Playlista

sobota, 27 czerwca 2015

Rozdział 15

"I used to think that I was better alone
Why did I ever want to let you go"
 
Klaus z niecierpliwością wpatrywał się w drzwi.
- Jesteś pewna że to tu Caroline?
- Oczywiście w końcu Stefan przy..
- Kto??!!
Caroline wyglądała jakby chciała się zapaść pod ziemię.
- Stefan. - powiedziała, nadal wpatrując się w podłogę.
- Stefan Salvatore i moja siostra mieszkają razem a ty nie uznałaś za konieczne mnie o tym uprzedzić??!
- Uups.. Tak jakoś wyszło..
- Caroline, jeśli w tym-
- Tatusiu, kto to Stefan?
- Nikt ważny księżniczko. - Wycedził odpowiedź Klaus.
I dokładnie w tym momencie Salvatore otworzył drzwi.
 
xxx
 
- Jak chcesz znaleźć Rebekę? - spytała go Bonnie gdy w końcu dotarli do hotelu. Budynek nie był może zachęcający, ale w końcu dziewczyna potrzebowała tylko łóżka na jedną czy dwie noce.
- Widzisz to jest słaba strona mojego planu...
Czarownica spojrzała na niego wyczekująco.
- Nie mam zielonego pojęcia. - Odpowiedział jej po czym wyszczerzył zęby.
- Czy ty właśnie powiedziałeś że przywlokłeś mnie do obcego miasta w środku nocy bez żadnego planu?!!
- Jeśli tak to zinterpretowałaś..
- Zabiję cię!
- Jestem duchem. Takie argumenty mam już dawno za sobą. - zachichotał - Spokojnie, jakoś ich znajdziemy.
- Jesteś kompletnie niepoważny.
- Ależ wręcz przeciwnie. Nie martw się Bonnie. Najlepiej idź spać a ja w tym czasie spróbuję wypracować jakiś plan. Zgoda?
- Zgoda. - odparła niechętnie wiedźma.
- Słodkich snów.
- Mhmm..
Po chwili dziewczyna już spała. Za to duch całą noc myślał.
Chociaż nie do końca o ich obecnej sytuacji.

xxx

 - Witaj Klaus. - Stefan uśmiechnął się słabo.
- Stefan. Jak miło cię widzieć. A teraz, skoro już to jesteśmy, możesz spokojnie wyjść. - Mikaelson wskazał mu drzwi.
- Klaus.. - Caroline spojrzała na niego ostrzegawczo.
- Powiedziałem, możesz już wyjść. Przyjechaliśmy żeby spotkać się z Rebeką, nie kimś kto pewnie znów ją zrani.
Stefan wpatrywał się w swojego byłego przyjaciela ze zdumieniem. Wiedział, że brat Rebeki nie darzy go sympatią, ale nie spodziewał się aż takiej reakcji.
- Przykro mi Klaus, ale nigdzie się nie wybieram. Nawet gdyby Rebeka była w stanie z tobą rozmawiać, to nie zostawiłbym jej.
Klaus z szokiem spojrzał Stefanowi z oczy.
- CO TO ZNACZY ŻE REBEKA NIE JEST W STANIE ZE MNĄ ROZMAWIAĆ??!!
W tym całym zamieszaniu tylko Caroline pomyślała o tym, żeby spojrzeć na Hope. A raczej w to miejsce gdzie powinna znajdować się córka hybrydy.
- Klaus..
- NIE WAŻ SIĘ W TO WTRĄCAĆ!
- Chciałam tylko powiedzieć że Hope gdzieś znikła, ale jeśli darcie się na Stefana jest ważniejsze, to nie przeszkadzaj sobie!

xxx

Weszła do środka gdy tylko ten smutny pan powiedział, że ciocia nie jest w stanie rozmawiać z tatą. Zwykle, gdy ktoś mówił że Rebeka nie jest w stanie z kimś rozmawiać, oznaczało to tyle, że była na niego wściekła.
Hope już dawno przyzwyczaiła się do tego, że z relacjami w jej rodzinie bywało różnie. Było to trochę męczące, ale wiedziała że bez względu na wszystko nigdy nie obraziliby się na nią.
Właśnie dlatego postanowiła wejść do środka. Ciocia Bekah mogła być zła na jej tatę, ale z nią na pewno chciała się zobaczyć.
Mieszkanie było ładne, chociaż nie za duże. Do tej pory zdążyła już zajrzeć do łazienki, kuchni i salonu. Jednak nigdzie nie było Rebeki. W końcu poszła do jednego z dwóch pozostałych pokoi.
Po wejściu za drzwi była tak zachwycona, że niemal zapomniałam po co tam przyszła.
Pomieszczenie miało jasno błękitne ściany i jasną podłogę. Jedna ze ścian była jakby jednym ogromnym oknem, przesłoniętym tylko delikatną, białą firanką.
Hope domyśliła się że jest to pokój jej ukochanej cioci. Rebeka lubiła delikatny, spokojny, jasny styl.
Po lewej stronie obok "okiennej ściany" (jak od razu w myślach nazwała ją dziewczynka) stało duże, białe lóżko z jasną błękitno-białą pościelą. Gdy zaintrygowana Hope podeszła bliżej (była zmęczona po podróży, więc łóżka nagle stały się dla niej bardzo interesujące), zauważyła, że ktoś w nim leży. Potem zauważyła blond włosy i uspokojona położyła się obok Rebeki. Przytuliła się do niej i powoli zaczęła zasypiać...




I nowy rozdział ląduje w waszych rękach! :) Chciałybyśmy podziękować za waszą aktywność w komentarzach. Wiemy, że rozdziały nie pojawiają się zbyt często, ale do tej pory trudno nam się było spotykać, żeby coś napisać. Ale teraz wakacje (nareszcie!) więc być może wyrobimy się szybciej.
Niech moc klaroline, kennett i stebeki będzie z wami, jak by to powiedział Yoda gdyby oglądał TVD.
Pozdrawiamy
Mar & Yacker

sobota, 20 czerwca 2015

Rozdział 14

"So keep holding on, 'cause you know we'll make it through"

- W lewo!!!- wykrzyknęła mocno zbulwersowana Caroline
- Przecież przed chwilą kazałaś mi skręcić w prawo!!!- odkrzyknął Klaus
- W moje prawo!
- To to samo prawo!
- Ej a to nie jest przypadkiem ta ulica?- zapytała cichutko rozbawiona Hope
- NIE!- wykrzyknęli oboje odwracając się na tylne siedzenie i od razu wracając do swojej kłótni.  Oczywiście żadne z nich nie raczyło spojrzeć na GPS i sprawdzić gdzie dokładnie znajduje się adres, który Forbes dostała sms-em od Stefana. No bo po co??? Lepiej jeździć przez bitą godzinę dookoła Nowego Yorku i wykrzykiwać obelgi na oczach pięcioletniego dziecka!
- No to co robimy?- zapytała w końcu zmęczona już Caroline.
- Idziemy coś zjeść?- zapytał ironicznie Klaus
- JAK JA CIĘ NIE CIERPIĘ!!!-wykrzyknęła Caroline po czym na nowo wrócili do ich wampirzej kłótni kompletnie zapominając jakiej drogi w ogóle szukają...


***

- Co ja im powiem? Hm? Jakieś pomysły?
Rebekah naturalnie mu nie odpowiedziała, jak zresztą miała ostatnio w zwyczaju, ale samo mówienie do niej jakoś uspokajało Stefana.
- "Hej Klaus, twoja siostra w której tak nawiasem mówiąc się zakochałem jest w śpiączce bo walnęło w nią jakieś dziwne zaklęcie gdy próbowała ratować swojego innego brata." Jak ci się podoba? W najlepszym razie wyrwie mi serce jakieś 10 sekund po tym jak przetworzy informacje. W najgorszym zrobi to samo gdy tylko mnie zobaczy.
Pogłaskał dziewczynę po włosach i westchnął.
- Myślę że to co mnie spotkało można by śmiało nazwać karmą.

***

- I co znaleźliście ją?- zapytał Elijah
- Masz na myśli Rebekhę czy inteligencję Caroline, bo w obu przypadkach odpowiedź brzmi nie.- odpowiedział z drugiej strony telefonu Klaus, a zaraz po tym słychać było łomot, który oznaczał, że Caroline najprawdopodobniej usłyszała żart Nicka.
- To poważna sprawa Nicklaus. Mógłbyś tego nie lekceważyć? Chodzi o życie twojej córki.- strofował swojego młodszego brata
- Nie musisz mi o tym przypominać. Po prostu od dwóch godzin krążymy po mieście i nie możemy znaleźć tego domu. - westchnął zrezygnowany Mikaelson
- Dacie radę, pozdrów naszą Księżniczkę i informuj mnie, jeśli coś znajdziecie. Do usłyszenia.- powiedział Elijah po czym się rozłączył.
- Ciągle nic?- usłyszał nagle za plecami damski głos
- Na razie nie...- odpowiedział
- Już za nią tęsknię, wiesz?- zapytała dziewczyna
- To tak jak ja Camille, tak jak ja...- westchnął po czym wziął z barku butelkę wina i razem z Cami udali się na taras, gdzie przesiedzieli resztę wieczoru rozmawiając o wszystkim byle tylko zagłuszyć strach o pewną malutką dziewczynkę.

***
(tydzień wcześniej)

- Bonnie.. Bonnie...
Dziewczyna nadal się do niego nie odwracała. Było to trochę irytujące, bo od jakichś 5 minut próbował delikatnie zwrócić na siebie jej uwagę.
- Bonnie..
Nadal nic.
- Bonnie..
Zero reakcji.
- Bonnie..
Miał już tego dość. Do jasnej cholery, już lepiej by było gdyby krzyczała, awanturowała się, robiła cokolwiek! Byle tylko nie traktowała go jak powietrza!
- Bonnie Bennett! Przestań udawać że mnie nie słyszysz - nawet twoja babcia nie jest głucha, tym bardziej nie uwierzę że ty jesteś!
- Wierz w co chcesz. - powiedziała obojętnym tonem, nadal stojąc do niego tyłem.
- Przestań mnie ignorować! Tak, wiem, źle zrobiłem, zraniłem cię i tak dalej, ale mogłabyś chociaż spojrzeć mi w oczy!
- Technicznie rzecz biorąc nie masz oczu. Jesteś duchem.
- Technicznie rzecz biorąc jesteś schizofreniczką.
- Jeśli myślisz że obrażając mnie jakoś poprawiłeś swoją sytuację, to technicznie jesteś bufonem i dupkiem. A nie, czekaj, ty na serio jesteś bufonem i dupkiem!
Przynajmniej okazała jakieś ślady emocji pomyślał optymistycznie Kol.
- Przepraszam, okej? Przepraszam że na ciebie nawrzeszczałem i byłem wredny i cię obraziłem i tak dalej. Czy mogłabyś mi wybaczyć?
- Być może.
- Ej, powiedziałem przepraszam!
- Wiem że to dla ciebie nowe doświadczenie, ale nie zmienia to faktu że mnie obraziłeś.
Kol zasępił się.
- Bonnie, ja... Po prostu odwaliło mi.. Martwię się o Rebekę, rozumiesz? No i w końcu musiałem jakoś się wyżyć. Problem w tym że trafiło na ciebie, chociaż nic złego nie zrobiłaś. Przepraszam cię bardzo i obiecuję że to się więcej nie powtórzy.
Bonnie spojrzała na niego bezradnie.
- Po takiej przemowie to chyba muszę ci odpuścić. - uśmiechnęła się. - Uściskałabym cię, ale tak jakby..
- Tak jakby jestem duchem. - Chłopak odwzajemnił uśmiech. - Nie martw się, gdy już mnie wskrzesisz to będziesz mogła mnie ściskać ile będziesz chciała. - Mrugnął do niej porozumiewawczo.
- Chciałbyś Mikaelson.

***
(Obecnie)
- Mam!
Kol wydarł się tak głośno, że Bonnie (która już przysypiała) niemal spadła z fotela.
- Co się stało?!
- Chyba wiem jak możemy pomóc Rebece! Że też wcześniej o tym nie.. Zresztą, nieważne, pakuj się.
- O czym ty..
- Jedziemy do Nowego Yorku Bonnie. Odwiedzić moją siostrzyczkę i mniej wkurzającego z braci Salvatorów. Jakieś pytania?
- Czy naprawdę musimy jechać tam w tej chwili, to znaczy o 4 nad ranem?
Kol pokiwał z uśmiechem głową i pocieszająco poklepał ją po ramieniu.
Bardzo chciało jej się spać, więc nie zauważyła w tym, że poczuła dotyk ducha nic dziwnego.

***

- Jesteś pewna?- zapytał Klaus
- Tak. To na pewno tutaj.- odpowiedziała z determinacją Caroline. Było już daleko po 21:00 i kiedy po wielokrotnych wrzaskach, telefonie od Elijah'y i wyczekiwanym przez Hope rozejmie wreszcie znaleźli dom Stefana i Rebekhi, żadne z nich nie miało ochoty do niego wchodzić.
- To co gotowa na spotkanie z ciocią?- zapytał córki Klaus
- Bardzo.- powiedziała uradowana dziewczynka i podskoczyła do góry uściskać ojca.
- Ej bo będę zazdrosna.- zażartowała Caroline, po czym dziewczynka momentalnie wylądowała w jej objęciach. W zasadzie powiedziałaby cokolwiek byle tylko nie musiała patrzeć na ten obrazek. Co prawda była bardzo szczęśliwa, że Klaus ma kogoś takiego jak Hope i w końcu nauczył się kochać. Cieszyła się z tego bardziej niż powinna, ale... Ten widok za bardzo przypominał jej pięcioletnią Caroline: zawsze szczęśliwą, pełną wiary i marzeń, kochającą swoich rodziców. Tyle że tej Caroline już nie było. Została gdzieś w Mistic Falls razem z grobem jej matki, domem pełnym wspomnień oraz przyjaciółkami (albo przyjaciółką bo jedna jak się okazało została zamordowana), które zraniły ją na wiele sposobów...
- No to wchodzimy.- powiedział Mikaelson po czym zadzwonił do drzwi domu.

****

Dzwonek wyrwał go z chwilowego letargu. Szybko przetarł oczy i westchnął.
- Damy radę, prawda??
Spojrzał na wampirzycę ze smętnym uśmiechem, po czym ścisnął jej rękę.
- Kocham cię Rebekah. I jeśli czegoś żałuję, to tego że nie powiedziałem ci o tym wcześniej.
Chciał dodać coś jeszcze, ale głos zaczął mu się łamać.
Wziął kilka głębokich wdechów i skierował się w stronę drzwi.
Wiedział, że ta chwila może diametralnie pogorszyć albo polepszyć ich sytuację.
Szczęście i rozpacz zależały od jednych drzwi.

****
- Już jesteśmy śpiochu.
Poczuła że ktoś trzęsie jej ramionami.
- C-co?
- Czas wysiadać z autobusu. I nie mów nic do mnie, pomyślą że jesteś wariatką.
Dupek, pomyślała Bonnie, ale szybko wstała, zabierając swoją torbę. Gdy wysiadła, Kol już stał przy niej.
- Witamy w Nowym Yorku panienko. - uśmiechnął się jakiś starszy mężczyzna. - Proszę przekazać to koledze. Nasze miasto ma całkiem niezłą ofertę dla nieumarłych.
Bonnie wlepiła w niego oczy, ale zanim zdążyła cokolwiek odpowiedzieć, mężczyzna zniknął tak jakby nigdy go tam nie było.




Straaasznie przepraszamy za długą nieobecność, ale nie mogłyśmy się zebrać do napisania tego rozdziału. Ale nic straconego, wróciłyśmy i nasza wena ma się dobrze. Bardzo dziękujemy za dotychczasowe komentarze i zachęcamy do pisania nowych (bardzo nam to pomaga, i oczywiście motywuje).
Całuski
Mar&Yacker

czwartek, 11 czerwca 2015

Rozdział 13

" My mind says no you're no good for me, but my heart's made up on you"

- Caroline przestań. To przerażające.- Klaus już sam nie wiedział co ma zrobić. Od początku twierdził, że informowanie Care o śmierci Eleny to zły pomysł. Nie, nie zły... Beznadziejny! Jednak z drugiej strony nie chciał zatajać przed nią tej informacji zważając na to, że następną ofiarą tego/tej psychola/psycholki mogła być ona sama." Dlaczego w ogóle ją tu zaprosiłeś skoro wiedziałeś co się dzieje idioto?!"skarcił się w duchu, ale... Co się stało to się nieodstanie. Tak więc teraz Mikaelson nie mógł zrobić nic poza patrzeniem na zwijającą się ze śmiechu Caroline. I nie... To nie błąd, ponieważ wampirzyca od dobrych 15 minut śmiała się jak obłąkana i nie chciała przestać.- Caroline dość!!!
- Ha ha ha! Powiedziałam jej, że powinna umrzeć. Ha ha ha! A teraz nie żyje. Ha ha ha! To taaakie śmieszne. Ha ha.... Ha....- śmiech Caroline nagle zaczął przechodzić w spazmatyczny szloch, a Klaus nie miał zielonego pojęcia jak na to zareagować.
- Już chyba wolałem jak się śmiałaś.- mruknął po czy niepewnie objął Caroline, aby ta mogła spokojnie mu się wypłakać. O dziwo trwało to krócej niż 10 sekund.
- Ja chyba też.- powiedziała już całkowicie opanowana Care i zaczęła przechadzać się po pokoju .-Ale skoro Elenę ktoś potencjalnie zamordował to przecież musi coś oznaczać, prawda?-zaczęła- A skoro tak to powinniśmy ukryć gdzieś Hope, żeby była bezpieczna...
- My?- zdziwił się Klaus
- No .. Tak... Ty, ja, Elijah, ta blondynka... No Ca...
- Camille.- podpowiedział jej Mikaelson
- Dokładnie!- przytaknłęła Caroline i znów zaczęła chodzić w tą i spowrotem.- I chyba nawet wiem gdzie mała może się udać.- wymyśliła nagle
- Naprawdę?- zapytał Klaus uradowany faktem, że Forbes troszczy się o jego córkę, ale i zaniepokojony tym, że przeszła trzy fazy żałoby w ciągu pół godziny...
- O ja dokładnie wiem gdzie uda się Hope...- powiedziała z tym typowym dla niej błyskiem oku, który Klaus tak uwielbiał i sięgnęła po swój telefon....

***

- Cześć babuniu!- wykrzyknęła Caroline najbardziej radosnym tonem na jaki mogła się zdobyć.
- Hej wariatko. Jak tam twoja wycieczka?- zapytał uradowany jej telefonem Stefan, jednak w jego głosie słychać było nutę niepokoju.
- A ujdzie w tłoku. Mam pewien biznes do ciebie staruszku.- zaczęła wampirzyca
- No dajesz...
- Nadal jesteś w stolicy tych obciachowych przedstawień?
- To musicale! I wcale nie są obciachowe!- bronił się biedny Stef
- Słuchaj nie dzwonię żeby dyskutować o gustach tylko, żeby zapytać czy w Nowym Yorku jest z tobą Rebekah.-powiedziała prosto z mostu Caroline
- Rebekah Mikaelson? A co ona miałaby tu robić?- zgrywał głupiego Salvatore, chociaż na wzmiankę o pierwotnej wampirzycy głos mu się lekko załamał.
- Dobra, dobra ja już cię przejżałam na wylot, ale tutaj w Nowym Orleanie nastąpiły pewne....komplikacje-"tam też?" Westchnął w myślach zmartwiony Stefan- Także potrzebujemy szybko znaleźć Rebekhę. Wiesz gdzie jest?
- Wiem, ale...-"ale tak jakby ją coś trafiło"- załatwia bardzo waże sprawy, wię cokolwiek od niej chcecie musicie tu przyjechać.
- Świetnie! Taki mieliśmy zamiar. To do zobaczenia jutro babciu. Mamy sobie wiele do wyjaśnienia.- powiedziała groźnie Caroline i już po chwili się rozłączyła.
- Oj wiele...- westchnął Stefan do telefonu po czym spojrzał na leżące bezwładnie ciało Rebekhi.- No to chyba mamy kłopoty.- powiedział do wampirzycy po czym uśmiechnął się smutno i złapał ją za rękę, jak gdyby mogło to rozwiązać ich wszystkie problemy...

~~~~~~~~
No i już 13 rozdział ląduje na blogu :) Dzisiaj trzynasty czerwca i trzynasty rozdział (przepraszamy, że taki krótki ale na następny mamy przygotowane coś specjalnego i vardzo długiego), jednak mamy nadzieję, że nie będzie to dla nas pechowe xD Ogromnie dziękujemy wam za waszą aktywność i zachęcamy do dalszego komentowania ;)
Kochamy Was
Mar&Yacker ;*

wtorek, 9 czerwca 2015

Rozdział 12

"I wasn't jealous before we met
Now every woman I see is a potential threat"

- Ej to nie fair ja mam krótsze nogi!- krzyczała Hope biegnąc najszybciej jak tylko potrafiła.
- Ale jesteś lżejsza, więc nie gadaj tylko się ruszaj!- odkrzyknęła jej Caroline i w wampirzym tempie popędziła przed siebie. Przez ostatnie dwa tygodnie stało się to dla niej rutynowym zajęciem;wychodziła rano z Hope na spacer, szły do lasu, a tam biegaly dopóki nie padły na twarz ze zmęczenia, po czym wracały do domu i tak każdego dnia... Na początku chciała biegać sama, aby oderwać się od świata i móc przemyśleć to i owo jednak ten mały diabełek był bardzo, ale to bardzo uparty, gdy chciał coś osiągnąć. A Hope najwyraźniej za wszelką cenę chciała zaprzyjaźnić się z Caroline.- To co poddajesz się?- zapytała się dziewczynki, gdy ta w końcu ją dogoniła.
- Nigdy.- wydyszała mała i padła na trawę.
- Właśnie widzę.- zaśmiała się Care i usiadła na polanie obok Hope.
- Czemu to robisz?- zapytała nagle pięciolatka 
- Czemu robię co?
- No to.- powiedziała dziewczynka machając rękami dookoła siebie.- Czemu biegasz?
- Sama nie wiem.- przyznała Forbes- To dość relaksujące...
- A bardzo ci przeszkadzam?- dopytywała mała Mikaelson
- No coś ty! Dzięki tobie jest jeszcze fajniej!- zapewniła dziewczynkę Caroline. O dziwo było to prawdą. Jeszcze kilka dni temu wypaliłaby, że Hope Mikaelson jest najbardziej natrętnym i irytującym dzieckiem pod słońcem co w 99% zawdzięcza swojemu tatusiowi, jednak teraz nawet ją polubiła.Ten natarczywy, żądny odpowiedzi skrzat faktycznie dodawał jej otuchy przy jej samotnych wyprawach. W sumie to chyba dzięki niej Caroline nie uciekła stąd jeszcze gdzie pieprz rośnie...
- A mogę do ciebie mówić ciociu?- zapytała znienacka Hope, czym totalnie zadziwiła blondynkę.
- Ja... Znaczy się.... Bo....- zaczęła motać się Caroline
- Jak nie chcesz to w porzaku.- powiedziała rozczarowana dziewczynka- Myślałam tylko, że jak ciocia Cami chce żebym mówiła do niej 'ciociu' to może ty też byś chciała...
- No pewnie że chcę.- Forbes wypaliła to szybciej niż pomyślała, a to wszystko przez ten slodziutki ton i smutne wpatrzone w nią niebieskie oczka. "Eh czemu ona musi mieć te Klausowe oczy..." westchnęła w duchu Care i zwróciła się spowrotem do Hope.- Możesz mówić do mnie ciociu albo jak tylko chcesz. Po prostu mnie zaskoczyłaś.
- Jesteś super wiesz?!- wykrzyknęła uradowana Mikaelson i rzuciła się na Caroline, aby móc ją mocno uściskać.
-.Wiem kochanie. Wiem...- szepnęła Forbes i delikatnie odwzajemniła uścisk.

***
- Jak długo ona tu jeszcze zostanie?- zapytała Camille przerywając spokojne rozmyślania Elijah'y.
- Ona?- zapytał lekko zdezorientowany
- No ta cała Caroline.- wyjaśniła O'Connell jakby fakt, że interesuje się znajomą Nika był czymś tak samo oczywistym, jak to, że ziemia jest okrągła.
- Nie mam pojęcia.- wyznał wampir i skierował wzrok spowrotem na swój kieliszek whisky.
- Jak to? Nie rozmawiasz z nią?- dopytywała barmanka.
- Nie Cami, nie rozmawiam z nią. To gość Niklausa, nie mój.- Elijah zawsze lubił Camille, jednak jej zauroczenie jego bratem, było dla niego przejawem zupełnej głupoty. Wszyscy dobrze wiedzieli, że pomimo najszczerszych dobrych chęci... Klaus Klausem pozostanie i już! Jednak Cami zawsze próbowała znaleźć jakieś wytłumaczenie na jego niechybnie wybryki, a widok jej zazdrosnej o Caroline Forbes był dla Elijah'y po prostu komiczny.
- Nie chcesz, nie mów ale ja i tak wiem, że ty coś wiesz tylko Klaus nie chce żebym ja wiedziała, więc mi nie powiesz.- ofuknęła się blondynka.
- Camille...- zaczął Elijah nie mogąc dłużej hamować śmiechu.- To było naj bardziej bezsensowne zdanie jakie w życiu słyszałem.- dokończył po czym odstawił pusty kieliszek i zaśmiewając się pod nosem wyszedł z baru.

***
- Wróciłyśmy!!!- wykrzyknęła jak zwykle Hope przekraczając próg willi Mikaelsonów.
- Hope idź do siebie.- warknął na nią ojciec
- Coś się stało?- zapytała Caroline wchodząc do domu.
- Nic takiego, po prostu idźcie do siebie.- zakomendował Klaus
- Hope leć zaraz do ciebie przyjdę.- powiedziała Forbes do dziewczynki, a ta grzecznie udała się schodami prosto do swojego pokoju.- Co się stało?- zwróciła się do Niklausa
- Caroline to naprawdę nie twój biznes. Idź do siebie.
- Po pierwsze: nie rozkazuj mi! Po drugie: poniekąd tu mieszkam, więc mam prawo wiedzieć co się dzieje.- wampirzyca była nieugięta co nawet by Klausowi zaimponowało, gdyby nie to że był totalnie wściekły.
- Słuchaj lubię cię, ale jeszcze chwila a siłą zaprowadzę cię do tego pokoju.
- Nie wierzę! Ty mnie lubisz? Klaus Mikaelson mnie lubi! Ludzie zadzwońcie po reporterów i telewizję! A teraz gadaj...- zadrwiła Caroline i spowrotem przybrała tą swoją nieustępną pozę.
- Wkurzasz mnie.- mruknął pod nosem Klaus na co znajdujący się w pokoju obok Marcel parsknął śmiechem.- No dobra, dobra wygrałaś. Już mówię. Elijah wracał z baru i usłyszał krzyk, jednak zanim zdążył dobiedz do jego źródła znalazł tylko martwe ciało wampira.- wytłumaczył Mikaelson
- I o to tyle szumu robisz?- zdziwiła się Care- Sam zabijasz wszystko co się rusza. W czym problem?
- Ten wampir to Elena Gilbert...
- Że kto?!!

~~~~~~~~
Cześć!!! Od razu mówię: proszę nie bijcie... To nie było zamierzone! Znaczy było ale ciii xD Przepraszam że tak długo nie było rozdziału z Klaroline jednak wasza Yacker straciła wenę, która na szczęście już do niej wrocila ;) I oficjalnie informuje was że następny rozdział będzie poświęcony tylko i wyłącznie Klaroline :D (No może nie do końca ale... To niespodzianka :* ) także KOMENTUJCIE bo ostatnio coś komentarzy ubyło :/ no i mówcie co sądzicie o naszej (nie)podziewanej śmierci xD
Kochamy Was
Mar&Yacker

niedziela, 7 czerwca 2015

Rozdział 11

~ Nobody said it was easy. Nobody said it would be this hard. ~

- Cholera jasna!!
Stefan miał już dość. Żadna wiedźma nie chciała mu pomóc - nie dam rady, to dziwna magia, może ktoś inny pomoże. I tak w kółko.
A z Rebeką było coraz gorzej. Jej ciało zaczął pokrywać dziwny srebrny pył, którego niczym nie dało się usunąć. Po tygodniu wyglądała jak statua odlana ze srebra.
Powoli Stefan sam zaczął pogrążać się w rozpaczy. Nawet nie próbował szukać pomocy. Po prostu siedział przy niej, gładząc skórę, która z dnia na dzień stawała się coraz bardziej błyszczącą i twarda.

xxx

- To nic nie da Kol. Przykro mi, ale o takiej magii nic nie piszą w żadnych księgach. Nie mogę nic zrobić.
Mikaelson popatrzył na nią pustym wzrokiem, po czym odwrócił się z powrotem do otwartej księgi.
- Kol..
- Przewróć tą stronę. - powiedział przez zaciśnięte zęby.
- Kol..
- Po prostu to zrób, dobrze?! Nie musisz mi pomagać, ale przewróć tą cholerną stronę! Potem znajdę kogoś innego do pomocy, nie jesteś jedyną czarownicą na tym świecie. Ale teraz czy mogłabyś łaskawie przewrócić tą stronę? Jestem duchem, sam nie dam rady!
Bonnie spojrzała na niego z niedowierzaniem.
- Uspokój się! Nie rozumiesz że Rebece naprawdę nie da się pomóc?!
- Może po prostu za mało się starasz! W końcu i tak nas nienawidzisz. Po co ja w ogóle prosiłem cię o pomoc?!!
- Mnie się pytasz?! Pojawiłeś się znikąd, nie dałeś mi spokoju, a teraz się na mnie wydzierasz!! Mam tego dość, radź sobie sam.
Wzburzona czarownica szybko wyszła z pokoju i zostawiła chłopaka. Ten wpatrywał się przez chwilę w drzwi, po czym wbił wzrok w książkę. Rebekah była ważniejsza od kaprysów byle jakiej wiedźmy.

xxx

- Po co ja się w ogóle zgadzałam żeby mu pomóc? No tak, nie zgadzałam się!
Wściekała się trochę na pokaz, ale za nic by się do tego nie przyznała. Owszem, złościła się na Kola - ale jednocześnie go rozumiała. Nie zachowała się najlepiej. Zamiast go wspierać, marudziła i przekonywała że ratowanie jego siostry nie ma sensu. Tylko kim ona była żeby go wspierać??!! Jeszcze tydzień wcześniej nienawidziła go i za wszelką cenę chciała żeby zniknął z jej życia. Co się zmieniło w ciągu tych siedmiu dni??
Odpowiedź była banalnie prosta. W ciągu 168 godzin poznała prawdziwego Kola Mikaelsona. Irytującego, ale jednocześnie zabawnego, inteligentnego i (na swój sposób) miłego. Troszczącego się o Rebekę. I tego (miała nadzieję prawdziwego) Kola zdążyła polubić.
No, ale nie ma co się rozklejać! Może i przyzwyczaiła się do jego obecności (na przykład tego że gdy za długo spała wpatrywał się w nią aż nie otworzyła oczu), ale bez niego też będzie dobrze, może nawet lepiej, bo nie będzie w każdej sytuacji wysłuchiwać komentarzy psychopaty, później się z nich śmiać, a jeszcze później zauważać dziwnych spojrzeń ludzi, bo w końcu irytujący komentujący jest widoczny tylko dla niej.
Był. Teraz pewnie szuka sobie nowej pomocnicy.
Bonnie westchnęła ciężko. W końcu była dla niego tylko tym, magiczną karetką pierwszej pomocy.

xxx

- No i ją obraziłeś.
- Owszem.
- I nie masz nic do powiedzenia??
Przybrała ten irytujący, matczyny ton.
- I tak nie chciała nam pomagać. Co za różnica, i tak prędzej czy później by odeszła.
Jego wspólniczka pokręciła głową z niedowierzaniem.
- Czy tobie w ogóle zależy na ratowaniu siostry?!
- A jak myślisz??! Oczywiście że tak! To w końcu Rebekah, moja mała starsza siostra.
- Więc jeśli zależy ci na niej, to w tym momencie pójdziesz do mojej wnuczki i ją przeprosisz! - wykrzyknęła starsza kobieta, po czym zastawiła sobie usta. Było jednak za późno.
- Twoją kogo??

~~~~~~~~
Na początek strasznie przepraszamy za ponad tygodniową przerwę. Wielkie przeprosiny też za brak Klaroline, ale do tamtych wątków chwilowo straciłyśmy wenę. Ale spokojnie, już niedługo dwa rozdziały z Nowego Orleanu. Mamy nadzieję że rozdział się spodoba.
Kochamy i jeszcze raz przepraszamy
Mar & Yacker

P.S. Nadal zapraszamy do udziału w konkursie (informacje w notce autorek).