"I'm gonna clean up the mess i made, maybe it's not too late"
***
- Mój ulubiony sobowtór, śmierć ci służy, wyglądasz kwitnąco. To znaczy jak na ducha.
- Och nie zmieniaj tematu. Nie jestem jak te wszystkie biedaczki które potrzebują komplementów żeby podnieść sobie samoocenę.
- Doprawdy? Z tego co pamiętam komplementy Elijah'y lubiłaś...
- Nie mieszaj go w to - warknęła - to co robię nie ma najmniejszego związku z nim.
- Naprawdę? To nie dla niego chcesz tu wrócić?? Chyba coś przegapiłem..
Kobieta wbiła w niego spojrzenie ciemnych oczu.
- Zawsze byłeś dobry w słownych gierkach, muszę to przyznać. Dlatego będę miła i spytam ponownie: Jak Sheila utrzymuje cię po tej stronie? - Ostatnie słowa wycedziła przez zaciśnięte zęby, jednocześnie zbliżając się do niego coraz bliżej.
Zaśmiał się i odsunął od niej.
- Moja biedna mała żmijo. Naprawdę myślisz że ci to powiem? Spójrz prawdzie w oczy - nie masz żadnych atutów, gra skończona. Przegrywasz walkowerem. A teraz idź gnębić jakąś inną grzeszną duszę, ja mam lepsze rzeczy do roboty.
- No tak, obserwowanie rodzinki... O, kogo my tu mamy. Rebeka z facetem - typowe. Czekaj, to dziecko też należy do waszej dysfunkcyjnej rodzinki? Nie, nie odpowiadaj, i tak mnie to nie obchodzi.
- To dziecko to bratanica twojego ukochanego. Chociaż może powinienem powiedzieć byłego ukochanego?
Przez jej twarz przemknął jakiś cień uczucia, ale natychmiast zgasł.
- Już mówiłam że Elijah i ja to stara historia.
- Tu muszę się zgodzić. Baardzo stara.
Przez chwilę brunetka nie odzywała się, tylko wodziła oczami po parku, jakby szukała ofiary. Potem zahaczyła wzrokiem o ciemnoskórą dziewczynę i nagle jej twarz przyozdobił uśmiech leniwego zadowolenia.
- Mogłaś się bardziej wysilić Bennett. To aż oczywiste. - wymamrotała pod nosem.
- Co mówisz?
Kol spojrzał na nią podejrzliwie. Odpowiedziała mu niewinnym uśmiechem.
- Właśnie powiedziałam że dam ci spokój. Mam mało czasu, a ty nie należysz do najbardziej pomocnych osób. Do zobaczenia Kol.
Ledwie to powiedziała i już jej nie było. Mikaelson tylko wzruszył ramionami. Po Petrovych można było się wszystkiego spodziewać.
***
Bonnie dopiero po chwili
zauważyła że Kol zniknął. Rozejrzała się dokładnie wokoło, ale chłopaka nadal nigdzie nie było. Wzruszyła lekko ramionami, ale trochę się zmartwiła - nigdy do tej pory duch nie znikał tak bez słowa.
- Coś się stało?
Hope pytająco uniosła brwi. Bonnie tylko uśmiechnęła się słabo i pogłaskała ją po głowie.
- Wszystko w porządku. Idziemy do twojej cioci i Stefana?
Dziewczynka pokiwała głową po czym złapała czarownicę za dłoń.
Ciemnoskóra stwierdziła że to zaskakująco miłe uczucie.
***
- Rebeka, proszę, błagam, usuń to zdjęcie!
Blondynka tylko zaśmiała się złośliwie.
- Nie ma mowy Salvatore, będę cię tym szantażować do końca świata.
- Rebeka!
- Nie rebekuj mnie. Zrobię z milion kopii jak tylko wrócimy do domu.
Ostentacyjnie wrzuciła telefon do zasuwanej kieszeni.
W końcu usiedli na kocu, rozkoszując się wiosennym słońcem.
- No dobrze, możesz zatrzymać to zdjęcie, ale obiecaj że nie pokażesz go Caroline. Będzie się ze mnie nabijała przy każdej możliwej okazji. I pewnie wypapla Klausowi.
- Umowa stoi, ty mój... rycerzu na różowym rowerku.
Stefan tylko pokręcił głową. Potem pochylił się i delikatnie ją pocałował.
Rebeka zaśmiała się.
- Sprytne, ale nadal go nie usunę.
2 dni później
***
- Co podać?- zapytała go stojąca za barem blondynka. Camille. Tak głosiła plakietka przyczepiona do jej fartucha.
- Piwo, poproszę.- odpowiedział uprzejmie Sebastian po czym uśmiechnął się czarująco do dziewczyny.
- Pierwszy raz tutaj?- spytała Cami podając mu szklankę i wracając do czyszczenia stojących na ladzie kieliszków.
- Nie, jakoś nie było czasu żeby wpaść.
- No to cieszę się, że go znalazłeś.- powiedziała blondynka, a po chwili odeszła aby obsłużyć kolejnych klientów wchodzących do baru. Sebastian obserwował jej każdy ruch. Było w tej dziewczynie coś co go intrygowało. Nie w sensie romantycznym, oczywiście. Miał po prostu wrażenie, że może ona mieć coś wspólnego małym śledztwem, które przeprowadzał. Po trzech piwach i kilku pojedynczych zdaniach zamienionych z barmanką, w końcu dostał to na co czekał.
- Elijah, jak miło cię tutaj widzieć. To co zawsze?- zapytała rozpromieniona Camille. Jak na oko Sebastiana, aż nadto rozpromieniona.
- Dzięki Cami, ale nie tym razem. Byłem w okolicy załatwiając parę spraw dla Klausa i pomyślałem, że wpadnę zobaczyć jak się miewasz.- wyjaśnił mężczyzna
- No wiesz... Staram się nie popadać w paranoje i zasłużyć na podwyżkę.- spróbowała zażartować Camie, jednak widząc zatroskaną minę swojego rozmówcy natychmiast spoważniała- Marcel poszedł już na bagna z Klausem?- zapytała po chwili
- Nie, jest z Caroline. Niklaus wyjechał poza miasto.- odpowiedział i po kilku minutach milczenia dodał- Muszę już iść, ale gdyby cokolwiek się działo dzwoń do mnie, dobrze?
- Jasne.- odpowiedziała luźno Camie, jednak ponownie spoglądając na twarz wampira poprawiła swoją odpowiedź.- Zadzwonię Elijah, nie martw się.
- Do widzenia.- powiedział tylko mężczyzna i już po chwili go nie było. Sebastian jeszcze przez chwile siedział przy barze i analizował dialog tych dwojga. Coś definitywnie działo się między nimi, a to mogła być bardzo cenna informacja. Prawie tak samo cenna jak nowina, że Klaus jest poza miastem, a jego dom jest bez żadnej ochrony. Sebastian zapłacił, po czym szybko wyszedł wybierając numer do swojego pracodawcy.
- Myślę, że mam coś co może cię zainteresować.- powiedział do słuchawki i zaczął opowiadać czego dowiedział się w Nowym Orleanie.
***
- Co za idiota chciałby tu mieszkać?- zapytała Caroline po raz kolejny wyciągając swojego buta ze szpary w podłodze
- No wieeesz... Parę osób by się znalazło.- zaczął swój wywód Marcel jednak widząc minę Forbes zamilkł. Nie żeby się jej bał. Ona po prostu.... go przerażała. No ale jak to możliwe, że taka krucha, delikatna, ładniutka blondyneczka w jednej chwili jest słodziutka i kochana, a w drugiej chce cię zabić, a twoje zwłoki zakopać w ogródku? Przecież to jest wbrew naturze!
- Znalazłeś coś ciekawego?- zapytała sama przeglądając porozrzucane na biurku papiery oraz przegrzebując szuflady.
- Nic poza brudnymi gratami.- odpowiada i dla większego efektu bierze do ręki książkę i dmucha na nią, wysyłając w powietrze obłoczki kurzu.- Tak właściwie to dlaczego Klaus chciał żebyśmy tu powęszyli?
- Nie chciał. To był mój pomysł.- wyznała wampirzyca
- A co ty masz o tego miejsca?- dopytywał Marcel przeglądając stojące na biblioteczce książki i szkatułki.- Byłaś tu w ogóle kiedyś?
- Do dzisiaj nie, ale odkąd Klaus opowiedział mi o Hayley i tym, że spędzała tu dużo czasu mam takie dziwne wrażenie, że to miejsce może pomóc nam znaleźć zabójcę Eleny i pozostałych.- wyjaśniła
- Kobieca intuicja.- prychnął wampir pod nosem i powrócił do poszukiwań. Po około 40 minutach pracy w ciszy Caroline stwierdziła, że nie znajdą w tym domu nic poza kolejnymi bezwartościowymi rzeczami i nudnymi książkami, więc zarządziła powrót do domu.
- Weź sobie chociaż bransoletkę na pocieszenie.- zażartował Marcel ciskając w nią błyskotką, którą właśnie wykopał z jednego pudełeczka.Forbes już miała odrzucić do niego biżuterię jednak wydało jej się w niej coś dziwnie znajomego. Po obejrzeniu jej kilkakrotnie zdała sobie sprawę na co patrzy.
- Masz minę jakbyś trzymała w ręku bombę.- zadrwił wampir widząc jak spogląda na przedmiot trzymany w rękach.
- Bo tak jest.- powiedziała w osłupieniu Caroline i jeszcze raz dokładnie obejrzała każdą przywieszkę na bransoletce zatrzymując się na małym srebrnym wilczku.
***
- No cześć kochanie, co tam słychać?- zapytał Klaus odbierając połączenie i wsiadając do auta
- W sumie to nic. Dzwonię zapytać się kiedy wracasz.- usłyszał po drugiej stronie słuchawki
- A co? Stęskniłaś się?- zażartował
- Nie przeginaj.- zganiła go dziewczyna i dosłownie mógł wyobrazić sobie jak posyła mu gromiące spojrzenie. Od kilku dni nie mógł wyzbyć się wrażenia, że zna ją lepiej niż kiedykolwiek. Kiedy wracali do domu po swojej niedoszłej wycieczce udało im się jakoś zakopać topór wojenny. Mikaelson miał duże wątpliwości co do zdradzenia Caroline tożsamości matki Hope, jednak gdy w końcu wyznał prawdę okazało się to momentem kluczowym ich relacji. Spodziewał się, że Forbes będzie wrzeszczeć, awanturować się i wypominać mu jego głupotę, jednak ku jego zdumieniu cała droga powrotna upłynęła im na sympatycznej konwersacji. Caroline opowiadała o tym co zwiedziła kiedy była w podróży i o miejscach, w które chciała się udać, a Klaus dzielił się z nią przygodami Hope, gdy stawiała swoje pierwsze kroki, uczyła się rysować pod jego czujnym okiem oraz męczyła Elijahę nauką czytania, pisania i jazdy na wszystkim co tylko miało kółka. Były to tak banalne sprawy, że gdyby nie poszukiwania seryjnego mordercy Klaus byłby w stanie uwierzyć, że są tylko dwojgiem normalnych ludzi, którzy spotkali się po latach i w końcu odnaleźli wspólny język. Niestety nie byli ani ludźmi, ani tym bardziej normalni...
- Klaus słuchasz mnie? Halo?- wyrwał go z zamyślenia zniecierpliwiony głos Care
- Co? Tak, tak przepraszam. Mogłabyś powtórzyć?- zapytał
- Mówiłam, że właśnie wróciłam z bagien i mam coś co może być całkiem przydatne.- wyjaśniła ponownie
- Naprawdę? To świetnie.- ucieszył się wampir- Co to takiego?
- To nie jest rozmowa na telefon. Opowiem ci wszystko jak wrócisz.
- No dobrze, będę najszybciej jak tylko mogę.- powiedział Klaus i już chciał się rozłączyć, gdy przypomniał coś sobie.
- Hope dzwoniła.- powiedział- Pytała się o ciebie i prosiła żebyś zadzwoniła do niej jak znajdziesz trochę czasu. Tęskni za tobą.
- Och, no to...- zająknęła się wampirzyca najprawdopodobniej nie spodziewając się, że mała Mikaleson będzie o nią pytać skoro nie rozmawiały od jej wyjazdu.- Ja... Na pewno do niej zadzwonię.- zapewniła po czym pożegnała się i rozłączyła zostawiając Klausa samego z jego myślami. Przez całą drogę do domu wampir rozmyślał o swojej małej córeczce oraz o tym jak mogłoby wyglądać ich życie z Caroline pod jednym dachem.
~~~~~~~~~~~~~~~
Hejo! ;) Witajcie kochani po prawie miesiącu nieobecności. Bardzo was przepraszamy za tak długą nieobecność, ale pokrótce: Mar wybyła do Wrocławia, a mądra Yacker popsuła telefon (z czym nadal nie może się pogodzić :/ ) i praktycznie nie ma kontaktu ze światem, więc nie miała jak dokończyć rozdziału. Wiemy, że nie jest to żadne wytłumaczenie, jednak mamy nadzieję, że nie pomyśleliście, że zniechęciłyśmy się do pisania, bo tak nie jest! Nadal mamy ogromny zapał do pracy i postanowiłyśmy, że od początku roku szkolnego rozdziały będziemy dodawały regularnie w każdy weekend. Oczywiście jeżeli znajdziemy, więcej czasu będą rozdziały i w tygodniu, ale tego obiecać wam nie możemy, ponieważ obie mamy masę zajęć poza szkolnych i niekiedy nie starcza nam czasu, żeby żyć nie mówiąc o pisaniu :P Także to byłoby na tyle ogłoszeń parafialnych xD Mamy nadzieję, że ciągle nas lubicie i nie obraziliście się za naszą nieobecność.
Komentujcie i motywujcie nas do dalszej pracy ;)
Pozdrawiamy
Mar&Yacker ;**
Playlista
sobota, 29 sierpnia 2015
piątek, 7 sierpnia 2015
Rozdział 21
"If I lay here, if I just lay here, would you lay with me and just forget the world"
***
Wyczerpana rytuałem Bonnie wstała dopiero ok. 12. Całe mieszkanie niemal topiło się od słońca, a ona sama wprost lepiła się od potu.
Poczłapała wolno do kuchni, mając nadzieję że wampiry trzymają w lodówce coś innego niż woreczki z krwią - i została miło zaskoczona. Stwierdziła zupełny brak krwi, natomiast sporo owoców a nawet jakieś mleko. Wolała się nie zastanawiać czym w takim razie żywili się Stefan i Rebekah skoro nie mieli skradzionych ze szpitala zapasów...
W każdym razie nalała mleka do pierwszej lepszej szklanki (było tak zimne że aż zabolały ją zęby) i pochłonęła całe pudełko jagód.
Zdziwiła ją nieco panującą wszędzie cisza, ale po chwili i to się wyjaśniło.
" Jesteśmy w parku, wrócimy po południu. Hope cię pozdrawia." głosiła kartka leżącą na stole. Pod spodem zauważyła też dopisek, nakreślony najwyraźniej pismem Rebeki.
"Musimy pogadać o K."
Bonnie westchnęła. Trudno będzie wytłumaczyć wszystko Rebece jednocześnie nie zdradzając tego, że Kol jest na ziemi. Tak jakby.
Dziewczyna podniosła się z krzesła i szybko skierowała się do łazienki.
Nadprzyrodzone problemy same w sobie są stresujące, ale jeśli dodać do nich niemiłosierny gorąc to człowiek ma ochotę się pochlastać.
***
Po upływie pół godziny Bonnie nadal tkwiła w wannie. Chłodna woda z każdą chwilą poprawiała czarownicy humor, a piana miała śliczny zapach lawendy (Bennett wolała nie myśleć co zrobi Rebeka gdy odkryje brak tego płynu do kąpieli - wyglądał na dość drogi).
Wiedźma zamknęła oczy i była na granicy snu i jawy gdy usłyszała aż nazbyt znajomy głos.
- Topisz się? Bo jeśli tak to zawsze mogę cię uratować. Usta-usta i te sprawy.
Przerażona dziewczyna natychmiast otworzyła oczy.
- CO TY TU ROBISZ??!!
- Stoję i podziwiam widoki, a ty? - odparł uprzejmym tonem.
- USIŁUJĘ SIĘ WYKĄPAĆ!
- Ależ kąp się, mi to nie przeszkadza. - wzruszył ramionami.
- ALE MI TO PRZESZKADZA!
- No to się nie kąp. Po co robić coś co ci przeszkadza. Chociaż muszę przyznać że z tymi mokrymi włosami i chłodną bryzą ci do twarzy. Proste zaklęcie a daje tyle radości w gorące dni.
- NATYCHMIAST SIĘ STĄD WYNOŚ!!!
- Skoro tak bardzo nie chcesz być ze mną w jednym pomieszczeniu to raczej ty powinnaś wyjść. - zrobił niewinną minę.
- NIE MOGĘ!!
- Ależ możesz. Nikt ci nie zabrania.
-MOJE POCZUCIE GODNOŚCI MI NIE POZWALA!!
Kol uśmiechnął się złośliwie. Skoro Bonnie była w sytuacji bez wyjścia, to zgodzi się na wszystko, byleby tylko wyszedł.
- Dobrze, wyjdę skoro tak ci na tym zależy. Ale pod jednym warunkiem. No, właściwie dwoma.
- TY ŚMIESZ MI DYKTOWAĆ WARUNKI??!
- To nie ja utknąłem nagi w wannie, więc to ja stawiam warunki. No, chyba że chcesz wyjść, droga wolna..
- Grrrh. Gadaj czego chcesz.
- No, tak od razu lepiej się rozmawia, bez krzyków, na spokojnie..
- Nie wnerwiaj mnie!
- Dobrze, dobrze! Po pierwsze, obiecaj że zrobisz wszystko żeby wrócić mnie do świata żywych.
Przewróciła oczami.
- Potrzebujesz na to gwarancji, serio?
- Po prostu przysięgnij.
- Okej, przysięgam że zrobię wszystko żebyś wrócił. A drugi warunek?? Trochę mi się spieszy.
Miała wrażenie że Kol zatarł ręce, jakby knuł jakiś spisek.
- Drugi warunek jest taki że gdy już mnie wskrzesisz, zgodzisz się pójść ze mną na randkę.
***
- Jestem głodna!!
Hope padła na koc ciężko oddychając.
- Ej, młoda damo, co się mówi??
- Jestem śmiertelnie głodna??
- Pro..
- Proszę daj mi coś do jedzenia bo jestem głodna.
- Proszę kochanie. - Rebeka podała jej kanapkę , a dziewczynka wgryzła się w nią jak jej ojciec w tętnice ludzi.
Po chwili pojawił się też Stefan, niosąc różowy rower Hope i mając na głowie jej równie różowy kask.
- Nic nie mów. - poprosił Rebekę gdy tylko zobaczył jej minę.
- Wujek Elijah mówi że zawsze trzeba nosić kask. - wtrąciła się nagle córka Klausa.
- Nawet jeśli nie jedzie się na rowerze?!
Zamiast odpowiedzieć Hope ponownie zajęła się kanapką.
Rebeka natomiast nic nie odpowiedziała, tylko zrobiła Stefanowi zdjęcie. W różowym kasku.
- Natychmiast to usuń!
- Nie ma mowy!
- Rebeka...
- Sam sobie usuń! - krzyknęła i zaczęła biec, trzymając telefon w ręce.
- Rebeka! - krzyknął mężczyzna - To nie jest śmieszne! - i ruszył w pogoń.
Natomiast Hope ze stoickim spokojem zajadała kanapkę.
Nie mieli zielonego pojęcia, że ktoś uważnie ich obserwował...
***
- Śpisz???- zapytała Caroline odwracając głowę w stronę swojego towarzysza
- Nie, a ty?- odpowiedział Klaus spoglądając na nią spod przymrużonych oczu, na co ona w odpowiedzi pokiwała przecząco głową.
- Kim ona jest?- spytała znienacka po chwili milczenia
- Osoba, która morduje ludzi w Nowym Orleanie? Sam chciałbym wiedzieć...- powiedział zasępiony wampir. Po tym jak Elijah zadzwonił do niego z informacją, że jakaś barmanka została zabita nie przestawał myśleć o niczym innym jak o tajemniczym mordercy czyhającym na jego rodzinę i ich przyjaciół.
- Nie.-powiedziała Care przerywając jego rozmyślania.- Matka Hope. Kto to?- zapytała wprost Klausa, czym kompletnie zbiła go z tropu.- No bo kiedy opowiadałeś mi całą historię mówiłeś tylko "mama Hope", "ona", ale nigdy po imieniu. Chciałabym po prostu znać imię.- wyjaśniła po chwili
- Uwierz mi Caroline, wcale nie chcesz tego wiedzieć.- powiedział Mikaelson po czym przewracając się na bok, aby lepiej widzieć twarz swojej rozmówczyni.
- Nie będę robić scen, obiecuję.- zapewniła go usilnie próbując uzyskać odpowiedź na nurtujące ją pytanie.- Ja po prostu... Po prostu od jakiegoś czasu ciągle o tym rozmyślam. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że to ważny element tej naszej pokręconej układanki, który został przede mną ukryty.
- Lepiej...- zaczął Klaus, ale Care weszła mu w słowo.
- Nie mów, że lepiej żebym nie wiedziała, bo wszyscy powtarzają mi to od śmierci mamy. Lepiej żebyś tam nie szła, lepiej żebyś trzymała się od nas z daleka, lepiej żebyś stąd wyjechała... A ja wiem co jest dla mnie najlepsze.- wyznała szczerze- Ze wszystkich ludzi na świecie myślałam, że ty to zrozumiesz.- westchnęła, gdy zamiast imienia otrzymała tylko głuchą ciszę.
- Haley.- usłyszała po kilku minutach, jednak była tak zamyślona, że na początku nie zrozumiałą o co chodzi.
- Chciałaś znać imię matki Hope. Haley.- wyjaśnił Klaus widząc jej zagubioną minę.
- Aha.- odpowiedziała spokojnie, wręcz obojętnie, chociaż w jej głowie myślisz zaczęły kłębić się jak szalone. Miała tyle pytań. Kiedy? Czemu? Gdzie ona jest teraz? Jednak zamiast tego powiedziała tylko- Dzięki za odpowiedź, doceniam to.- na co Mikaelson jedynie uśmiechnął się blado. Leżeli tak jeszcze przez parę minut, aż Caroline przerwała panującą między nimi ciszę.
- No to złaź z łóżka.- zażartowała (chociaż nie do końca)
- Że co?- zapytał praktycznie śpiący już wampir- Przecież powiedziałaś, że jednak mogę tu spać.
- Nie, powiedziałam, że nie mam siły zciągać cię z łóżka siłą bo jestem zmęczona.- sprostowała szybko
- Jakbyś faktycznie nie chciała ze mną spać to coś byś wymyśliła.- powiedział Klaus i ze zwycięskim oraz lekko rozbawionym uśmieszkiem puścił jej oko. Care zrobiła się bordowa ze złości jednak zamiast wykłócać się jak zwykle, dyplomatycznie mruknęła "Dobranoc" po czym odwróciła się na drugi bok. Kiedy się obudziła był środek dnia, a ona leżała w objęciach Klausa Mikaelsona.
***
- Nie ma takiej opcji.- powiedziała Sheila wyjątkowo opanowanym tonem.
- No ale tylko raz. Ostatni raz. Obiecuję.- błagała brunetka
- Zawarłyśmy umowę, nie mam zamiaru wysyłać cię na drugą stronę po raz kolejny.
- Czy ty nie możesz zrozumieć, że jest jeszcze jedna osoba, którą muszę zobaczyć?- zapytała poirytowana wampirzyca
- A to przypadkiem nie ostatnio miałaś odwiedzić swoją wielką miłość? Nie wyglądasz na osobę, która ma masę przyjaciół.- dogryzła jej wiedźma
- Zdziwiłabyś się.- odfuknęła- Poza tym to nie żadna wielka miłość tylko przyjaciel i to nawet nie jego do końca chcę zobaczyć.- wyjaśniła brunetka na co Sheila zrobiła zdziwioną minę.- No muszę coś sprawdzić, poza tym z niczego nie będę ci się spowiadać. Przenieś mnie tam i tyle.
- A podobno miałam spoczywać w pokoju....- mruknęła poirytowana czarownica i chcąc nie chcąc zaczęła odprawiać magiczny rytuał.
***
- No przestań już się na mnie obrażać. Przecież nikogo nie zamordowałem.- próbował udobruchać Bonnie Kol, chociaż według niego była to najlepsza i najzabawniejsza jednocześnie rzecz jak przytrafiła mu się odkąd umarł.
- Zabiłeś.- powiedziała całkowicie poważna wiedźma, a Kol tylko uniósł pytająco brew.- Mój honor i poczucie godności zabiłeś!- wykrzyknęła, przez co jakaś grupka nastolatków siedzących na ławce w parku spojrzała na nią jak na wariatkę. Bądź co bądź według nich Bonnie kłóciła się z powietrzem...
- Nie drzyj się bo cię jeszcze gdzieś zamkną.-zażartował Mikaelson- Poza tym ja cię tylko zaprosiłem na randkę.- dodał z miną niewiniątka
- A ja musiałam się zgodzić.- powiedziała oburzona tym faktem Bennett
- Nic nie musiałaś.- bronił się Kol
- Musiałam!- zaczęła głośno, jednak po chwili ściszyła ton głosu i dodała- Gdybym się nie zgodziła i tak nie wyszedł byś z tej łazienki, a ja nadal leżałabym w wannie.
- Kusząca wizja.- zażartował Mikaelson czym zasłużył sobie na serię miotających ognie spojrzeń.
- Bonnie!- usłyszeli nagle radosny krzyk małej dziewczynki
- Cześć Hope. A gdzie Rebekah i Stefan?- zapytała się Bonnie
- Tam.- powiedziała wskazując w kierunku gdzie dwoje ludzi tarzało się po piknikowym kocu walcząc o telefon.- Ciocia zrobiła wujkowi Stefanowi zdjęcie i teraz kłócą się czy je skasować czy nie.- wyjaśniła widząc nic nie rozumiejącą minę wiedźmy.
- Jak dzieci.- mruknął Kol z udawaną dezaprobatą dla siostry, a po chwili usłyszał śmiech dochodzący zza jego pleców. Tyle, że to nie był śmiech Bonnie.
- Pamiętasz mnie jeszcze?- zapytała brunetka, gdy ten odwrócił się w jej stronę, a na jego twarzy pojawiło się kompletne zdziwienie.
- Co ty tu robisz?- zapytał zszokowany
- Jestem martwa, ty też. A teraz mów jak Sheila Bennett utrzymuje cię po tej stronie.- powiedziała bezpośrednio, a po jej minie widać było, że to wcale nie jest prośba.
~~~~~~~~~~~~~
Witamy, witamy :)
Tak jak obiecałyśmy, punktualnie w piątek dodajemy rozdział :D To chyba pierwszy od dawna czas, gdy robimy to w terminie... W każdym razie mamy nadzieję, że ktoś z was przeczyta go w tym niemiłosiernym gorącu, bo szczerze mówiąc my umieramy :/ Ale...Jeżeli już zbierzecie się w sobie i zajrzycie na naszego bloga to mamy nadzieję, że napiszecie jakiś komentarz, abyśmy wiedziały że nasza praca w pocie czoła (dosłownie) nie poszła na marne ;)
Pozdrawiamy
Mar&Yacker ;**
***
Wyczerpana rytuałem Bonnie wstała dopiero ok. 12. Całe mieszkanie niemal topiło się od słońca, a ona sama wprost lepiła się od potu.
Poczłapała wolno do kuchni, mając nadzieję że wampiry trzymają w lodówce coś innego niż woreczki z krwią - i została miło zaskoczona. Stwierdziła zupełny brak krwi, natomiast sporo owoców a nawet jakieś mleko. Wolała się nie zastanawiać czym w takim razie żywili się Stefan i Rebekah skoro nie mieli skradzionych ze szpitala zapasów...
W każdym razie nalała mleka do pierwszej lepszej szklanki (było tak zimne że aż zabolały ją zęby) i pochłonęła całe pudełko jagód.
Zdziwiła ją nieco panującą wszędzie cisza, ale po chwili i to się wyjaśniło.
" Jesteśmy w parku, wrócimy po południu. Hope cię pozdrawia." głosiła kartka leżącą na stole. Pod spodem zauważyła też dopisek, nakreślony najwyraźniej pismem Rebeki.
"Musimy pogadać o K."
Bonnie westchnęła. Trudno będzie wytłumaczyć wszystko Rebece jednocześnie nie zdradzając tego, że Kol jest na ziemi. Tak jakby.
Dziewczyna podniosła się z krzesła i szybko skierowała się do łazienki.
Nadprzyrodzone problemy same w sobie są stresujące, ale jeśli dodać do nich niemiłosierny gorąc to człowiek ma ochotę się pochlastać.
***
Po upływie pół godziny Bonnie nadal tkwiła w wannie. Chłodna woda z każdą chwilą poprawiała czarownicy humor, a piana miała śliczny zapach lawendy (Bennett wolała nie myśleć co zrobi Rebeka gdy odkryje brak tego płynu do kąpieli - wyglądał na dość drogi).
Wiedźma zamknęła oczy i była na granicy snu i jawy gdy usłyszała aż nazbyt znajomy głos.
- Topisz się? Bo jeśli tak to zawsze mogę cię uratować. Usta-usta i te sprawy.
Przerażona dziewczyna natychmiast otworzyła oczy.
- CO TY TU ROBISZ??!!
- Stoję i podziwiam widoki, a ty? - odparł uprzejmym tonem.
- USIŁUJĘ SIĘ WYKĄPAĆ!
- Ależ kąp się, mi to nie przeszkadza. - wzruszył ramionami.
- ALE MI TO PRZESZKADZA!
- No to się nie kąp. Po co robić coś co ci przeszkadza. Chociaż muszę przyznać że z tymi mokrymi włosami i chłodną bryzą ci do twarzy. Proste zaklęcie a daje tyle radości w gorące dni.
- NATYCHMIAST SIĘ STĄD WYNOŚ!!!
- Skoro tak bardzo nie chcesz być ze mną w jednym pomieszczeniu to raczej ty powinnaś wyjść. - zrobił niewinną minę.
- NIE MOGĘ!!
- Ależ możesz. Nikt ci nie zabrania.
-MOJE POCZUCIE GODNOŚCI MI NIE POZWALA!!
Kol uśmiechnął się złośliwie. Skoro Bonnie była w sytuacji bez wyjścia, to zgodzi się na wszystko, byleby tylko wyszedł.
- Dobrze, wyjdę skoro tak ci na tym zależy. Ale pod jednym warunkiem. No, właściwie dwoma.
- TY ŚMIESZ MI DYKTOWAĆ WARUNKI??!
- To nie ja utknąłem nagi w wannie, więc to ja stawiam warunki. No, chyba że chcesz wyjść, droga wolna..
- Grrrh. Gadaj czego chcesz.
- No, tak od razu lepiej się rozmawia, bez krzyków, na spokojnie..
- Nie wnerwiaj mnie!
- Dobrze, dobrze! Po pierwsze, obiecaj że zrobisz wszystko żeby wrócić mnie do świata żywych.
Przewróciła oczami.
- Potrzebujesz na to gwarancji, serio?
- Po prostu przysięgnij.
- Okej, przysięgam że zrobię wszystko żebyś wrócił. A drugi warunek?? Trochę mi się spieszy.
Miała wrażenie że Kol zatarł ręce, jakby knuł jakiś spisek.
- Drugi warunek jest taki że gdy już mnie wskrzesisz, zgodzisz się pójść ze mną na randkę.
***
- Jestem głodna!!
Hope padła na koc ciężko oddychając.
- Ej, młoda damo, co się mówi??
- Jestem śmiertelnie głodna??
- Pro..
- Proszę daj mi coś do jedzenia bo jestem głodna.
- Proszę kochanie. - Rebeka podała jej kanapkę , a dziewczynka wgryzła się w nią jak jej ojciec w tętnice ludzi.
Po chwili pojawił się też Stefan, niosąc różowy rower Hope i mając na głowie jej równie różowy kask.
- Nic nie mów. - poprosił Rebekę gdy tylko zobaczył jej minę.
- Wujek Elijah mówi że zawsze trzeba nosić kask. - wtrąciła się nagle córka Klausa.
- Nawet jeśli nie jedzie się na rowerze?!
Zamiast odpowiedzieć Hope ponownie zajęła się kanapką.
Rebeka natomiast nic nie odpowiedziała, tylko zrobiła Stefanowi zdjęcie. W różowym kasku.
- Natychmiast to usuń!
- Nie ma mowy!
- Rebeka...
- Sam sobie usuń! - krzyknęła i zaczęła biec, trzymając telefon w ręce.
- Rebeka! - krzyknął mężczyzna - To nie jest śmieszne! - i ruszył w pogoń.
Natomiast Hope ze stoickim spokojem zajadała kanapkę.
Nie mieli zielonego pojęcia, że ktoś uważnie ich obserwował...
***
- Śpisz???- zapytała Caroline odwracając głowę w stronę swojego towarzysza
- Nie, a ty?- odpowiedział Klaus spoglądając na nią spod przymrużonych oczu, na co ona w odpowiedzi pokiwała przecząco głową.
- Kim ona jest?- spytała znienacka po chwili milczenia
- Osoba, która morduje ludzi w Nowym Orleanie? Sam chciałbym wiedzieć...- powiedział zasępiony wampir. Po tym jak Elijah zadzwonił do niego z informacją, że jakaś barmanka została zabita nie przestawał myśleć o niczym innym jak o tajemniczym mordercy czyhającym na jego rodzinę i ich przyjaciół.
- Nie.-powiedziała Care przerywając jego rozmyślania.- Matka Hope. Kto to?- zapytała wprost Klausa, czym kompletnie zbiła go z tropu.- No bo kiedy opowiadałeś mi całą historię mówiłeś tylko "mama Hope", "ona", ale nigdy po imieniu. Chciałabym po prostu znać imię.- wyjaśniła po chwili
- Uwierz mi Caroline, wcale nie chcesz tego wiedzieć.- powiedział Mikaelson po czym przewracając się na bok, aby lepiej widzieć twarz swojej rozmówczyni.
- Nie będę robić scen, obiecuję.- zapewniła go usilnie próbując uzyskać odpowiedź na nurtujące ją pytanie.- Ja po prostu... Po prostu od jakiegoś czasu ciągle o tym rozmyślam. Nie wiem dlaczego, ale mam wrażenie, że to ważny element tej naszej pokręconej układanki, który został przede mną ukryty.
- Lepiej...- zaczął Klaus, ale Care weszła mu w słowo.
- Nie mów, że lepiej żebym nie wiedziała, bo wszyscy powtarzają mi to od śmierci mamy. Lepiej żebyś tam nie szła, lepiej żebyś trzymała się od nas z daleka, lepiej żebyś stąd wyjechała... A ja wiem co jest dla mnie najlepsze.- wyznała szczerze- Ze wszystkich ludzi na świecie myślałam, że ty to zrozumiesz.- westchnęła, gdy zamiast imienia otrzymała tylko głuchą ciszę.
- Haley.- usłyszała po kilku minutach, jednak była tak zamyślona, że na początku nie zrozumiałą o co chodzi.
- Chciałaś znać imię matki Hope. Haley.- wyjaśnił Klaus widząc jej zagubioną minę.
- Aha.- odpowiedziała spokojnie, wręcz obojętnie, chociaż w jej głowie myślisz zaczęły kłębić się jak szalone. Miała tyle pytań. Kiedy? Czemu? Gdzie ona jest teraz? Jednak zamiast tego powiedziała tylko- Dzięki za odpowiedź, doceniam to.- na co Mikaelson jedynie uśmiechnął się blado. Leżeli tak jeszcze przez parę minut, aż Caroline przerwała panującą między nimi ciszę.
- No to złaź z łóżka.- zażartowała (chociaż nie do końca)
- Że co?- zapytał praktycznie śpiący już wampir- Przecież powiedziałaś, że jednak mogę tu spać.
- Nie, powiedziałam, że nie mam siły zciągać cię z łóżka siłą bo jestem zmęczona.- sprostowała szybko
- Jakbyś faktycznie nie chciała ze mną spać to coś byś wymyśliła.- powiedział Klaus i ze zwycięskim oraz lekko rozbawionym uśmieszkiem puścił jej oko. Care zrobiła się bordowa ze złości jednak zamiast wykłócać się jak zwykle, dyplomatycznie mruknęła "Dobranoc" po czym odwróciła się na drugi bok. Kiedy się obudziła był środek dnia, a ona leżała w objęciach Klausa Mikaelsona.
***
- Nie ma takiej opcji.- powiedziała Sheila wyjątkowo opanowanym tonem.
- No ale tylko raz. Ostatni raz. Obiecuję.- błagała brunetka
- Zawarłyśmy umowę, nie mam zamiaru wysyłać cię na drugą stronę po raz kolejny.
- Czy ty nie możesz zrozumieć, że jest jeszcze jedna osoba, którą muszę zobaczyć?- zapytała poirytowana wampirzyca
- A to przypadkiem nie ostatnio miałaś odwiedzić swoją wielką miłość? Nie wyglądasz na osobę, która ma masę przyjaciół.- dogryzła jej wiedźma
- Zdziwiłabyś się.- odfuknęła- Poza tym to nie żadna wielka miłość tylko przyjaciel i to nawet nie jego do końca chcę zobaczyć.- wyjaśniła brunetka na co Sheila zrobiła zdziwioną minę.- No muszę coś sprawdzić, poza tym z niczego nie będę ci się spowiadać. Przenieś mnie tam i tyle.
- A podobno miałam spoczywać w pokoju....- mruknęła poirytowana czarownica i chcąc nie chcąc zaczęła odprawiać magiczny rytuał.
***
- No przestań już się na mnie obrażać. Przecież nikogo nie zamordowałem.- próbował udobruchać Bonnie Kol, chociaż według niego była to najlepsza i najzabawniejsza jednocześnie rzecz jak przytrafiła mu się odkąd umarł.
- Zabiłeś.- powiedziała całkowicie poważna wiedźma, a Kol tylko uniósł pytająco brew.- Mój honor i poczucie godności zabiłeś!- wykrzyknęła, przez co jakaś grupka nastolatków siedzących na ławce w parku spojrzała na nią jak na wariatkę. Bądź co bądź według nich Bonnie kłóciła się z powietrzem...
- Nie drzyj się bo cię jeszcze gdzieś zamkną.-zażartował Mikaelson- Poza tym ja cię tylko zaprosiłem na randkę.- dodał z miną niewiniątka
- A ja musiałam się zgodzić.- powiedziała oburzona tym faktem Bennett
- Nic nie musiałaś.- bronił się Kol
- Musiałam!- zaczęła głośno, jednak po chwili ściszyła ton głosu i dodała- Gdybym się nie zgodziła i tak nie wyszedł byś z tej łazienki, a ja nadal leżałabym w wannie.
- Kusząca wizja.- zażartował Mikaelson czym zasłużył sobie na serię miotających ognie spojrzeń.
- Bonnie!- usłyszeli nagle radosny krzyk małej dziewczynki
- Cześć Hope. A gdzie Rebekah i Stefan?- zapytała się Bonnie
- Tam.- powiedziała wskazując w kierunku gdzie dwoje ludzi tarzało się po piknikowym kocu walcząc o telefon.- Ciocia zrobiła wujkowi Stefanowi zdjęcie i teraz kłócą się czy je skasować czy nie.- wyjaśniła widząc nic nie rozumiejącą minę wiedźmy.
- Jak dzieci.- mruknął Kol z udawaną dezaprobatą dla siostry, a po chwili usłyszał śmiech dochodzący zza jego pleców. Tyle, że to nie był śmiech Bonnie.
- Pamiętasz mnie jeszcze?- zapytała brunetka, gdy ten odwrócił się w jej stronę, a na jego twarzy pojawiło się kompletne zdziwienie.
- Co ty tu robisz?- zapytał zszokowany
- Jestem martwa, ty też. A teraz mów jak Sheila Bennett utrzymuje cię po tej stronie.- powiedziała bezpośrednio, a po jej minie widać było, że to wcale nie jest prośba.
~~~~~~~~~~~~~
Witamy, witamy :)
Tak jak obiecałyśmy, punktualnie w piątek dodajemy rozdział :D To chyba pierwszy od dawna czas, gdy robimy to w terminie... W każdym razie mamy nadzieję, że ktoś z was przeczyta go w tym niemiłosiernym gorącu, bo szczerze mówiąc my umieramy :/ Ale...Jeżeli już zbierzecie się w sobie i zajrzycie na naszego bloga to mamy nadzieję, że napiszecie jakiś komentarz, abyśmy wiedziały że nasza praca w pocie czoła (dosłownie) nie poszła na marne ;)
Pozdrawiamy
Mar&Yacker ;**
środa, 5 sierpnia 2015
Rozdział 20
"Just a small town girl living in a lonley world, she took the midnight train going anywhere"
Hope jeszcze chwilę po tym jak Klaus i Caroline wyszli wpatrywała się w drzwi. Później westchnęła i popatrzyła na swoją ciocię i Stefana.
- Idę pooglądać kreskówki.
Oniemiała Rebeka spojrzała na Stefana. On tylko wzruszył ramionami.
- Pokolenie telewizora, co poradzisz.
Rebeka zaśmiała się krótko i oparła głowę o jego ramię.
- Chodźmy dzisiaj do parku. Albo do wesołego miasteczka. Nie wiem, gdziekolwiek. W końcu Hope właśnie pożegnała się z własnym ojcem, należy jej się coś od życia.
Wampirzyca, mile zaskoczona, pokiwała głową.
- Naprawdę chcesz?
- Niby dlaczego miałbym nie chcieć spędzić z tobą i twoją bratanicą trochę czasu? Poza tym, żeby jakoś przekonać do siebie twojego brata muszę trochę podlizać się Hope. Niezbyt uśmiecha mi się ryzyko urwanej głowy na każdym rodzinnym obie...
Nie dokończył zdania bo Rebeka skutecznie uniemożliwiła mu to pocałunkiem.
- A to za co?
- No, cóż, wiesz, jesteśmy tak jakby razem. Czy to nie wystarczająca okazja?
- Bardziej niż wystarczająca. - Uśmiechnął się i objąwszy ją w talii kontynuował pocałunek.
I tak sobie stali i stali, i całowali się i całowali, i pewnie długo jeszcze by to robili, gdyby nie fakt że przerwał im dziecięcy głosik.
- Ekhem..
Zero reakcji.
- Ekhem, ekhem, nie chciałabym wam przeszkadzać...
Nadal nic.
Hope przewróciła oczami i wstała z kanapy.
- TO JA PÓJDĘ SOBIE PORYSOWAĆ ŻEBY WAM NIE PRZESZKADZAĆ!
To zadziałało. Rebeka z wyraźnym ociąganiem przerwała romantyczną chwilę i z przepraszającym uśmiechem zwróciła się do Hope.
- Przepraszam kochanie, my.... em..... co ty na to żeby pójść do parku?
Hope podskoczyła i klasnęła w dłonie.
- Tak! Tak! A będę mogła pojeździć na rowerze?
- Wzięłaś ze sobą rower?! - Stefan spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Ciocia Caroline powiedziała że dzięki temu w razie czego będę miała jak uciec.
- Ciocia Caroline to urocza osoba. - Stwierdził Salvatore. - No dobrze Hope, poszukajmy tego roweru. Leć pierwsza, przyjdę za chwilę.
Dziewczynka kiwnęła głową i już jej nie było. Tymczasem Stefan po raz ostatni pocałował swoją dziewczynę.
- Dokończymy, to. Później.
- Mam nadzieję. Ale teraz leć bo inaczej Hope sama zacznie przekopywać te wszystkie pudła. A nie masz ochoty tego sprzątać, prawda kochanie?
Stefan tylko uśmiechnął się krzywo.
- Podtrzymywanie romantycznej atmosfery to zdecydowanie twoja specjalność Bex.
***
Cami głęboko wciągnęła w płuca ciepłe powietrze. Od samego rana miała dobry humor - może był to powiew wiosny, a może efekt spaceru z Elijah'ą poprzedniego dnia? W każdym razie wszystko było jakby lepsze, radośniejsze - i nie mącił tego nawet fakt że Klaus robił nie wiadomo co, nie wiadomo gdzie, sam na sam z pewną bardzo ładną blondynką. Poprzedniego wieczora Elijah powiedział jej kilka gorzkich słów na temat Klausa - i o dziwo zaakceptowała jego uwagi bez mrugnięcia okiem.
- Witaj Cami!
- O, dzień dobry pani Gordon. Wpadnę do pani po pracy.
- Dobrze, przyjdź kochanie. Właśnie odebrałam dostawę świeżych pomidorów.
- Tym bardziej przyjdę. Do widzenia!
A może by tak coś ugotować.. Tak, całkiem niezły pomysł. Gdy Klaus... i Caroline wrócą mogłaby zaprosić ich razem z Elijah'ą. A gdyby pierwsza dwójka długo nie wracała do Nowego Orleanu, to zawsze mogliby spotkać się we dwoje ze starszym Mikaelsonem. W końcu przyjaciele jedzą razem kolacje, prawda?
Rozmyślając o Mikaelsonach, jedzeniu i różnych innych sprawach dotarła do pracy. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Nagle zauważyła Emily - swoją koleżankę i zmienniczkę - siedzącą na krześle.
Z nożem w sercu.
***
- Elijah Mikaelson, słucham.
- E-Elijah, j-ja właśnie przy-szłam do pracy i..i..Emily..m-moja..
- Camille, spokojnie, co się dzieje??
- O-ona n-nie żyje. Elijah, o-ona nie żyje!
- Będę za chwilę nie ruszaj się stamtąd.
Elijah westchnął. Nowy Orlean nadal nie był bezpieczny - nawet dla wampirów i ich przyjaciół. A jeśli jego przypuszczenia były słuszne, Cami była w większym niebezpieczeństwie niż ktokolwiek mógł myśleć.
Nie muszę chyba dodawać że Elijah zawsze był typem rycerza na białym koniu który ratował księżniczki z niebezpiecznych sytuacji.
***
- No więc utknęliśmy w szczerym polu... Świetnie. No po prostu GENIALNIE.- powiedziała sarkastycznie Caroline przyglądając się kontrolce wskazującej na brak paliwa w samochodzie.
- O co ci znowu chodzi? Trzeba było patrzeć na ilość benzyny a nie teraz się mnie czepiać.- bronił się Klaus
- A co mnie obchodzi benzyna skoro ty prowadzisz?- odszczeknęła się Forbes
- Skoro cię nie obchodzi to nie narzekaj teraz.
- Wkurzasz mnie.
- Ty mnie też.- odpowiedział Klaus po czym nastała kompletna cisza. Dłuuuuga cisza... Aż w końcu Caroline nie wytrzymała i powiedziała
- Sprawdzę czy w pobliżu nie ma jakiegoś hotelu.
- Może być.- mruknął Mikaelson wpatrując się bezmyślnie w horyzont.
- Otóż...- zaczęła Care spoglądając wymownie na Klausa- Według tego magicznego urządzenia, jakim jest iPhone, dowiedziałam się że jakieś 3,5 kilometra stąd znajduje się niejaki Motel Swan, w którym być może znajdują się jakieś wolne pokoje. Satysfakcjonuje cię takie wyjście z tej sytuacji?- zapytała zgryźliwie
- Jest idealne.- odparł równie ironicznie Klaus po czym jak gdyby nigdy nic wysiadł z auta i ruszył przed siebie.
- Nie chcę nic mówić, ale idziesz w złą stronę.- powiedziała ze śmiechem Caroline wysiadając z samochodu i udając się w prawidłowym kierunku
- Wiem. Sprawdzałem tylko czy nie jedzie żaden samochód, z którego moglibyśmy zabrać trochę benzyny.- zaoponował wampir
- Akurat.- mruknęła Care i mimowolnie uśmiechnęła się na tą beznadziejną wymówkę.
***
- Czy to byli oni?- zapytała Camille kiedy Elijah zabrał martwe ciało i zaproponował, że odwiezie ją do domu.- Mieszańcy?
- Nie mam stuprocentowej pewności, ale wszystko na to wskazuje.- odpowiedział zmęczony tą sytuacją wampir
- Ale dlaczego? Czemu Emily? Przecież ona nawet nie wiedziała o wampirach i tym wszystkim.- próbowała ułożyć to w swojej głowie Cami
- Widzisz Camille, ludzie wiedzą czasem więcej niż nam się wydaje. Niekiedy są to dla nich przydatne informacje, a czasem...-zamyślił się Mikaelson
- Nadal mówimy o Em?- zapytała dziewczyna widząc twarz swojego przyjaciela
- Oczywiście, że o niej. No bo o kim innym?- odpowiedział natychmiast
- Elijah jeżeli chcesz poro...- nie dane było jej dokończyć ponieważ wampir wszedł jej w słowo
- Nie Camie, dość. Przestań poddawać wszystko psychologicznej analizie. Przykro mi z powodu twojej przyjaciółki, ale myślę że powinnaś już iść.- wyparował oschle Mikaelson po czym otworzył jej drzwi od strony pasażera i gdy tylko dziewczyna wysiadła odjechał bez słowa pożegnania.
***
- No to masz to swoje "przed siebie"- mruknęła Care patrząc na obskurny budynek, który według nawigacji miał być motelem. Według Caroline nie zasługiwał nawet na miano stajni, ale w tym momencie było jej już wszystko jedno.
- Wchodź i nie gadaj. Chyba, że chcesz spać w moim aucie.
- Chciałbyś.- powiedziała i ruszyła w stronę granatowego budynku. Gdy znalazła się w środku jej oczom ukazała się niewielka portiernia oraz ogromny (i wcale nie taki piękny jakby się wydawało) łabędź widniejący na ścianie.- Dobry wieczór.- powiedziała podchodząc do siedzącej za kontuarem dziewczyny. Miała ona na oko ze 20 lat i najwyraźniej desperacko potrzebowała pieniędzy, skoro zdecydowała się na pracę w tej imitacji hotelu.
- W czym mogę pomóc?- zapytała uprzejmie
- Chcielibyśmy z kolegą przenocować tu dzisiaj. Są jakieś wolne pokoje?- zapytała równie grzecznie blondynka, Klaus tylko mruknął jej do ucha
- "Kolegą"?- czym zarobił sobie mocnego kopniaka w piszczel.
- Oczywiście, że mamy wolne pokój. Proszę bardzo.- powiedziała Maggie ( bo takie imię widniało na jej plakietce) i podała im klucz do pokoju.- Życzą sobie państwo coś jeszcze?
- Na razie nie, dziękujemy.- powiedziała Caroline i skierowała się do pokoju. Kiedy weszła po schodach zobaczyła Klausa stojącego pod drzwiami z jej walizką.
- Dzięki.- powiedziała i wymijając go otworzyła drzwi do pokoju nr. 124. Gdy weszli do środka ich oczom ukazał się zadziwiająco przytulny pokoik z balkonem, łazienką i jednym łóżkiem...
- Śpisz na podłodze.- zakomendowała Caroline i wyjmując z bagażu kosmetyczkę skierowała się prosto do łazienki. Nie zdążyła nawet zamknąć drzwi, a do jej uszu dobiegł męski śmiech i uszczypliwy komentarz.
- Chciałabyś...
~~~~~~~~~
Otóż kochani mamy nowy rozdział!!! Ciuuuutke opóźniony ale jest xD A tak na poważnie to bardzo przepraszamy, że tyle musieliście czekać, ale jedna z nas ma remont, a druga wybyła na mazury ;) Ale lepiej późno niż wcale, prawda? :* Nie możemy uwierzyć że to już 20 rozdział! Mam wrażenie jakbyśmy założyły tego bloga wczoraj, a tu już tyle za nami ;) Mamy nadzieję, że nie zanudziłyśmy was na śmierć i zdołacie napisać jeszcze parę motywujących komentarzy :P Następnego rozdziału możecie wypatrywać już w piątek (w rekompensacie za taką długą przerwę :) ) Także...
Miłego czytania ;) ( chociaż technicznie rzecz biorąc skoro czytacie notkę musieliście przeczytać już rozdział ale nie ważne...xD)
Pozdrawiamy
Mar&Yacker ;***
Hope jeszcze chwilę po tym jak Klaus i Caroline wyszli wpatrywała się w drzwi. Później westchnęła i popatrzyła na swoją ciocię i Stefana.
- Idę pooglądać kreskówki.
Oniemiała Rebeka spojrzała na Stefana. On tylko wzruszył ramionami.
- Pokolenie telewizora, co poradzisz.
Rebeka zaśmiała się krótko i oparła głowę o jego ramię.
- Chodźmy dzisiaj do parku. Albo do wesołego miasteczka. Nie wiem, gdziekolwiek. W końcu Hope właśnie pożegnała się z własnym ojcem, należy jej się coś od życia.
Wampirzyca, mile zaskoczona, pokiwała głową.
- Naprawdę chcesz?
- Niby dlaczego miałbym nie chcieć spędzić z tobą i twoją bratanicą trochę czasu? Poza tym, żeby jakoś przekonać do siebie twojego brata muszę trochę podlizać się Hope. Niezbyt uśmiecha mi się ryzyko urwanej głowy na każdym rodzinnym obie...
Nie dokończył zdania bo Rebeka skutecznie uniemożliwiła mu to pocałunkiem.
- A to za co?
- No, cóż, wiesz, jesteśmy tak jakby razem. Czy to nie wystarczająca okazja?
- Bardziej niż wystarczająca. - Uśmiechnął się i objąwszy ją w talii kontynuował pocałunek.
I tak sobie stali i stali, i całowali się i całowali, i pewnie długo jeszcze by to robili, gdyby nie fakt że przerwał im dziecięcy głosik.
- Ekhem..
Zero reakcji.
- Ekhem, ekhem, nie chciałabym wam przeszkadzać...
Nadal nic.
Hope przewróciła oczami i wstała z kanapy.
- TO JA PÓJDĘ SOBIE PORYSOWAĆ ŻEBY WAM NIE PRZESZKADZAĆ!
To zadziałało. Rebeka z wyraźnym ociąganiem przerwała romantyczną chwilę i z przepraszającym uśmiechem zwróciła się do Hope.
- Przepraszam kochanie, my.... em..... co ty na to żeby pójść do parku?
Hope podskoczyła i klasnęła w dłonie.
- Tak! Tak! A będę mogła pojeździć na rowerze?
- Wzięłaś ze sobą rower?! - Stefan spojrzał na nią ze zdziwieniem.
- Ciocia Caroline powiedziała że dzięki temu w razie czego będę miała jak uciec.
- Ciocia Caroline to urocza osoba. - Stwierdził Salvatore. - No dobrze Hope, poszukajmy tego roweru. Leć pierwsza, przyjdę za chwilę.
Dziewczynka kiwnęła głową i już jej nie było. Tymczasem Stefan po raz ostatni pocałował swoją dziewczynę.
- Dokończymy, to. Później.
- Mam nadzieję. Ale teraz leć bo inaczej Hope sama zacznie przekopywać te wszystkie pudła. A nie masz ochoty tego sprzątać, prawda kochanie?
Stefan tylko uśmiechnął się krzywo.
- Podtrzymywanie romantycznej atmosfery to zdecydowanie twoja specjalność Bex.
***
Cami głęboko wciągnęła w płuca ciepłe powietrze. Od samego rana miała dobry humor - może był to powiew wiosny, a może efekt spaceru z Elijah'ą poprzedniego dnia? W każdym razie wszystko było jakby lepsze, radośniejsze - i nie mącił tego nawet fakt że Klaus robił nie wiadomo co, nie wiadomo gdzie, sam na sam z pewną bardzo ładną blondynką. Poprzedniego wieczora Elijah powiedział jej kilka gorzkich słów na temat Klausa - i o dziwo zaakceptowała jego uwagi bez mrugnięcia okiem.
- Witaj Cami!
- O, dzień dobry pani Gordon. Wpadnę do pani po pracy.
- Dobrze, przyjdź kochanie. Właśnie odebrałam dostawę świeżych pomidorów.
- Tym bardziej przyjdę. Do widzenia!
A może by tak coś ugotować.. Tak, całkiem niezły pomysł. Gdy Klaus... i Caroline wrócą mogłaby zaprosić ich razem z Elijah'ą. A gdyby pierwsza dwójka długo nie wracała do Nowego Orleanu, to zawsze mogliby spotkać się we dwoje ze starszym Mikaelsonem. W końcu przyjaciele jedzą razem kolacje, prawda?
Rozmyślając o Mikaelsonach, jedzeniu i różnych innych sprawach dotarła do pracy. Otworzyła drzwi i weszła do środka. Nagle zauważyła Emily - swoją koleżankę i zmienniczkę - siedzącą na krześle.
Z nożem w sercu.
***
- Elijah Mikaelson, słucham.
- E-Elijah, j-ja właśnie przy-szłam do pracy i..i..Emily..m-moja..
- Camille, spokojnie, co się dzieje??
- O-ona n-nie żyje. Elijah, o-ona nie żyje!
- Będę za chwilę nie ruszaj się stamtąd.
Elijah westchnął. Nowy Orlean nadal nie był bezpieczny - nawet dla wampirów i ich przyjaciół. A jeśli jego przypuszczenia były słuszne, Cami była w większym niebezpieczeństwie niż ktokolwiek mógł myśleć.
Nie muszę chyba dodawać że Elijah zawsze był typem rycerza na białym koniu który ratował księżniczki z niebezpiecznych sytuacji.
***
- No więc utknęliśmy w szczerym polu... Świetnie. No po prostu GENIALNIE.- powiedziała sarkastycznie Caroline przyglądając się kontrolce wskazującej na brak paliwa w samochodzie.
- O co ci znowu chodzi? Trzeba było patrzeć na ilość benzyny a nie teraz się mnie czepiać.- bronił się Klaus
- A co mnie obchodzi benzyna skoro ty prowadzisz?- odszczeknęła się Forbes
- Skoro cię nie obchodzi to nie narzekaj teraz.
- Wkurzasz mnie.
- Ty mnie też.- odpowiedział Klaus po czym nastała kompletna cisza. Dłuuuuga cisza... Aż w końcu Caroline nie wytrzymała i powiedziała
- Sprawdzę czy w pobliżu nie ma jakiegoś hotelu.
- Może być.- mruknął Mikaelson wpatrując się bezmyślnie w horyzont.
- Otóż...- zaczęła Care spoglądając wymownie na Klausa- Według tego magicznego urządzenia, jakim jest iPhone, dowiedziałam się że jakieś 3,5 kilometra stąd znajduje się niejaki Motel Swan, w którym być może znajdują się jakieś wolne pokoje. Satysfakcjonuje cię takie wyjście z tej sytuacji?- zapytała zgryźliwie
- Jest idealne.- odparł równie ironicznie Klaus po czym jak gdyby nigdy nic wysiadł z auta i ruszył przed siebie.
- Nie chcę nic mówić, ale idziesz w złą stronę.- powiedziała ze śmiechem Caroline wysiadając z samochodu i udając się w prawidłowym kierunku
- Wiem. Sprawdzałem tylko czy nie jedzie żaden samochód, z którego moglibyśmy zabrać trochę benzyny.- zaoponował wampir
- Akurat.- mruknęła Care i mimowolnie uśmiechnęła się na tą beznadziejną wymówkę.
***
- Czy to byli oni?- zapytała Camille kiedy Elijah zabrał martwe ciało i zaproponował, że odwiezie ją do domu.- Mieszańcy?
- Nie mam stuprocentowej pewności, ale wszystko na to wskazuje.- odpowiedział zmęczony tą sytuacją wampir
- Ale dlaczego? Czemu Emily? Przecież ona nawet nie wiedziała o wampirach i tym wszystkim.- próbowała ułożyć to w swojej głowie Cami
- Widzisz Camille, ludzie wiedzą czasem więcej niż nam się wydaje. Niekiedy są to dla nich przydatne informacje, a czasem...-zamyślił się Mikaelson
- Nadal mówimy o Em?- zapytała dziewczyna widząc twarz swojego przyjaciela
- Oczywiście, że o niej. No bo o kim innym?- odpowiedział natychmiast
- Elijah jeżeli chcesz poro...- nie dane było jej dokończyć ponieważ wampir wszedł jej w słowo
- Nie Camie, dość. Przestań poddawać wszystko psychologicznej analizie. Przykro mi z powodu twojej przyjaciółki, ale myślę że powinnaś już iść.- wyparował oschle Mikaelson po czym otworzył jej drzwi od strony pasażera i gdy tylko dziewczyna wysiadła odjechał bez słowa pożegnania.
***
- No to masz to swoje "przed siebie"- mruknęła Care patrząc na obskurny budynek, który według nawigacji miał być motelem. Według Caroline nie zasługiwał nawet na miano stajni, ale w tym momencie było jej już wszystko jedno.
- Wchodź i nie gadaj. Chyba, że chcesz spać w moim aucie.
- Chciałbyś.- powiedziała i ruszyła w stronę granatowego budynku. Gdy znalazła się w środku jej oczom ukazała się niewielka portiernia oraz ogromny (i wcale nie taki piękny jakby się wydawało) łabędź widniejący na ścianie.- Dobry wieczór.- powiedziała podchodząc do siedzącej za kontuarem dziewczyny. Miała ona na oko ze 20 lat i najwyraźniej desperacko potrzebowała pieniędzy, skoro zdecydowała się na pracę w tej imitacji hotelu.
- W czym mogę pomóc?- zapytała uprzejmie
- Chcielibyśmy z kolegą przenocować tu dzisiaj. Są jakieś wolne pokoje?- zapytała równie grzecznie blondynka, Klaus tylko mruknął jej do ucha
- "Kolegą"?- czym zarobił sobie mocnego kopniaka w piszczel.
- Oczywiście, że mamy wolne pokój. Proszę bardzo.- powiedziała Maggie ( bo takie imię widniało na jej plakietce) i podała im klucz do pokoju.- Życzą sobie państwo coś jeszcze?
- Na razie nie, dziękujemy.- powiedziała Caroline i skierowała się do pokoju. Kiedy weszła po schodach zobaczyła Klausa stojącego pod drzwiami z jej walizką.
- Dzięki.- powiedziała i wymijając go otworzyła drzwi do pokoju nr. 124. Gdy weszli do środka ich oczom ukazał się zadziwiająco przytulny pokoik z balkonem, łazienką i jednym łóżkiem...
- Śpisz na podłodze.- zakomendowała Caroline i wyjmując z bagażu kosmetyczkę skierowała się prosto do łazienki. Nie zdążyła nawet zamknąć drzwi, a do jej uszu dobiegł męski śmiech i uszczypliwy komentarz.
- Chciałabyś...
~~~~~~~~~
Otóż kochani mamy nowy rozdział!!! Ciuuuutke opóźniony ale jest xD A tak na poważnie to bardzo przepraszamy, że tyle musieliście czekać, ale jedna z nas ma remont, a druga wybyła na mazury ;) Ale lepiej późno niż wcale, prawda? :* Nie możemy uwierzyć że to już 20 rozdział! Mam wrażenie jakbyśmy założyły tego bloga wczoraj, a tu już tyle za nami ;) Mamy nadzieję, że nie zanudziłyśmy was na śmierć i zdołacie napisać jeszcze parę motywujących komentarzy :P Następnego rozdziału możecie wypatrywać już w piątek (w rekompensacie za taką długą przerwę :) ) Także...
Miłego czytania ;) ( chociaż technicznie rzecz biorąc skoro czytacie notkę musieliście przeczytać już rozdział ale nie ważne...xD)
Pozdrawiamy
Mar&Yacker ;***
Subskrybuj:
Komentarze (Atom)