzo poważna sprawa i muszą się spotkać, zwłaszcza że kilka godzin wcześniej była na czymś w rodzaju randki z jego bratem...
- Cami żyjesz?- zapytał się jej zniecierpliwiony blondyn.
- Co?? Tak, tak przepraszam. Jeżeli jesteś zajęty to możemy to przełożyć.- powiedziała smutno
- Skoro mnie tu już ściągnęłaś to mów i miejmy to za sobą.
- Dlaczego ty zawsze musisz być takim dupkiem?- zapytała zdenerwowana zachowaniem Mikaelsona
- A dlaczego nie? To ty najpierw ściągnęłaś mnie tu bez powodu,  a teraz nie chcesz nic powiedzieć.-wycedził przez zęby Klaus
- Bo chciałam z tobą porozmawiać.
- Przecież rozmawiamy!
- Wydzieranie się na mnie to nie rozmowa!- krzyknęła
- To dlaczego tu jestem?!
- Bo cię potrzebuję.- wyrzuciła z siebie na jednym tchu O'Connell. Słowa te zawisły w powietrzu i już nic nie mogło ich cofnąć. Camille wcale nie chciała tego powiedzieć, nawet nie była do końca pewna czy to prawda. Po prostu....
- Przykro mi Cami, ale ja ciebie nie.- wyznał Klaus, a Cami poczuła jak coś w niej pęka. Nie chciała płakać... Tak bardzo nie chciała się rozpłakać.
- To przez nią, prawda?- powiedziała łamiącym się głosem.- Caroline, to przez to że się tu pojawiła. Gdyby nie ona wolałbyś mnie.
- Cami...- zaczął Mikaelson widząc łzy pojawiające się w oczach dziewczyny
- Co ona w sobie ma czego nie mam ja?- zapytała
- Camille przestań.- uciszył ją wampir. Na swój sposób był w stanie ją zrozumieć. Pomagała mu, wierzyła w to, że nie jest skazany na potępienie, wspierała gdy wszyscy byli przeciwko niemu. Zasługiwała no jego miłość tyle, że...- To zawsze była Caroline.- szepnął- Gdy mnie nienawidziła, gdy rzucała we mnie obelgami, kiedy kazała mi odejść. Wszystkie nasze wzloty i upadki... Cami przepraszam, ale... Ja zawsze wybiorę ją...- wyszeptał Klaus, po czym ucałował dziewczynę w policzek i rozpłynął się w powietrzu zostawiając ją samą po środku Nowego Orleanu...
***

Poczuła że ktoś nią trzęsie.
-Hmm?? O-o co chodzi? - zapytała, nie otowierając oczu.
Ktoś się zaśmiał.
- Pora wstawać śpiochu. - stwierdził, a później znowu zaśmiał. Ten dźwięk był znajomy... Tak, na pewno był znajomy!
Otworzyła szybko oczy i zauważyła nad sobą czarnowłosego.
- Damon??!
- Też tęskniłem. - przytulił ją mocno.
Bonnie poczuła, że do jej oczu napływają łzy, a w gardle rodzi się śmiech.
- Przepraszam że nie dzwoniłam ani nic.. ja.. tak bardzo za tobą tęskniłam! N-nie masz pojęcia jak się cieszę!
- Ja też Bon-bon, ja też. Szkoda tylko że Stefan nie cieszy się tak bardzo jak ty.. - Jej przyjaciel zasępił się.
Bonnie spojrzała na niego ze zdziwieniem.
- Nie, musiałeś go źle zrozumieć. Dawno się nie widzieliście, zrozum.
Salvatore uśmiechnął się smutno.
- Chciałbym być takim optymistą jak ty..
Dziewczyna poklepała go po ramieniu.
- Jestem pewna, że wszystko sobie wyjaśnicie. Musisz go zrozumieć... Macie za sobą trudne chwile.
Damon spojrzał na nią z wdzięcznością.
- Rozumiem go Bonnie. Gdybym ja usłyszał że moja dziewczyna zamordowała Elenę, też bym dziwnie zareagował.
Z satysfakcją patrzył jak jej twarz zmienia wyraz, oczy zachodzą mgłą, a ramiona zaczynają drgać. Powoli wstał z łóżka i uśmiechnął się tryumfalnie. Tak jak podejrzewał, w drzwiach stał Kol Mikaelson. Spojrzał w jego oczy, jego uśmiech się rozszerzył.
- Myślę, że przyda jej się teraz ktoś do otarcia łez. - szepnął i wyszedł, ani razu nie oglądając się za siebie.
Damon Salvatore nie był złym człowiekiem, wampirem czy czym tam.
Damon Salvatore po prostu dużo w życiu stracił, i nie potrafił sobie z tym poradzić,

***

- Wiedziałem, że szybko dasz sobie radę.- usłyszał w słuchawce ten sam irytujący głos co zwykle.- To jak zabiłeś tą całą Camille?- zapytał wyraźnie uradowany mężczyzna, przedrzeźniając imię dziewczyny
- Nie zabiłem jej.- sprostował Sebastian, a ton jego przełożonego momentalnie się zmienił
- Więc czemu zabierasz mój cenny czas?- warknął
- Bo dowiedziałem się czegoś ważnego.- powiedział i zanim mu przerwano wyjaśnił- Nie musimy zabijać Cami, bo to Elijah ma do niej uczucia, nie Klaus.
- Masz 10 sekund na rozwinięcie swojej wypowiedzi. Potem się rozłączam.- powiedział mężczyzna, ale Smyth wyczuł, że zainteresował swojego rozmówcę
- Widziałem dzisiaj ich kłótnię. Sprzeczali się o jakąś Caroline. Klaus praktycznie wyznał, że ją kocha. Jeżeli więc plan pozostaje bez zmian to właśnie ją powinniśmy zabić.
- Nie.- powiedział stanowczo-Nikogo nie będziemy zabijać. Masz dalej obserwować Camille i nie ustępować na krok Forbes. Obgadam to z szefową i wtedy dostaniesz dalsze instrukcje. Rozumiesz?- zapytał władczo mężczyzna
- Oczywiście.- przytaknął Sebastian po czym odłożył słuchawkę. Kamień spadł mu z serca, że nie musi zabijać tej dziewczyny. Obserwował ją od dłuższego czasu i swoją drogą polubił ją... Spodobał mu się jej temperament i odwaga. "Dlaczego zawsze musisz być takim dupkiem?" zapytała Klausa. Mało który człowiek byłby na tyle odważny ( lub głupi) by wypowiedzieć taki słowa do hybrydy. On też kiedyś usłyszał takie słowa. Tyle, że jego odpowiedź różniła się tysiąckrotnie od odpowiedzi Mikaelsona. On wziął swoją dziewczynę w ramiona po czym ze śmiechem pocałował... Kłócili się, ale nigdy nie byli tak szczęśliwi jak wtedy... Teraz on był mordercą, a ona jego słabością...


~~~~~~~~~
Witamy, witamy ;)
Jest sobotni wieczór, a my mamy dla was ten nieco dramatyczny rozdział :P
Dodajemy go i mamy nadzieję, że nie jest najgorszy, ponieważ niestety nie wiem co myślicie o naszych wypocinach przez brak komentarzy :( ( tak, tak biorę was na litość xD) Na szczęście nadal odwiedzacie naszego bloga o czym świadczy ponad 9000 wyświetleń! Matko, jesteście niesamowici za co wam baaaaardzo dziękujemy <3 Kolejny rozdział jak zwykle w przyszły weekend, a więc miłego czytania i....Napiszcie chociaż kilka motywujących komentarzy ;**
Pozdrawiamy
Kochamy Was
Mar&Yacker ;*




niedziela, 13 września 2015

Rozdział 24

"One minute it's love and suddenly it's like a battlefield"

***
- Dziękuję ci, to był wspaniały wieczór.- powiedziała Camille podchodząc do drzwi swojego niewielkiego mieszkania.
- To ja dziękuję tobie.- odpowiedział Elijah.- Miło było porozmawiać o czymś co nie jest nadnaturalnym złem.
- Taak...- westchnęła Cami na chwilę przypominając sobie zakrwawione ciało swojej koleżanki.
- Wszystko w porządku?- zapytał zaniepokojony wampir
- Tak, tak, tylko... Nie mogę zrozumieć dlaczego Emily?Myślałam, że te zabójstwa do czegoś prowadzą... Mają jakiś wzór, schemat, ale ona... Ona miała 19 lat Elijah. Dopiero zaczynała życie, na pewno nie miała nic wspólnego z tym bałaganem.- wyrzuciła rozpaczliwie Camille, a Mikaelson mało myśląc wyciągnął ręce i przytulił ją aby mogła w spokoju wypłakać łzy, które tłumiła od ostatnich kilku dni. I kiedy stali tak w ciszy słuchając jedynie bicia swojego serca, Sebastian obserwował ich,  a w jego głowie kłębiły się tysiące pomysłów na zemstę na Mikaelsonach. 

***

- Ooo, mój mały braciszek mnie poznaje! Ludzie, po.. czekaj, ilu? 5 latach? Po 5 latach Stefanek nadal pamięta starszego brata... Wzruszające. A jak tam Elena wersja blond? Mieszkacie teraz tu? Zawsze twierdziłem że będziecie świeetną parą. Jak na pocieszenie, to nieźle do siebie pasujecie. Och, nie patrz tak na mnie. I nie, nie jestem pijany. Ani naćpany. To coś dużo lepszego. Nie myślałeś o tym? W końcu no wiesz.. ktoś zamordował twoją podobno miłość życia?
Stefan gapił się na niego oszołomiony potokiem słów.
- O-o czym ty mówisz? Kto kogo zamordował? I czy... czy ty wyłączyłeś człowieczeństwo?!
- Tyle pytań.. A nawet nie wpuściłeś mnie do środka.
Młodszy Salvatore z otwartymi ustami pokazał Damonowi żeby wszedł.
Czarnowłosy z wampirzą szybkością znalazł się w kuchni, wziął butelkę whiskey (prezent od Klausa dla Rebeki) po czym wskoczył na kanapę.
- Zagrajmy w grę. Ty zadajesz pytanie, a jeśli ja znam odpowiedź należy mi się łyk.
- Nigdy nic nie wiesz. No, pytaj. Ta whiskey jest dużo lepsza niż się po was spodziewałem. Barbie poszła na kurs o alkoholach czy co?
Stefan usiadł na fotelu.
Drugi z braci westchnął i podniósł pytająco brwi.
- I??
- I tyle. Dopiero wymyśliłem tą grę. Nie spodziewaj się planszy i kolorowych pionków. - uśmiechnął się i przechylił butelkę.
- Nie wiedziałem że już zaczęliśmy grę.
- Czy wyłączyłeś człowieczeństwo?
- Jak zawsze mało kreatywny. - szybko upił łyka i uśmiechnął się z błogością. - Tak. Następne pytanie. 
- Ale dlaczego??!! Co się stało? Przecież byliście szczęśliwi gdy.. - zorientował się że Damon, wpatrzony w coś w ogóle go nie słucha. Podążył za wzrokiem brata. 
Zauważył wpatrującą się w nich, zszokowaną Rebekę. Później przeniósł wzrok na swojego brata. 
Damon był w ciężkim szoku.

***

Damon Salvatore w jej domu.
Damon Salvatore w jej domu, rozwalony na jej kanapie, pijący jej whiskey.
Że cholera jasna co??!!
Spojrzała na Stefana pytająco, ale on tylko lekko wzruszył ramionami i dalej milczał.
Dobrze, spokojnie, dasz radę Rebeka. Wdech.. i wydech... wdech... i wydech... wdech i..
- Wróciłeś do blond wersji Klausa? Wróciłeś do tej.. do tej..
- Opanuj się Damon. - syknął jej chłopak. - O tak, jesteśmy znów razem. Nie sądzę żebyś mógł mi robić wyrzuty na temat tego z kim się spotykam. W końcu ty tak jakby odbiłeś mi dziewczynę.
Damon zmarszczył brwi i przeniósł wzrok na nią. Mikaelson uśmiechnęła się do niego z tryumfem.
- Zadziwiasz mnie braciszku.. Zadziwiasz.. Nie przeszkadza ci to, co zrobiła? Ona i jej cała rodzina? Ani trochę??
Rebeka ze zniecierpliwieniem przerwała mu wypowiedź.
- Mów jaśniej Damon. Jeśli mam odpierać zarzuty, to chcę wiedzieć jakie dokładnie są. - poprosiła spokojnie, chwytając Stefana za rękę.
Czarnowłosy pokręcił tylko głową z niedowierzaniem i opadł z powrotem na kanapę.
- Naprawdę nie przeszkadza ci to że sypiasz z morderczynią Eleny??!
Stefan poczuł się jakby ktoś przywalił mu patelnią w głowę. Poczuł jak Rebeka puszcza jego rękę. Poczuł się tak, jakby cały świat zawirował.
- E-elena nie żyje? - zdołał wykrztusić.
To nie mogła być prawda, to nie była prawda, Elena nie mogła.. Elena nie mogła!
Jego brat pokiwał głową.
Stefan poczuł że łzy napływają mu do oczu. Oparł się o najbliższą ścianę i osunął na podłogę. Zasłonił twarz rękami.
Po chwili po dłoniach zaczęły płynąć łzy..

***

Stała tam jak idiotka. Nie wiedziała co robić - pocieszać Stefana? Próbować odpierać bezsensowne zarzuty Damona?
Spojrzała na swojego chłopaka, ale od razu odwróciła wzrok. Nie chciała widzieć jak cierpi. Zwłaszcza że sama odczuwała tylko jedno - zazdrość.
Zazdrosna o martwą, byłą dziewczynę.
Poczuła wprost obrzydzenie do samej siebie.
Tak, musi pokazać Stefanowi że jest tu dla niego. Że rozumie.
To nie ona jest teraz najważniejsza.
Podeszła powoli do Salvatora, i nieśmiało wyciągnęła do niego dłoń.
Cholender, nie była dobra w pocieszaniu.
Siadła na podłodze, tuż obok niego i zaczęła powoli głaskać go po głowie, zupełnie tak samo jak głaskała Hope gdy małej przyśnił się koszmar.
Na początku chłopak nie reagował. Po chwili podniósł do niej twarz, całą we łzach.
Zrobiła wszystko co mogła, żeby wydobyć z siebie pokrzepiający uśmiech. Chyba nawet się udało.
- Rozumiem. Naprawdę. - zapewniła go - Cii.. Cii..
I tak siedziała, głaskając go po zwieszonej głowie.
Damon wpatrywał się w nich przez chwilę. Później wyszedł.
On nie czuł już zupełnie nic.

***
Nie do końca wiedział gdzie iść. Nie żeby go obchodziło czy komuś nie przeszkodzi. Po prostu... nie lubił ckliwych scen. A Stefan pocieszany przez żeńską wersję Klausa był BARDZO ckliwym widokiem. 
Przyłożył ucho do drzwi.
Czyjś oddech. 
Uff, czyli to żaden z pierwotnych. Może Rebeka była zbyt przejęta jego bratem żeby zwracać na Damona uwagę, ale Klaus na pewno nie miał by problemu z wyrwaniem mu serca. 
Otworzył powoli białe drzwi i przeżył jeszcze większy szok niż przed chwilą. 
Na łóżku leżała Bonnie Bennett, a tuż obok stał jakiś mężczyzna. Stał tam po prostu i się w nią wpatrywał. 
Brunet odwrócił się, i Damon niemal zaklął. 
To był Kol Mikaelson, wyjątkowo bez swojego kija do baseball'u. 

***

- No i pomyślałem, że możemy iść dzisiaj wieczorem na jakąś kolacje, albo coś w tym stylu.- dokończył swoją wypowiedź Klaus przechadzając się z Caroline wzdłuż Borboun Street. 
- To nawet nie jest taki głupi pomysł.- zgodziła się Forbes posyłając wampirowi delikatny uśmiech
- To co? 20:00?- zapytał 
- Idealnie.- przytaknęła dziewczyna i z jakąś nieznaną jej siłą przysunęła się do Klausa. I wtedy zadzwonił telefon...
- Powinnam odebrać.- wyjąkała dziewczyna odsuwając się.- To Hope.- dodała zdziwiona spoglądając na wyświetlacz.- Cześć kochanie, co tam słychać?
- Ciociu... Bo, bo... Ciocia i wujek Stefan się ze sobą kłócą i krzyczą na siebie, bo jakiś pan przyszedł i powiedział, że ktoś nie żyje i wujek płakał i...-wyrzucała dziewczynka łkając
- Zaraz, zaraz Hope spokojnie. Kto nie żyje? Jaki pan?- dopytywała delikatnie, a Mikaelson momentalnie uruchomił swój wampirzy słuch by usłyszeć odpowiedź dziewczynki.
- No pan... Dam-mon chyba- wyjąkała uspokajając się powoli, a Caroline i Klaus wymienili zdziwione spojrzenia.
- A co Damon chciał od wujka Stefana?- zapytała Forbes
- No mówił coś, że jakaś Elżbieta, czy Emilia nie żyje i że to ciocia jej coś zrobiła, więc Stefan się rozpłakał, a potem zaczęli się kłócić i wygonili mnie z pokoju i wtedy ja się rozpłakałam. Możecie po mnie przyjechać?- wyjaśniła i znowu zaczęła delikatnie łkać.
- Kochanie obiecuję, że razem z twoim tatą zadzwonimy do Rebekhi i dowiemy się co się dzieję, ale niestety musisz zostać tam jeszcze kilka dni, ponieważ mamy tutaj bardzo ważne sprawy do załatwienia. Rozumiesz?- zapytała troskliwie blondynka
- Mhm...- wymruczała chlipiąc dziewczynka, po czym pożegnała się z przyjaciółką i rozłączyła
- Jedziemy tam, natychmiast! Jak dorwę Stefana to urwę mu ten łeb! A jak spotkam jego braciszka to jego też zabiję!- zaczął wygrażać Klaus chodząc w tę i z powrotem.
- Klaus uspokój się. Nic jej nie zrobili, po prostu wystraszyła się kłótni.- próbowała uspokoić go wampirzyca
- TO NIE POWINNI SIĘ PRZY NIEJ KŁÓCIĆ!!!-ryknął Mikaelson
- My też się przy niej kłócimy i jakoś to przeżyła! Poza tym z tego co zrozumiałam Damon właśnie oskarżył twoją siostrę o zabicie Eleny.
-Ale ona tego nie zrobiła!
- On tego nie wie!
- Przestań go bronić!
- Będę bo jest moim przyjacielem!
- Jesteś pewna, że chodzi tu tylko o przyjaźń?!
- No bez jaj! Przestań wymyślać jak Tyler!
- Może to wcale nie były jego wymysły!- wykrzyknął Klaus. Jak z kłótni o to czy zabijać Salvatore'ów czy nie doszli do kłótni o uczuciach? Caroline stała i dysząc ze wściekłości patrzyła Mikaelsonowi prosto w oczy. Jak w ogóle mógł pomyśleć, że czuje coś do Stefana? Jak mógł stanąć po stronie Tylera? I jak do cholery miała wyprowadzić go z błędu?! Wcale nie broniła Stefana dlatego, że coś do niego czuła. Broniła go, bo jeżeli coś by mu się stało mogłaby nie wybaczyć tego Klausowi. Miała te wszystkie słowa na końcu języka. Chciała je powiedzieć. Wykrzyczeć mu w twarz, tak jak on kiedyś jej. Zamiast tego zrobiła pierwszą rzecz, która przyszła jej do głowy.
Pocałowała go.


~~~~~~~~

Witamy!!!!! :D Długo czekaliście na ten moment prawda? Klaroline nareszcie się stało :P Dodajemy rozdział zgodnie z obietnicą w weekend i mamy nadzieję, że będzie on nie najgorszą lekturą na niedzielny wieczór. ;) Co prawda nie jest jakiś wyjątkowo długi, ale wszystko przed nami. Szykujcie się na zdwojoną dawkę Klaroline oraz dużo akcji :P Piszcie co sądzicie o rozdziale oraz o tym jak żyjecie po powrocie do szkoły, bo my umieramy, a to dopiero połowa września.... Nie zanudzamy was dłużej i zapraszamy na kolejny rozdział w weekend :D
Komentujcie i motywujcie nas do dalszej pracy
Kochamy Was
Mar&Yacker

sobota, 5 września 2015

Rozdział 23

"It's so hard to belive, but it's all comming back to me now"

- Chyba powinniśmy się zbierać. - Zasugerowała leniwym tonem Rebekah, nie otwierając nawet oczu. Od kilkunastu minut leżała na kocu, sporadycznie się odzywając, głównie do Stefana lub ewentualnie Hope. Bonnie po prostu ignorowała. Od kilku dni wyprawy do parku stały się ich zwyczajem, zawsze kończonym tym właśnie zdaniem.
Hope podniosła oczy znad kolorowanki. Codziennie była tak samo smutna gdy stamtąd wychodzili, i tak samo wesoła gdy rano wracali.
- Już?? - Jej usteczka wygięły się w podkówkę.
- Rebekah ma rację Hope. - wsparła blondynkę Bonnie. - Robi się późno.
Hope błagalnie spojrzała na Salvatore'a, szukając poparcia. Ten jednak przyznał rację swojej dziewczynie i przyjaciółce.
- Przyjdziemy tu jutro, nie bądź taka smutna. - pocieszał ją.
- No dooobrze... Ale bolą mnie nogi!
Stefan wzniósł oczy ku niebu.
- To co ty na to - połowę drogi przejdziesz sama, a później jeśli nadal będą cię bolały nóżki, to wezmę cię na barana. Umowa stoi?
- Stoi!
Po kilku minutach zbierania rzeczy powoli ruszyli w stronę mieszkania. Gdyby wiedzieli co ich czeka, pewnie szliby jeszcze wolniej.

***

Sheila Bennett stała przy długim stole, odwrócona tyłem do wejścia. Potrzebowała chwili na złapanie oddechu (o ile zmarli w ogóle oddychali) po rozmowie z Odczytującą. Od kilku tygodni spotykały się regularnie - obie doskonale zdawały sobie sprawę, że czas biegnie nieubłaganie. Po ostatniej rozmowie Bennett wiedziała, że już niedługo wszystko los wielu ludzi (i to zarówno żywych jak i martwych) będzie zależał od dwóch osób. I nie mogła nic na to poradzić. Nosiciele losu nie mogli przeciwstawić się przepowiedni. Tak jak Odczytujący nie mogli odmówić wytłumaczenia skomplikowanych wizji.
Była tak zamyślona, że nie usłyszała cichych kroków drobnej brunetki, skradającej się do pomieszczenia niczym kot. Dlatego gdy za sobą usłyszała arogancki głos, niemal podskoczyła w miejscu.
- Zadziwiasz mnie moja droga.
Odwróciła się gwałtownie do sobowtóra.
- Z tego co pamiętam miałaś zostawić mnie w spokoju.
- Okoliczności uległy zmianie. Przejrzałam cię.
- Doprawdy? Niby jak? Zaczęłaś nagle czytać w myślach?
Jej rozmówczyni zaśmiała się krótko.
- Wystarczy że mam oczy. Wiesz, w sumie to od początku to było oczywiste. Kto inny by ci pomógł, jeśli nie krew z twojej krwi, kość z twojej kości.
Sheila spojrzała na nią obojętnie.
- Przestań mówić zagadkami. Nie mam czasu na zastanawianie się nad głupotami.
Wampirzyca zignorowała ją.
- Ale zastanawia mnie jedno - nie boisz się o nią? Nie zauważyłaś tego co się między nimi dzieje? Do czego, nawiasem mówiąc, sama doprowadziłaś? Wiesz przecież że on może ją zranić.
Czarownica wbiła oczy w ziemię.
Druga z kobiet uśmiechnęła się tryumfująco.
- Wiesz o tym, prawda? Wiesz, a jednak nie robisz nic żeby ją ochronić...
- To nie jest twoja sprawa! A teraz, jeśli nie masz innego celu niż obrażanie mnie, uprzejmie proszę żebyś wyszła. Natychmiast. I nigdy nie wracaj!
Brunetka ziewnęła tylko i powoli się odwróciła.
- Tego ostatniego nie mogę obiecać. Pogawędki z tobą są... interesujące. - rzuciła jeszcze przez ramię i nieśpiesznie wyszła, zostawiając roztrzęsioną Sheilę samą.
Po chwili kobieta osunęła się z płaczem na ziemię. Niczego nie pragnęła bardziej niż tego by mogła chronić Bonnie. I nic nie było jej aż tak surowo zakazane.

***
5 Lat Temu

- Więc mówisz, że to nic nie znaczy?!- wykrzykiwał. W sumie Caroline nawet nie była zdziwiona, czy smutna z tego powodu. Od jakichś dwóch miesięcy nie robili nic poza kłótniami i rzucaniem na siebie wyzwisk.
- Nie. Ile razy mam ci to jeszcze powtórzyć?- powiedziała obojętnym tonem
- Oczywiście! Klaus też dla ciebie nic nie znaczył prawda?!
- Nie mieszaj do tego Klausa!- tego było już za wiele. Forbes potrafiła znieść wszystko. Dosłownie... Odkąd pół roku temu umarła jej mama była pewna, że się załamie. Rozważała nawet wyłączenie człowieczeństwa, jednak dzięki swojemu najlepszemu (i jak jej się ostatnimi czasy wydawało-jedynemu) przyjacielowi nie poddała się. Zniosła śmierć matki, zdradę przyjaciółki i totalny brak zaufania ze strony swojego chłopaka. Na początku starała się to ignorować, ponieważ Tyler miał pełne prawo żeby jej nie ufać po tym co mu zrobiła. Tyle że postanowił to zrobić, postanowił jej wybaczyć chociaż go o to nie prosiła, więc dlaczego teraz podejrzewał ją o zdradę za każdym razem kiedy tylko próbowała rozmawiać z innymi chłopakami? I dlaczego zawsze wypominał jej Mikaelsona? Przecież minął już ponad rok odkąd nie było żadnych wieści od Pierwotnych.
-...a ty ciągle go bronisz!- wykrzykiwał bez końca chłopak
- Co ja robię? To ty masz jakiś problem! Wierzysz we wszystko co mówi ta kretynka i czepiasz się mnie o każdego faceta, na którego spojrzę! Nie kazałam ci do mnie wracać więc teraz przestań robić awantury!- wydarła się Care
- Czyli teraz to ja jestem ten zły, tak?!
- Tak!!! I wyjeżdżam ze Stefanem czy ci się to podoba czy nie!- powiedziała wampirzyca chwytając za ostatnią torbę, która została w pokoju i potrzebna jej była w podróży.
- Jeżeli wyjedziesz z nami koniec!- zagroził Tyler
- Nie obchodzi mnie to. Już nie...- mruknęła Caroline po czym ostentacyjnie wyszła z pokoju zostawiając go samego i zdezorientowanego, tak jak kiedyś on ją...

***

- ŻYJESZ?!!!!!- Marcel wydarł się prosto do ucha Caroline
- Co? Tak, tak, jasne.- przytaknęła dziewczyna chociaż nie miała pojęcia o czym wampir mówił do niej pięć sekund temu.
- No to co powiedziałem?- zapytał się jej ironicznie
- Yyy...Hmmm.... Jak zwykle nic interesującego.- wybrnęła z sytuacji wampirzyca
- Nie ma takiej opcji, ja zawsze mówię najciekawsze rzeczy.- powiedział jak zwykle skromny wampir- Ale mówiłem, że Klaus napisał, że będzie w domu za jakieś 3 minut, więc mogłabyś mi w końcu wyjaśnić czemu tak szybko wyjechaliśmy z bagien i co do cholery ma z tym wspólnego jakaś błyskotka?- dopytywał
- Możesz już sobie iść?- zapytała poirytowana wampirzyca
- Chciałabyś kotku.- powiedział mrugając do Caroline, która momentalnie zgromiła go spojrzeniem.
- Idź sobie!- warknęła
- Ani mi się śni.-
- Wyjdź. Chyba słyszałeś co powiedziała, prawda?- oboje odwrócili głowy na dźwięk głosu Mikaelsona.
- Niklaus! Jak dobrze cię widzieć.- powiedział na w pół żartem, w pół serio Marcel
- Ciebie też, ale mamy ważniejsze sprawy do obgadania więc możesz już sobie iść.- powiedział wampir patrząc na Caroline, która tylko skinęła mu głową na przywitanie.
- No dobra, dobra już sobie idę.- powiedział Gerard kierując się do drzwi- A wy sobie "porozmawiajcie".- dodał czym zasłużył sobie na kolejną serię morderczych spojrzeń.
- No to...- zaczął niepewnie Mikaelson spoglądając na blondynkę- O czym chciałaś ze mną porozmawiać?- zapytał, a Caroline opowiedziała mu wszystko. Nie tylko o wyprawie na bagna albo o bransoletce, którą znalazł Marcel. Opowiedziała mu o wszystkim. Wszystkim co zdarzyło się odkąd zostawił ją samą i zagubioną w środku lasu, który tak wiele odmienił...

***
Wpatrywał się w jej plecy tak uporczywie jakby chciał przewiercić je na wylot. Nie do końca wiedział jak zareaguje na jego powrót, więc zwlekał z powitaniem tak długo jak mógł. W końcu przywdział swój typowy sarkastyczny uśmieszek i swobodnie rzucił parę słów na powitanie.
- Nad czy tak pilnie pracujesz Bonnie?
- Nie wiem czy powinnam ci wyjaśniać, bo pewnie znikniesz w środku rozmowy. - odpowiedziała ostrzej niż by chciała.
- Hej, nie obrażaj się. Naprawdę nie mogłem się pożegnać.
- No tak, przecież wy duchy macie taakie zapracowane życie. Dziwne że w ogóle wyrwałeś się żeby dzisiaj przyjść.
Przewrócił oczami i uśmiechnął się do niej, wzdychając.
- Albo mi się wydaje, albo się o mnie martwisz.
Bonnie prychnęła.
- Nie martwię się o cie-
- Więc chciałbym cię uspokoić - jestem martwy, nic gorszego nie może mi się stać. Chyba już ci to mówiłem. - Mrugnął porozumiewawczo.
- A ja już mówiłam że wcale się o ciebie nie martwię. Po prostu... Bałam się że coś się stało.. Po drugiej stronie! W końcu moja babcia tam jest. Ale skoro wszystko w porządku, to nie ma o czym mówić.
- Czyli nie chcesz wiedzieć czemu zniknąłem??
- Powtarzam - nie martwię się o ciebie, nie obchodzi mnie kiedy, gdzie i dlaczego znikasz.
Kol uśmiechnął się do niej złośliwie.
- Za to mnie bardzo obchodzi kiedy ponownie pojawię się na ziemi. Jakieś postępy w tym?
- Byłam zajęta Rebeką. Ale pracuję nad tym.
- To dobrze. A teraz zostawiam cię w spokoju, w końcu tylko ci przeszkadzam.
Ledwo wypowiedział ostatnie słowo i już go nie było. Bonnie patrzyła jeszcze chwilę w puste powietrze, po czym wróciła do lektury grubej księgi.
Czekało ją sporo pracy, ale za nic nie przyznałaby że w towarzystwie pewnego irytującego Mikaelsona przeglądanie zakurzonych ksiąg byłoby dużo przyjemniejsze.

***

- Teraz albo nigdy...- mruczała do siebie blondynka- Oj no O'Connell weź się w garść...Przecież.... Przecież to nic takiego.... Zwykłe spotkanie, prawda?...A może nie...- mamrotała pod nosem kręcąc się wokoło z telefonem w ręce i próbując wykręcić numer do pewnego wampira- No przecież już nie raz o niego dzwoniłaś... To nic nie znaczy... Muszę przestać gadać do siebie jak wariatka.- powiedziała w końcu i wybrała numer do Klausa. Niestety po kilku sekundach w słuchawce włączyła się poczta głosowa, a zrezygnowana Cami wyszła z baru besztając się w myślach za pomysł dzwonienia do Niklausa. Przecież gdyby chciał powiedzieć, że już wrócił na pewno by zadzwonił, albo ją odnalazł, więc albo jeszcze nie przyjechał, albo nie ma ochoty jej widzieć... Kiedy na pieszo wracała do domu pogrążona rozmyślaniem o Mikaelsonach, Hope i jej życiu niespodziewanie wpadła prosto w czyjeś objęcia.
- Camille.- usłyszała nagle tak dobrze znany jej akcent
- Elijah, już drugi raz tego dnia. Śledzisz mnie?- zażartowała
- Gdzież bym śmiał.- odpowiedział równie żartobliwie wampir- Poza tym to ty na mnie teraz wpadłaś.
- Też prawda.- powiedziała dziewczyna- Ale to wszystko przez to, że się zamyśliłam.- broniła się
- O czym to tak rozmyślałaś?- zapytał lekkim tonem, jednak widząc rumieniec, który zagościł na twarzy blondynki sam udzielił sobie odpowiedzi
- Słuchaj szłam właśnie do domu, ale co byś powiedział na kolację?- zapytała dziewczyna mało myśląc i dopiero, gdy uświadomiła sobie co powiedziała dodała- Ale oczywiście po przyjacielsku. Nie musisz iść, jeżeli masz coś ważnego do roboty. To ja już...
- Cami- przerwał jej Mikaelson.-Z przyjemnością pójdę z tobą coś zjeść.- powiedział po czym podał dziewczynie ramie, a ona uśmiechnęła się do niego automatycznie zapominając o swoich zmartwieniach dotyczących jego brata.

***

Ponad Rok Temu

- A co to?- zapytała Lisa łapiąc Caroline za nadgarstek, gdy ta nalewała jej kolejnego drinka
- Bransoletka, nie widać?- zapytała zdecydowanie zbyt optymistycznie wampirzyca przykładając kieliszek do ust i opróżniając go.
- No widzę, ale po co ci ona?- dopytywała jej również mocno już wstawiona koleżanka
- Bo mi pasowała do szpilek.- powiedziała Care jakby była to najoczywistsza rzecz na świecie dolewając sobie Tequili do kieliszka.
- Oj no laska weź opowiedz jakąś pikantną historię bo ta tandetna błyskotka na pewno taką ma.- dopytywała dziewczyna bawiąc się przywieszkami na nadgarstku Forbes
- Dostałam ją na osiemnastkę od mojego byłego chłopaka, którego zdradziłam, a on teraz podejrzewa mnie o sypianie z moim najlepszym przyjacielem.- wyrzuciła wściekle na jednym tchu- Jeżeli tak ci się podoba jest twoja.- dodała i zdjęła ozdobę podając ją ze złością koleżance
- Dzięki, ale weź się tak nie spinaj. Pytałam z ciekawości.- powiedziała uradowana szatynka zakładając błyskotkę na rękę.- A tak na marginesie- zaczęła dopijając alkohol spoczywający na dnie jej kieliszka i sięgając po butelkę.- Śpisz z tym przyjacielem?
- NIE!!!- krzyknęła Caroline po czym obie dziewczyny wybuchły nie kontrolowanym śmiechem dolewając sobie alkoholu...


-...no i pomyślałam, że możemy jechać w taką małą podróż dookoła świata. No wiesz, Team Steroline poznaje świat i takie tam.- Caroline opowiadała Stefanowi o swoim genialnym planie, który wymyśliła wracając do domu z kolejnej imprezy
- Team Że Jaki??- zapytał zdezorientowany wampir
- Steroline. Stefan, Caroline... Steroline... Nie ogarniasz?- zapytała widząc minę Salvatore'a, gdy próbowała mu to wyjaśnić.- Lisa to wymyśliła.
- Kto?- spytał teraz już zupełnie zdezorientowany chłopak
- Lisa, taka laska z klubu, ale ty lepiej powiedz mi co myślisz o moim pomyśle.- dociekała blondynka
- No w sumie możemy jechać. Faktycznie robiło się tu już trochę nudno.- stwierdził Stefan
- Hurra!!!- wykrzyknęła Caroline i ze śmiechem przytuliła go w podziękowaniu.

***

- Ślicznie wygląda kiedy śpi. Jest wtedy strasznie podobna do Kola.. Miejmy nadzieję że tylko w tym.
Rebeka zaśmiała się cichutko, starając się nie obudzić swojej bratanicy.
Stefan pocałował ją w czoło i spojrzał nań z troską.
- Już niedługo Kol będzie tu z wami. Bonnie jest bardzo potężna i na pewno dotrzyma słowa.
- Wiem. - Blondynka przymknęła oczy. - Ale to wcale nie sprawia że martwię się mniej.
- Rozumiem.. - Stefan cały czas patrzył na nią tym troskliwym wzrokiem. Było to trochę wkurzające.. Ale też pomagało. Już po chwili Rebeka uśmiechnęła się i zerwała z kanapy.
- Zaniosę ją do łóżka.
- Na pewno nie chcesz żebym ja to zrobił?
- Niee. Lubię ja przykrywać kołdrą i tak dalej. To trochę tak jakbym sama była matką.
Jego dziewczyna wyszła z pokoju niosąc małą istotkę na rękach, a Stefan sięgnął po leżącą na stole książkę i zaczął czytać.
Nagle po całym mieszkaniu rozległ się dźwięk nerwowo naciskanego dzwonka do drzwi. Salvatore zdziwił się nieco, ale szybko podszedł do drzwi, jednocześnie przeklinając brak wizjera. Otworzył. I zobaczył ostatnią osobę której by się spodziewał.
Wpatrywali się w siebie przez dłuższą chwilę, po czym pijany czarnowłosy zaśmiał się.
- Witaj braciszku!
Stefan nadal wpatrywał się w niego oczami wielkimi wielkimi jak pięciozłotówki.
- Damon..


Cześć wszystkim!
Nowy rozdział tak jak obiecałyśmy, w weekend. Mamy nadzieję że was nie zanudziłyśmy xd Z ogłoszeń parafialnych.... w zasadzie to nic nie ogłaszamy :p chciałybyśmy straaasznie podziękować za ponad 8000 wyświetleń 😍 Jesteście wielcy.
Następny rozdział już za tydzień, a pytanie od nas na które możecie odpowiadać w komentarzach - jaka jest wasza ulubiona postać w tym blogu?? I jak długo chcielibyście żeby Damon został w Nowym Yorku?
Kochamy was ❤
Mar&Yacker